Jakieś trzy lata temu mój mąż jeździł w delegacje do Szczecina. Wiadomo jak męskie towarzystwo to jedzenie na szybko wchodziło w grę. Więc ja stałam przy garach i robiłam na cały tydzień jedzenie w słoiki. Były to zupy ( pomidorowa bez makaronu ), gulasze, fasolka po bretońsku, klopsiki w sosie, mielonka, bigos i praktycznie wszystko co nadawało się do słoików. Potem tylko odkręcamy słoik, zawartość ląduje w rondelku, gotujemy tylko ziemniaki, ryż czy makaron i obiad gotowy. Zresztą w moim rodzinnym domu jak było świniobicie to też mama tak robiła, pasteryzowała co się dało. A że było nas sporo, to miała potem mniej roboty w gotowaniu dla nas.
Błyskawiczna kuchnia
Obserwuj wątekOdp: Błyskawiczna kuchnia
zewa