Sposób przygotowania:
Jogurt Cotta z brzoskwinią w winie
Jogurt Cotta:
Żelatynę rozpuszczamy w paru łyżkach zimnej wody. Odkładamy na 15 minut.
Mleko, śmietanę i cukier wraz z wanilią (nasionami zeskrobanymi z połowy i samą laską) i startą skórką z cytryny wrzucamy go garnuszka i podgrzewamy do momentu, aż na krawędziach mikstury nie pojawią się charakterystyczne bąbelki. Wyjmujemy aromatyczną laskę wanilii i płuczemy, bo przyda się nam jeszcze.
Do miski wrzucamy jogurt, a do niego powolnym strumieniem wlewamy miksturę zdjętą z gazu. Cały czas mieszamy energicznie trzepaczką na przykład.
Czas na dodanie żelatyny - pamiętamy cały czas o mieszaniu, mieszamy do momentu aż cała się nie rozpuści, a w zasadzie mieszamy jeszcze bardziej (z mojego skromnego doświadczenia z żelatyną wynika, że im dłużej się miesza tym lepiej).
Przelewamy miksturę do foremek - z podanych proporcji wyjdzie 4x150 ml, ja użyłem foremek 60 ml i wyszło lekko ponad 6 porcji + jedna mała, która służyła mi do monitorowania stanu tężenia :)
Wkładamy do lodówki i zostawiamy w spokoju przynajmniej na 5 godzin! W międzyczasie robimy...
Brzoskwinie w białym winie:
Zgodnie z zasadą - lubię gotować z winem, czasem dodaję je nawet do potraw - otwieramy butelczynę białego wytrawnego wina klasy nie najlepszej, ale pijalnej. Wlewamy do garnka wraz z wodą, dodajemy cukier i wypłukaną laskę wanilii, kilka kropli soku z cytryny i podgrzewamy na średnim ogniu mieszając, żeby rozpuścić cukier (garnek musi być takiego rozmiaru, aby dodane później brzoskwinie przynajmniej w 3/4 były przykryte).
Kiedy cukier się rozpuści i wino z wodą będzie prawie wrzało dodajemy brzoskwinie, przykrywamy i gotujemy ok. 20 minut - tak długo, aż brzoskwinie będą miękkie.
Kiedy już będą - zdejmujemy z ognia i odstawiamy do ostudzenia, po czym przelewamy je do pojemnika wraz z syropem i wkładamy do lodówki na minimum kilka godzin (winko musi elegancko przegryźć się z brzoskwiniami).
Redukcja porzeczkowa:
Garść czarnych porzeczek wrzucamy do rondelka, dosypujemy cukru (do smaku - w zależności jak słodki/kwaśny smak chcemy uzyskać. Sam deser jest słodki, więc kwaskowaty, porzeczkowy smak fajnie kontrastuje słodycz Cotty i brzoskwini.
Czekamy aż porzeczki puszczą soki, dodajemy kwiat lawendy, gotujemy chwilę, żeby aromaty się połączyły. Kiedy soku będzie już sporo i się zagęści przecedzamy go przez sitko, tak aby uzyskać sam sok bez owoców i kwiatów. Jeżeli jest za rzadki - redukujemy na małym ogniu.
Prezentacja:
Co do prezentacji potrawy - ja podałem deser na białym talerzu, dobrze wyglądała na niej mocno czerwona kreska z porzeczek, którą zrobiłem pędzelkiem (takim do smarowania oliwą, ale można użyć zwykłego, szerokiego). Redukcji nałozyłem na tyle, aby można było nakładać sobie jej ociupinkę na łyżeczkę wraz z Cottą.
Tą ostatnią położyłem (wyjęcie z foremki wymaga trochę uwagi i cierpliwości, ale poradzicie sobie) na porzeczkowej kresce, obok położyłem kawałek brzoskwini (1/2 albo 1/4 owocu, jak wolicie - bez pestki oczywiście), polałem ją syropem. Pokroiłem kilka pistacji, które kupiłem na wagę (za garść dałem 2 złote - uwaga Warszawiacy - na Wiatraku (bazarek przy rondzie Wiatraczna, budka z bakaliami przy głównej alejce) i obsypałem nimi Cottę.
Przepis jest mocno inspirowany przepisem z książki "Jerusalem" Yotama Ottolenghi i Samiego Tamimi, naniosłem kilka swoich zmian.
Żelatynę rozpuszczamy w paru łyżkach zimnej wody. Odkładamy na 15 minut.
Mleko, śmietanę i cukier wraz z wanilią (nasionami zeskrobanymi z połowy i samą laską) i startą skórką z cytryny wrzucamy go garnuszka i podgrzewamy do momentu, aż na krawędziach mikstury nie pojawią się charakterystyczne bąbelki. Wyjmujemy aromatyczną laskę wanilii i płuczemy, bo przyda się nam jeszcze.
Do miski wrzucamy jogurt, a do niego powolnym strumieniem wlewamy miksturę zdjętą z gazu. Cały czas mieszamy energicznie trzepaczką na przykład.
Czas na dodanie żelatyny - pamiętamy cały czas o mieszaniu, mieszamy do momentu aż cała się nie rozpuści, a w zasadzie mieszamy jeszcze bardziej (z mojego skromnego doświadczenia z żelatyną wynika, że im dłużej się miesza tym lepiej).
Przelewamy miksturę do foremek - z podanych proporcji wyjdzie 4x150 ml, ja użyłem foremek 60 ml i wyszło lekko ponad 6 porcji + jedna mała, która służyła mi do monitorowania stanu tężenia :)
Wkładamy do lodówki i zostawiamy w spokoju przynajmniej na 5 godzin! W międzyczasie robimy...
Brzoskwinie w białym winie:
Zgodnie z zasadą - lubię gotować z winem, czasem dodaję je nawet do potraw - otwieramy butelczynę białego wytrawnego wina klasy nie najlepszej, ale pijalnej. Wlewamy do garnka wraz z wodą, dodajemy cukier i wypłukaną laskę wanilii, kilka kropli soku z cytryny i podgrzewamy na średnim ogniu mieszając, żeby rozpuścić cukier (garnek musi być takiego rozmiaru, aby dodane później brzoskwinie przynajmniej w 3/4 były przykryte).
Kiedy cukier się rozpuści i wino z wodą będzie prawie wrzało dodajemy brzoskwinie, przykrywamy i gotujemy ok. 20 minut - tak długo, aż brzoskwinie będą miękkie.
Kiedy już będą - zdejmujemy z ognia i odstawiamy do ostudzenia, po czym przelewamy je do pojemnika wraz z syropem i wkładamy do lodówki na minimum kilka godzin (winko musi elegancko przegryźć się z brzoskwiniami).
Redukcja porzeczkowa:
Garść czarnych porzeczek wrzucamy do rondelka, dosypujemy cukru (do smaku - w zależności jak słodki/kwaśny smak chcemy uzyskać. Sam deser jest słodki, więc kwaskowaty, porzeczkowy smak fajnie kontrastuje słodycz Cotty i brzoskwini.
Czekamy aż porzeczki puszczą soki, dodajemy kwiat lawendy, gotujemy chwilę, żeby aromaty się połączyły. Kiedy soku będzie już sporo i się zagęści przecedzamy go przez sitko, tak aby uzyskać sam sok bez owoców i kwiatów. Jeżeli jest za rzadki - redukujemy na małym ogniu.
Prezentacja:
Co do prezentacji potrawy - ja podałem deser na białym talerzu, dobrze wyglądała na niej mocno czerwona kreska z porzeczek, którą zrobiłem pędzelkiem (takim do smarowania oliwą, ale można użyć zwykłego, szerokiego). Redukcji nałozyłem na tyle, aby można było nakładać sobie jej ociupinkę na łyżeczkę wraz z Cottą.
Tą ostatnią położyłem (wyjęcie z foremki wymaga trochę uwagi i cierpliwości, ale poradzicie sobie) na porzeczkowej kresce, obok położyłem kawałek brzoskwini (1/2 albo 1/4 owocu, jak wolicie - bez pestki oczywiście), polałem ją syropem. Pokroiłem kilka pistacji, które kupiłem na wagę (za garść dałem 2 złote - uwaga Warszawiacy - na Wiatraku (bazarek przy rondzie Wiatraczna, budka z bakaliami przy głównej alejce) i obsypałem nimi Cottę.
Przepis jest mocno inspirowany przepisem z książki "Jerusalem" Yotama Ottolenghi i Samiego Tamimi, naniosłem kilka swoich zmian.
darmiona
zozolek
2milutka
Cukiereczek13
kołczu
edytaha
misia5