część 1
Automat do wypieku chleba Unold to moje marzenie, świeżo pieczony chleb to dziecięcych lat wspomnienie. Jak byłam dzieckiem do babć na wieś na wakacje co roku wyjeżdżałam i całą produkcję pieczenia chlebów widziałam. Wszystkie niezbędne składniki babcie u siebie miały, o zdrowe ekologiczne najlepsze pieczywo dbały. Pszenicę, żyto na polu się sadziło, później były żniwa i się zboże kosiło. Były to czasy gdzie kosą się kosiło, powrósła się kręciło, snopki robiło i w kopce układało gdzie do wyschnięcia na polu leżało. Konia do wozu się zaprzęgało, zwoziło się snopki i w stodole układało. Młocka to była praca rodzinna, ciężka, wielogodzinna. Ziarno od słomy i plewów się oddzielało, a potem w drewnianych skrzyniach je przechowywało. Mąkę z ziarna w młynie się uzyskiwało i w ten oto sposób podstawowy składnik na chleb się miało. To wszystko pamiętam doskonale, pomagałam dziadkom przy gospodarce wytrwale. Babcie raz w tygodniu zaczyn z drożdży na chleb przygotowywała, potem do mąki dodawała, soliła, cukrzyła, wody dolewała, i długo ciasto wyrabiała. W piecu kaflowym drewno rozpalała, ciasto do wyrośnięcia na blachy wykładała. To było ciekawe zjawisko, być przy produkcji chleba tak blisko. Taki chleb ze skórką chrupiącą, świeżością pachnącą, smakował najlepiej z masłem robionym w maselnicy dobrze wyrobionym. Ach to były cudowne chwile, do których wrócić chciałabym chodź na chwilę.
Odpowiedz na/ edytuj Konkurs - Stoliczku nakryj się z... Unoldem!
Konkurs - Stoliczku nakryj się z... Unoldem!
Obserwuj wątekOdp: Konkurs - Stoliczku nakryj się z... Unoldem!
mlem
Automat do wypieku chleba Unold to moje marzenie, świeżo pieczony chleb to dziecięcych lat wspomnienie. Jak byłam dzieckiem do babć na wieś na wakacje co roku wyjeżdżałam i całą produkcję pieczenia chlebów widziałam. Wszystkie niezbędne składniki babcie u siebie miały, o zdrowe ekologiczne najlepsze pieczywo dbały. Pszenicę, żyto na polu się sadziło, później były żniwa i się zboże kosiło. Były to czasy gdzie kosą się kosiło, powrósła się kręciło, snopki robiło i w kopce układało gdzie do wyschnięcia na polu leżało. Konia do wozu się zaprzęgało, zwoziło się snopki i w stodole układało. Młocka to była praca rodzinna, ciężka, wielogodzinna. Ziarno od słomy i plewów się oddzielało, a potem w drewnianych skrzyniach je przechowywało. Mąkę z ziarna w młynie się uzyskiwało i w ten oto sposób podstawowy składnik na chleb się miało. To wszystko pamiętam doskonale, pomagałam dziadkom przy gospodarce wytrwale. Babcie raz w tygodniu zaczyn z drożdży na chleb przygotowywała, potem do mąki dodawała, soliła, cukrzyła, wody dolewała, i długo ciasto wyrabiała. W piecu kaflowym drewno rozpalała, ciasto do wyrośnięcia na blachy wykładała. To było ciekawe zjawisko, być przy produkcji chleba tak blisko. Taki chleb ze skórką chrupiącą, świeżością pachnącą, smakował najlepiej z masłem robionym w maselnicy dobrze wyrobionym. Ach to były cudowne chwile, do których wrócić chciałabym chodź na chwilę.