Glumanda napisał(a): malgorzata napisał(a): Dla mnie walentynki to jeden wielki kicz. Jakos mnie to nie bawi...
To bynajmniej dzis..nie pisz tu takich smutnych zdan... i daj sie bawic innym... a nie badz muchomorem.. daj sobie kropki na czerwono pomalowac.. jak serduszka
Ja Wysylam Ci serdeczne pozdrowiena..czy Cie to bawi czy nie.. juz nie mozesz powiedziec, ze nikt Ci dobrego slowa w ten dzien nie powiedzial
Pisze, co mysle - jak kazdy tutaj.
A jesli chodzi o mile slowa, to uslyszalam je dzisiaj. Dostalam rowniez kwiaty, piekne biale lilie.. Na szczescie nie bylo do nich doczepione jakies pichackie czerwone serduszko.
ptychu napisał(a): A jak z kawą rozpuszczalną? Czy są wśród nas jej zwolennicy?
Ja pije czesto kawe rozpuszczalna, bo w moim domu jestem jedynna zwolenniczka kawy i jestem czesto zbyt leniwa aby zaparzyc sobie porzadna kawe. To juz musi byc niedziela, albo jakies inne walentynki czy cos.
Nescafe Gold - w czerwonym kubku. Hektolitry!
Glumanda napisał(a): Kawa popsula sie ostatnio... kupuje drogie gatunki kawy a niejednokrotnie nie maja nawet te kawy takiego aromatu, jaki mialy kiedys. Swiezo zmielona i zaparzona kawa... nie pachnie na nic.. tzn.. zapach jest jakby byla juz 10 razy zaparzona
Wode do zaparzania kawy mam z dzbanka z filtrem Brita. Kiedys gdy kupowalismy kawe w miescie w jakims sklepiku Tchibo.. i kazalismy ja zaraz cala zmielic...
ta zapach jej byl taki silny.. ze az mdlilo..a teraz.. trzeba ja nosem wciagnac... i nic..
Moze to przez to, ze tendencje wszedzie sa na wiecej.. taniej... za darmo... pracownikom minimalnie..a kierownictwu kokosy... ziemia sie wyjalawia..a nawozy uzupelniajace to wyjalowienie..nie sa w stanie aby temu podolac.. czego sie od nich oczekuje.
Oglnie to parzymy ja przewaznie w expresie do kawy, uzywajac wody filtrowanej.. a kawa jest zawsze swiezo zmielona.
Do tego troczke mleka kondensowanego.. moj maz z cukrem..a ja bez
Glumanda, sprubuj kawy z Bio-sklepow!
Odp: Odp: Jak to bylo z tym cudem podzielenia chleba i nakarmienia ludzi..?
ptychu napisał(a): Takie zbiorowe przyrządzanie posiłków to świetna sprawa, ja kiedyś pozwoliłam na moim stole porządzić troszkę rodzince. Moje dzieciaki oczywiście narobiły małej rewolucji, ale się najadły. To była uczta naleśnikowa. Chodziło o to aby każdy sam sobie skomponował nadzienia. Do dyspozycji mieliśmy twarożek, na słodko, albo słono, jak kto woli. Była sałatka po meksykańsku i sos, który powstał z poprzedniego obiadu, dżem i czekolada. Tak się wszyscy naprodukowali, że w sumie zjedli ok. 2 naleśniki na osobę. Gdybym sama przygotowała i podała im na talerzach poszłoby o wiele więcej, wiem to już z doświadczenia. Taka podzielność obiadowa jest dużo bardziej opłacalna.
Co do nalesnikow, to ja nigdy ich nie nadziewam. Wszystko stoi na stole i kazdy sobie nadziewa czym chce. "Rewolucji" nie ma. Normalka.
Odp: Odp: Odp: cześć , czołem kluski z rosołem :))
Glumanda, moze tak jest dlatego, ze raclett robi sie dosyc powoli: kazdy sobie powoli przygotowuje jedzonko i potem powoli je..A jak sie powoli je to zoladek szybciej jest syty mimo, ze zjadlo sie mniej. No i wszyscy objadaja sie tez zapachem.
Ja mam podobne doswiadczenia z raclettem.
Ale jakbys sama porobile takie mini-porcje i dala kazdemu na talerz, to zjedliby szybko i prosili o wiecej...