Polska kuchnia Barbary Adamczewskiej

Podkreśla, że gotowanie jest bardzo twórcze - to własny smak plus eksperymentowanie. Wspólnie z mężem zredagowała 44 książki kucharskie. Przy ich stole liczy się ciekawa rozmowa.

         
ocena: 5/5 głosów: 3
Polska kuchnia Barbary Adamczewskiej
Gotowanie jest twórcze?

Bardzo! Nie na darmo nazywa się sztuką kulinarną. Z prostych składników komponuje się eleganckie danie.

A jak ktoś ma dwie lewe ręce do gotowania?

To brak ochoty i motywacji. Gotowanie to własny smak plus eksperymentowanie.

Dlaczego pani zajęła się pisaniem książek kulinarnych?

Pierwszą książkę napisałam prawie osiemnaście lat temu. Spotkałam się z moją przyjaciółką, Beatą Mellerową i postanowiłyśmy spisać prywatne kuchenne przepisy dla naszych córek.  Książka „W kuchni babci i wnuczki” stała się bardzo popularna. Wydano nawet drugi nakład, który też bardzo szybko się rozszedł. Niedawno moi znajomi kupili mi w Stanach jakiś egzemplarz, bo w polskich księgarniach tej książki już nie można kupić. Od tego czasu łącznie z moim mężem wydaliśmy 44 książki. Każdy ma swoją działkę. Mój mąż gotuje zwykle mięsa i ryby, a ja torty, sosy, sałatki. Dopełniamy się.

On gotuje pani zmywa, pani gotuje on zmywa?

Nie, kto nabrudzi, ten zmywa.  

Kuchnia jest największym pomieszczeniem  w pani domu?

Wiem, że były plotki, że mamy dwie kuchnie. Dementuję, mamy jedną połączoną z salonem.

Jak odrywała pani na nowo polską kuchnię w książce „Kuchnia polska na nowo odkryta”?

Pół roku spędziłam w  bibliotekach i przeczytałam ponad 150 książek kucharskich z XIX wieku. Potem każdy wybrany przepis sama ugotowałam i  sprawdziłam, co można zmienić, żeby nie było w nim mnóstwa tłuszczu, a pozostał duch tego dania. Kuchnia polska jest  elegancka i dobra pod warunkiem, że się ją gotuje starannie. Nie może być przeładowana żółtkami i śmietaną. Kotlet schabowy jest bliskim krewnym mediolańskiego kotleta. Powinien być lekki, nie opity tłuszczem, chrupiący,  z cieniutką warstwą panierki. W swoich przepisach na ciasta nie używam nigdy margaryny, bo jest sztuczna i może uczulać. Jajka też muszą być świeże. Jak nie mam dobrych składników, to wolę nic nie ugotować.

Podobno smaży pani pączki u siebie w domu na smalcu.

Pączki smaży się wyłącznie na smalcu, ale trzeba do nich dodać spirytus, żeby nie „wypiły” tłuszczu.  Trzeba dopilnować też temperatury smalcu, żeby pączki w nim nie leżały, tylko od razu złapały kolor, żeby szybko powstała skórka.  Oczywiście, że to nie jest dietetyczne danie, ale pączki je się przecież raz na rok w Tłusty Czwartek.

Dodaje pani jajko do ciasta na pierogi?

Według mojej babci ciasto na pierogi robi się tak, że zaparza się połowę mąki wrzącą wodą. Babcia lepiła ciasto na pierogi bez jajka, ja sama robię je z jednym jajkiem, żeby miało więcej składników odżywczych. Ciasto na pierogi bez jajka też się udaje.

Czy studia polonistyczne, które pani ukończyła,  pomagają w pisaniu książek kucharskich?

Oczywiście. Po pierwsze potrafię skrupulatnie zbierać materiał, umiem czytać stare teksty  literackie, po trzecie liczy się warsztat językowy. Staranne wykształcenie nie przeszkadza w gotowaniu (śmiech).  Zacytuję tutaj Martę Norkowską, XIX –wieczną autorkę książek i działaczkę społeczną, która powiedziała, że tylko kobieta prawdziwie inteligentna i wykształcona może być dobrą gospodynią. Jeśli ktoś piecze ciasto, może przecież myśleć o Monie Lizie. Dobrzy kucharze mają więcej do powiedzenia niż tylko o kotlecie.  Przy stole ma być nie  tylko jedzenie, ale też ciekawa rozmowa.  Jeśli się „zagadamy”, wszystko da się uratować…

Przesoloną zupę też?

Tak, do zupy albo do sosu można wrzucić cały obrany ziemniak, który zaabsorbuje nadmiar soli. Tylko przypalone potrawy nie dają się uratować. Sama przypalam wtedy, kiedy piszę książkę – stawiam garnek na gazie i o nim zapominam, bo wracam do redagowania. To jest reguła, że jak piszę książkę kucharską, to wszystkie obiady są przypalone.

Ma pani wagę w domu?

Odmierzam wyłącznie łyżką i szklanką. Te miary mi wystarczą. Posługuję się nimi w swoich książkach kucharskich. Kucharka nie jest farmaceutką, która odmierza składniki jak na lekarstwo.

Podobno Hanna Szymanderska ze wszystkich słodyczy lubi śledzie, a pani?

Lubię tort orzechowy. Niestety, kaloryczny, bardzo rzadko go robię, tylko na urodziny. Trzeba jeść umiarkowanie, nie przejadać się. Jedzeniem należy się delektować. Uważam, że jak coś jest smaczne, to jest to mój przyjaciel. Boję się próbować potraw, które nie wyglądają smakowicie. Boję się chodzić do restauracji, gdzie podają wszystko pod linijkę z jakąś sztuczną wisienką na dodatek.

Ile książek kucharskich ma Pani w domu?

500 albo więcej.

Córka umie gotować?

Tak, ale ma kompleksy. Kiedy przynoszę w pojemniczkach jedzenie wnukom, córka mówi: nie przynoś, bo ja też chcę się wykazać.  Moja wnuczka, jak miała 10 lat, to już potrafiła naleśniki usmażyć.