Sposób przygotowania:
Różane cukiereczki na ostro :
W rondelku o grubym dnie zagotować syrop różany z cukrem i ogrzewać na małym gazie aż cukier sie rozpuści. Dodać sok z cytryny, konfiturę z płatków róży, sos sojowy, pieprz . Wymieszać mąkę ziemniaczaną z wodą i wlać do garnka . Gotować na małym gazie cały czas mieszając aż masa będzie bardzo gęsta, będzie odchodzić od ścianek naczynia ( po nabraniu nie ma spływać z łyżki - taki bardzo gęsty kisiel ) . Płaską foremkę natłuścić masłem i wylać masę. Zostawić do ostygnięcia . Wstawić do lodówki na kilka godzić . Gdy zastygnie tak by dało się ją kroić na kawałki - pociąć w małe sześciany lub inne kształty ( można wycinać ozdobne kształty ) i lekko obsuszyć ( w letnim - zgaszonym piekarniku ) lub rozłożone tak by się nie stykały w pokojowej temperaturze . Takie ,,cukiereczki ,,między Rachatłukum i karmelkami . Pozornie dodatek łyżeczki sosu sojowego nie powinno mieć wpływu na smak - a ma . Po raz kolejny sprawdza się od dawna stosowana w kuchniach Wschodu zasada ,że zestawienia kontrastowych smaków daje wspaniałe efekty . Gdyby masa po zastygnięciu nie chciała wyjść z foremki wystarczy wstawić ją na moment na blaszkę z gorącą wodą .Kroi się ciężko bo jest gumowato-twardawa - najlepszym wyjściem jest po prostu ,,walenie ,, w nóż czymś ciężkim . Jeśli ma być podawane w najbliższym czasie to moim zdaniem wystarczy je lekko obsuszyć ( rozłożone tak by się nie stykały ) - jeśli mają leżeć dłużej to chyba warto przesypać cukrem pudrem by się nie skleiły na amen . Jeśli ktoś ze zdziwieniem czyta o smaku różano-sojowo-pieprznym to podpowiadam ,że to tak jak z jedzeniem truskawek z octem balsamicznym i pieprzem albo czekolady z chili - niby absurd a dobre .