Ja słyszałam o zupie z lebiody. Czytałam o niej. ale, cholerka- nie wiem jak wygląda lebioda.Podobno super zdrowa. Zupę i jarzynke z wiosennych pokrzyw robiłam- pycha.Surówkę z dodatkiem młodziutkiego mniszka lekarskiego(popularny mlecz) też
Podobno najlepsze przepisy brały sie z biedy. Nie sztuka przyrządzić drogie rzeczy- sztuka kombinować)).Podroby wszelkiej maści zawsze były tanie to i potrawy z nich jadały "niziny" .Często stawały się narodowymi potrawami.Ja je uwielbiam i często kombinuję, bo mam dosc tradycyjnych potraw. Urozmaicenie jest fajne. Potrafię stać pół dnia nad cynaderkami, czy ozorem wolowym. może też mam sentyment do dawnych czasów, kiedy były jedynym dostępnym powzechnie i tanim źródłem białka. Może to tęsknota za czyms, co mineło...
a ja mam kolege z pracy, który pasjami mi sie wprasza.Wie- diabeł, że dobrze gotuję))
Zawsze znajdzie jakis pretekt nie do pokonania.no ,ze sprawę ma.Zawsze zastanawiam sie co na to jego żona-żeby nie było wątpliwości-chodzi tylko o jedzenie))
Fakt-jego żona nie gotuje.Stołuje się z dziećmi w stołówce. Kolega gotuje. Fakt też, że zawsze prosi mnie o porady, co ugotowac np na niedzielny obiad. Wyksztacił sie już niexle.Ale te wizyty mnie troche wkurzaja, bo czasem mam po prostu ochotę poleżec do góry kitą, a tu gosc i jeszcze posiedzieć lubi i pouczyć się i popytać.Cholerka, nie chce go obrazic, bo fajny jest to wymyslam cudy-niewidy, a to chora jestem, a to to, a to tamto.Może sie obraże za coś tam , albo za cos innego to będzie spokój, co?
Mnie kiedyś poczęstowali chipsami polanymi popularnym i unas sosem ze słojka. Klasa średnia!Nie do wiary. a kiedy byli u mnie bardzo się dziwili ,że polskie kobiety nie mają co robić, że gotują obiady))Przecież wszystko można kupiś lub zamówic, albo isc do restauracji.Nawet to, że małe dziecko było w domu- no to co- puszki i słoiczki są!Co, jakieś cielęcinki, króliczki? a po co?
Wszystko co było podane zmiatali: fflaki barszcz, żurek. Tylko kwaszonych ogórków nie chcieli))A takie, zepsute jakieś...Żebyście widzieli, jak się dorwali do kiełbas))Najciekawsze,ze twierdzili,ze sa wegetarianami)))
Szczzerze powiem,że u nich nie za bardzo mi szło jedzenie. Nawet w knajpach.No chyba, że u hindusów, chińczyków itd.
Najgorszy był tzw haggis, choć lubię podroby.Nawet pieczeń wolowa specyficzna.Chyba to z powodu b niemrawego przyprawiania.ale zreszta robili ja wyłącznie dla mnie, bo przecież oni wegetarianie...
Kotlety pożarskie, solianka, ucha, beuf strogonof,suszona ryba no i oczywiście kawior astrachański))Ten ostatni najlepszy na gryczanych blinach ze smietaną.Zawsze mnie zadziwiał wybór i całkiem znosna cena różnych kawiorów.Podawanych na jajeczku, grzance lub blinach.Z napojów Stolicznaja i kwas chlebowy. I mnogosć soków w wielkich butlach: brzoskwiniowych, morelowych, z granatów.
Szczerze mówiąć powszechne sało też niespotykane(nie widziałam tak grubej słoniny nigdzie tylko tam)Solona, osypana przyprawami pokrojona w cieniuteńkie plasterki z plastrem cebuli+ oguriec to najlepsza zagrycha oprócz suszonych ryb.Chleb, zwł czarny ,też ciekawy w smaku.Sledzie iwasi)))I dużo czosnku do wszystkiego))Chyba to wpływ kuchni wschodu.Acha i jeszcze czeriemsza!To dziki, kiszony liściasty czosnek.Śmierdzi okrutnie, ale dobry takoż!