To teraz ja . Dzieci ze zrozumiałych względów wychowałam w okresie bez słoiczkowym . Dwoje najstarszych wnuków też ( 16 i 15 lat ) . Reszta wnucząt różnie .Dzieci ( moje ) ułatwiały sobie życie kupując słoiczki i wiecznie narzekali ,że wnuki ,, plują ", są niejadkami itp. A potem podrzucali wnuki na odkarmienie . Dzieciaki ,, rąbały " wszystko i tylko się dopominali żeby było więcej .I tak już zostało .W domu nie chcą jeść buraczków ( kupna surówka ) u mnie zajadają się nimi bo sami je doprawiają po swojemu ( a wcześniej się upaprzą przy tarciu ) .A najmłodsze wnuki ( te które siedzą w Anglii ) to już zupełnie słoiczkowe .Dzieciaki się rozbisurmaniły i wszystko gotowe kupują bo tak wygodniej .
Nie umiem określić co lepsze ? Ja zawsze będę przekonana ,ze to co zrobione w domu to smaczniejsze i wartościowsze .Ale z drugiej strony jak przypomnę sobie moje koleżanki które nie miały drygu do gotowania i te biedne dzieci skazane były na jakieś popłuczkowate zupki to już lepiej by było na słoiczkach .A teraz kiedy rodzice s ą zaganiani , ciągle nie maja czasu i sami żywią się ,, gotowcami " to dobrze ,że są takie słoiczki .
Powiedziała bym tak - albo Babcia która lubi stać przy garach , albo Mama ( dzidziusia ) maniaczka gotowania ( co to noc zarwie by rodzinie obiad upichcić ) - albo słoiczki .Bo jak ma być byle co to lepiej słoiczek.
Tyle ,że nie wszystkie maluchy dają się na to nabrać - są mali smakosze którzy plują takim słoiczkiem - i takie maluchy uwielbiam .
Gotowane kontra gotowe
Obserwuj wątekOdp: Gotowane kontra gotowe
Babciagramolka
Nie umiem określić co lepsze ? Ja zawsze będę przekonana ,ze to co zrobione w domu to smaczniejsze i wartościowsze .Ale z drugiej strony jak przypomnę sobie moje koleżanki które nie miały drygu do gotowania i te biedne dzieci skazane były na jakieś popłuczkowate zupki to już lepiej by było na słoiczkach .A teraz kiedy rodzice s ą zaganiani , ciągle nie maja czasu i sami żywią się ,, gotowcami " to dobrze ,że są takie słoiczki .
Powiedziała bym tak - albo Babcia która lubi stać przy garach , albo Mama ( dzidziusia ) maniaczka gotowania ( co to noc zarwie by rodzinie obiad upichcić ) - albo słoiczki .Bo jak ma być byle co to lepiej słoiczek.
Tyle ,że nie wszystkie maluchy dają się na to nabrać - są mali smakosze którzy plują takim słoiczkiem - i takie maluchy uwielbiam .