O co nie pytać kelnera?
Są pytanie, których nie warto kelnerom zadawać, bo nigdy nie uzyskamy na nie szczerej odpowiedzi. Należą do nich przede wszystkim wszelkie wątpliwości co do smaku i świeżości potraw. Ryba jest zawsze świeża, prosto z zamrażarki. Rzadko zamawiane dania też będą zawsze kipiały świeżością, choć prawdą jest, że poczciwy homar może zimować w chłodziarce nawet pół roku.
Bez sensu pytać o pochodzenie składników. Jeśli restauracja nie wyrabia, to zamiast jajek z wolnego wybiegu do jajecznicy trafią najtańsze jaja z pobliskiego marketu. Pyszny pomidorowy chłodnik może równie dobrze powstać z soku z kartonu, a zamiast wykwintnych lodów dostajemy supermarketowe świństwo sprzedawane na kilogramy w plastikowych wiaderkach.
Czerwone wino? Polecam do śledzika!
O smak dań z menu pytać także nie warto. Obsługa bardzo rzadko próbuje dań, które serwuje, chyba, że jest to bar mleczny. Podobnie z winem. Kwieciste opisy smaku serwowanych alkoholi powstają w oparciu o etykiety na butelkach i typową charakterystykę trunków z danego regionu. Nawet w lokalach, które prowadzą cykliczne degustacje obsługa jest słabo zapoznana ze smakiem win czy whisky, które serwuje.
Drugie życie bochenka chleba
Wiele produktów spożywczych daje się powtórnie wykorzystać – suchy chleb na grzanki, podgnite jabłka na szarlotkę. Do zwykłej wody z kranu wystarczy dodać pietruszki by nieco ją uzdatnić i zamaskować zapach chloru. Tego typu niewielkie reanimacje zdarzają się nawet w najlepszych lokalach.
Śliczny synek, poproszę napiwek
Zwykła ludzka uprzejmość nic nie kosztuje, ale w gastronomii może oznaczać całkiem dobry zarobek. Nie każdy kelner uśmiecha się i zagaduje klienta przez grzeczność. Rodziny z małymi dziećmi chętniej sięgają po portfel, gdy obsługa skompletuje dziecko lub przyniesie mu coś do zabawy. Podobna zasada działa na panie z pieskiem. Pupil dostanie miskę z wodą - kelner dostanie napiwek. Obcokrajowców przekonują niskie zarobki kelnerek i dobra znajomość języka. Jeśli żadna z opisanych metod nie skutkuje, obsługa spróbuje ostatniego podejścia – wydając resztę wyda ją zawsze w monetach, w taki sposób, aby zmusić klienta do zostawienia napiwku.
Nasz klient, nasz pan?
A co, gdy klient jest nie do zniesienia? Historie o pluciu do zupy denerwującym klientom należą do rzadkości. Często, natomiast opryskliwi goście dostają mniejsze porcje, które przynoszone są opieszale. Rzadko obsługa dodaje do dań coś od siebie, częściej z talerzy gości raczej coś ubywa. W jednej z renomowanych krakowskich restauracji, gdzie pracowałem zaraz po skończeniu liceum, w miejscu, z którego kelnerzy odbierali gotowe dania wisiała kartka informująca o zakazie wyjadania klientom z talerza. Dziś wiem, że nie był to tylko niesmaczny żart.
Są pytanie, których nie warto kelnerom zadawać, bo nigdy nie uzyskamy na nie szczerej odpowiedzi. Należą do nich przede wszystkim wszelkie wątpliwości co do smaku i świeżości potraw. Ryba jest zawsze świeża, prosto z zamrażarki. Rzadko zamawiane dania też będą zawsze kipiały świeżością, choć prawdą jest, że poczciwy homar może zimować w chłodziarce nawet pół roku.
Bez sensu pytać o pochodzenie składników. Jeśli restauracja nie wyrabia, to zamiast jajek z wolnego wybiegu do jajecznicy trafią najtańsze jaja z pobliskiego marketu. Pyszny pomidorowy chłodnik może równie dobrze powstać z soku z kartonu, a zamiast wykwintnych lodów dostajemy supermarketowe świństwo sprzedawane na kilogramy w plastikowych wiaderkach.
Czerwone wino? Polecam do śledzika!
O smak dań z menu pytać także nie warto. Obsługa bardzo rzadko próbuje dań, które serwuje, chyba, że jest to bar mleczny. Podobnie z winem. Kwieciste opisy smaku serwowanych alkoholi powstają w oparciu o etykiety na butelkach i typową charakterystykę trunków z danego regionu. Nawet w lokalach, które prowadzą cykliczne degustacje obsługa jest słabo zapoznana ze smakiem win czy whisky, które serwuje.
Drugie życie bochenka chleba
Wiele produktów spożywczych daje się powtórnie wykorzystać – suchy chleb na grzanki, podgnite jabłka na szarlotkę. Do zwykłej wody z kranu wystarczy dodać pietruszki by nieco ją uzdatnić i zamaskować zapach chloru. Tego typu niewielkie reanimacje zdarzają się nawet w najlepszych lokalach.
Śliczny synek, poproszę napiwek
Zwykła ludzka uprzejmość nic nie kosztuje, ale w gastronomii może oznaczać całkiem dobry zarobek. Nie każdy kelner uśmiecha się i zagaduje klienta przez grzeczność. Rodziny z małymi dziećmi chętniej sięgają po portfel, gdy obsługa skompletuje dziecko lub przyniesie mu coś do zabawy. Podobna zasada działa na panie z pieskiem. Pupil dostanie miskę z wodą - kelner dostanie napiwek. Obcokrajowców przekonują niskie zarobki kelnerek i dobra znajomość języka. Jeśli żadna z opisanych metod nie skutkuje, obsługa spróbuje ostatniego podejścia – wydając resztę wyda ją zawsze w monetach, w taki sposób, aby zmusić klienta do zostawienia napiwku.
Nasz klient, nasz pan?
A co, gdy klient jest nie do zniesienia? Historie o pluciu do zupy denerwującym klientom należą do rzadkości. Często, natomiast opryskliwi goście dostają mniejsze porcje, które przynoszone są opieszale. Rzadko obsługa dodaje do dań coś od siebie, częściej z talerzy gości raczej coś ubywa. W jednej z renomowanych krakowskich restauracji, gdzie pracowałem zaraz po skończeniu liceum, w miejscu, z którego kelnerzy odbierali gotowe dania wisiała kartka informująca o zakazie wyjadania klientom z talerza. Dziś wiem, że nie był to tylko niesmaczny żart.