Opowiem wam moją przygodę,było to pół roku po naszym ślubie,od rodziców dostałam bardzo ładny pierścionek.pojechaliśmy z mężem na wczasy do Kołobrzegu i ja oczywiście z pierścionkami na palcach,rodzice mówili nie bierz,zgubisz.W Kołobrzegu zaraz na następny dzień pobytu przechodziliśmy przez wiadukt i tak majdłam ręką że z palca spadł mi pierścionek w dół na tory.Pobiegliśmy tam zaczęłam prosić Św. Antoniego o pomoc i o dziwo zaraz go znalazłam,do końca wczasów złoto leżało w walizce.Z wczasów nie wracaliśmy prosto do domu tylko pojechaliśmy do Głogowa do siostry męża.W dniu wyjazdu do domu poszliśmy na działkę po warzywa,odwiedziliśmy jeszcze parę sklepów.W mieszkaniu zorientowałam się że znowu zgubiłam ten sam pierścionek co w Kołobrzegu ten od rodziców.Nie było sensu nawet go szukać bo już było ciemno a w nocy mieliśmy pociąg do domu.Wracałam bardzo smutna,zła na siebie że nie posłuchałam rodziców.Ale najlepszy był finał który był półtora roku póżniej na moje imieniny dostałam kartkę imieninową z życzeniami i z dopiskiem Tereniu znależliśmy twój pierścionek.Wiecie gdzie był na działce szwagier znalazł go jak przekopywał ziemię ,a w ciągu tego czasu przekopywał już nie raz.Teraz z tego pierścionka są 4 obrączki ślubne.
Popołudniowe ploteczki
Obserwuj wątekOdp: Popołudniowe ploteczki
teresa.rembiesa