Sposób przygotowania:
Zupa cebulowa o działaniu antydepresyjny
Wszystko zaczyna się od kilku dorodnych, żółtozłotych cebul - najlepiej prosto z targowiska. Siekamy je na cieniutkie plastry płacząc przy tym obficie, dzięki czemu ta prozaiczna z pozoru czynność nabiera cech antycznego katharsis pozwalając uwolnić szamoczące się w nas negatywne emocje. Otrzymane w wyniku krojenia krążki wrzucamy do kotła o grubym dnie, w którym uprzednio rozpuściliśmy łyżkę masła zerkając na ów żółtawy kawałek tłuszczu w niekłamaną zazdrością. Cebulę dusimy tak jak dusiliśmy w sobie dotąd żale i smutki czyli długo i namiętnie od czasu do czasu mieszając. Tworzącą się na dnie gara warstwę przypalonej cebuli wciąż i bezustannie zeskrobujemy co symbolizuje codzienny znój i trud z jakim przychodzi nam brnięcie przez rzeczywistość. Jeśli włożymy w tę czynność wysiłek i serce we właściwych proporcjach, cebula z ostrej i piekącej zmieni się łagodną i słodką – to samo stanie się z naszym nastrojem. Przemianę tę można przyspieszyć dodając do gara łyżeczkę cukru. Pożądany zaś ciemnobrązowy, karmelowy kolor uzyskamy dodając do kotła łyżkę ciemnego sosu sojowego, który jednocześnie ożywi smak zupy. Duszenie powinno trwać nie mniej niż godzinę a i to będzie niewiele – optymalnie przy garze spędzić wypada godzin trzy a nawet cztery. Następnie do gara wlewamy szklankę białego wina, drugą zaś szklankę wlewamy w siebie by tym sposobem ożywić kiełkujące już w nas zadowolenie. Wino zastąpić można sherry lub whiskey – zupa ta jest bowiem prawdziwie kosmopolityczna, nie chętna podziałom, krótko mówią ucieleśnia idee fusion cuisine. Patriotom proponuję użycie miodu pitnego – w takim jednak wypadku unikałbym dodawania do cebuli cukru – robimy przecież zupę a nie deser. Zaspokoiwszy już pragnienie winem, whisky, sherry lub miodem pitnym wracamy do zupy. Do gara trafia litr buliony wołowego – w idealnym świecie byłby to bulion, który uprzednio sami przygotowaliśmy najlepiej z kości wołu, którego sami paśliśmy na łące a potem sami skróciliśmy jego doczesne cierpienia, sami oskórowaliśmy i poćwiartowaliśmy . W świecie dalekim od ideału czyli naszym , tu zastanym, możemy użyć bulionu z kostki. Zupę doprawiamy łyżeczką suszonego tymianku (warto się sztachnąć aromatem prosto z opakowania – to propozycja cenna zwłaszcza dla amatorów dopalaczy) dwoma liśćmi laurowymi, szczyptą soli. Wywar doprowadzamy do wrzenia po czym dusimy jeszcze pół godziny pod przykryciem.Miast pogrążać się w otchłani jesiennej rozpaczy poświęcamy tych kilka wolnych minut na zrobienie grzanek. Na talerzyk wylewamy kilka łyżek oliwy i dorzucamy do niej dwa rozgniecione ząbki polskiego czosnku, posypujemy solą i w tak przygotowanym dipie maczamy kromki pszennej bułki. Następnie posypujemy je startym żółtym serem i pakujemy na chwilę do pieca by je zarumienić.Zupę podajemy gorącą, posypaną tymiankiem, dosoloną do smaku z unoszącą się na jej powierzchni grzanką. Do skutków ubocznych spożycia zaliczyć należy poprawę nastroju, uczucie błogości, rozanielenia i ogólna zwyżkę formy. Pojawić się też może natchnienie, wena twórca a w skrajnych przypadkach senność i niezwykle barwne sny.
Anula
Babciagramolka
czako
Senqa
I smakowite fotki ;)
jaNina
anna33