Odp: ZABAWA: Co to za owoc / warzywo ?
I obrazek:
Staż w Gotujmy: 5962 dni
Miasto: -
I obrazek:
Teraz będzie zagadka dla wielu dość prosta. Ale z doświadczenia wiem, że nie każdy wie, co to jest ;-)
I jeszcze coś:
- zupa wiśniowa lub jagodowa o konsystencji lekkiego kisielu z makaronem,
- kaszka manna gotowana na gęsto z sokiem owocowym,
- kompot z agrestu i truskawek,
- mielonka "angielska" w puszce ze smalczykiem na wierzchu,
- starta drobno marchewka z cukrem
:-)
Dobry, co do pasztetowej - pasztetu to nie pamiętam, mama robiła kanapki do zerówki ;-)
Przypomniało mi się jeszcze coś:
- irysy (takie sprzedawane w belkach, po 10)
- galaretki w cukrze
- "kwaśne liście"
- KOGEL MOGEL!
- Vibowit w proszku, nierozpuszczony ;-)
- mleko prosto od krowy
(wychowana na wsi)
Szczerze mówiąc, nie pamiętam żadnych kulinarnych koszmarów z dzieciństwa... Jedzenie szpinaku w przedszkolu mnie ominęło, ponieważ czas ten spędziłam z babcią ;-) A ani ona, ani rodzice nie wmuszali we mnie niczego, co mi nie smakowało... Albo chyba po prostu wszystko mi smakowało ;-)
Pamiętam, że pierwszy banan był bardzo niedobry... i pierwsze ciasto z kiełbasą (pizza)... Ale później - przeszło ;-)
- chleb pieczony na blasze pieca i posypany cukrem,
- polewka robiona przez babcię
- chleb z pasztetem w zerówce, przegryzany jabłkiem (niezapomniane połączenie smaków)
- oranżada w proszku jedzona w proszku, z ręki, gdy wracało się ze szkoły,
- świeżo, własnoręcznie zrobione w małym słoiczku masło
- szynka z takiej owalnej puszki na święta (Ham).
Ostatnim dziwactwem, może nie najdziwniejszym, lecz bardzo dla mnie pamiętliwym było marynowane jajko z octu zjedzone w Anglii... Mimo że "zajedzone" później pyszną rybą z frytkami, siedziało w żołądku (i w ustach) przez cały następny dzień....
Kiedyś oglądałam świetny serial - Evan McGregor z przyjacielem podróżowali na motocyklach po świecie. W jednym z odcinków byli chyba w Kazachstanie i tam brali udział w urządzanej w pasterskiej jurcie uczcie... no i musieli (z grzeczności nie odmawiając) skosztować oczu baranich... Nie zapomnę też programu, w którym pokazywano, jak mieszkańcy jednego z azjatyckich krajów zajadają się żywymi (sic!) ośmiornicami...
Witam wszystkich ;-)
Mam do was pytanie. Kiedyś, dośc dawno temu czytałam książkę ściśle związaną z Wrocławiem - "Zapach Szkła" Andrzeja Ziemiańskiego. Jest tam takie opowiadania, w którym bohaterowie raczą się obiadem w knajpie, która mieści się na statku zacumowanym przy brzegu Odry. Z tego, co słyszałam, wygląda to na dość legendarny przybytek kulinarny... Powiedzcie, wiecie może, czy ta restauracja jeszcze istnieje? A jeżeli tak, to gdzie ją znaleźć?
Miałam ten sam problem ;-) Użyłam odkamieniacza, co prawda nie "dedykowanego", lecz takiego zwykłego, który można kupić wszędzie. I pomogło :-)
Hej :-)
Przede wszystkim - trzeba ciasto zawinąć z nadzieniem dość luźno - jeśli zwinie się za ciasno, wtedy podczas pieczenia może popękać. Dodatkowo radzę nakłuć je w kilku miejscach przed włożeniem do pieca.
Moja mama, która zawsze robi zawijany makowiec na gwiazdkę i jest w tym mistrzynią, robi coś innego - taką zwiniętą już struclę owija papierem do pieczenia, zostawiając tyle luzu, żeby mogła wyrosnąć w czasie pieczenia - tak w sam raz. Papier trzeba zawinąć pod spód i przycisnąć struclą, wtedy się nie odwinie. I jest to chyba sposób najlepszy - ciasto nie pęknie na wierzchu i, co też ważne - nie będzie odstawało od nadzienia. Naprawdę polecam ;-)