Marta Chowaniec: W piosence „Małe rzeczy” śpiewa pani: „truskawkowy lubię dżem”. Czy to tekst na potrzeby piosenki, czy rzeczywiście lubi pani dżem truskawkowy.
Irena Jarocka: Chyba na potrzeby piosenki (śmiech), bo sama wolę dżem malinowy.
Smażyła pani taki dżem?
Kiedyś tak (śmiech), ale już mi to przeszło. Przed moim wyjazdem do Stanów przygotowałam dżemy z czego tylko mogłam, nawet z pigwy i z dzikiej róży, co jest szczególnie trudne, czasochłonne, bo każdą pesteczkę, włosek trzeba było oderwać, aby pozostał sam miąższ.
Lubi pani gotować?
To dla mnie pasja i sztuka. Mam swoje artystyczne smakowe fascynacje. Lubię przygotowywać przyjęcia z mnóstwem oryginalnych pysznych dań. Mam w domu plastikowe pojemniczki, do których potem pakuję to co zostało z jedzenia i rozdaję gościom. Nie cierpię mrożonych obiadów, nie używam mikrofalówki. Ma być smacznie ale zdrowo.
A amerykańska kuchnia?
Mieszkałam w Stanach przez dwadzieścia lat, ale ich kuchnię zdarzyło mi się tylko spróbować, nie przepadałam za nią.. Jest ciężko strawna, tłusta, przesolona. Szczególnie kaloryczne są ich śniadania. To jeden wielki talerz z jajecznicą, tartymi i smażonymi ziemniakami, tost i małe parówki, masło i dżemy. Z amerykańskiej kuchni lubię pyszną zupę z pietruszki i jabłka oraz befsztyk w restauracji Texas Road House.
Ponieważ są święta, pytam o pani świąteczne gotowanie.
Dla mnie te święta są bardzo szczególne, bo po raz pierwszy od właśnie dwudziestu lat przeżywam je w Polsce razem z mężem, córka i najbliższą rodziną.. W USA brakowało mi rodzinnego ciepła, smaku rodzimych potraw. W Polsce moja mama przygotowała barszczyk, a mama mojego męża – grzybową. Czasem był kompot z suszu, czasem od razu pojawiał się na stole makowiec. W tym roku spędzamy święta u mojej cioci, która zawsze była moją drugą mamą. To będzie dużą Wigilia, bo będzie gościć na niej 12 osób. Mam przynieść kutię, która jest moją specjalnością oraz sałatkę jarzynową. Kupiłam już nawet pszenicę na kutię na bazarze na Polnej.
A kupiła już pani choinkę?
Oczywiście, małą, bo nie mam dużego mieszkania, ale prawdziwą, świerkową. Czekam na moją córkę Monikę, która przylatuje na święta do Polski ze Stanów i to ona będzie ją ozdabiać. Myślę, że będzie dużo różnych ciekawych bombek, małych kolorowych zabaweczek, wyrobów ze słomki, trochę słodyczy i kolorowych żarówek. Sama ozdabiam dom na święta delikatnie, elegancko. Nie lubię przeładowania, przecież najważniejsza jest choinka. W Stanach mieliśmy ogromnego kaktusa, którego zawsze „ubieraliśmy” w bombki. To było oryginalne i ładne.
Po Wigilii to pani zaczyna pierwsza śpiewać kolędy?
Tak, ale szybko rodzina do mnie dołącza. Przygotowałam nową płytę specjalnie na te święta. Jest pełna ciepła, serdeczna, tradycyjna, czuć w niej rodzinną atmosferę świąt. Śpiewają na niej też dzieci. Promuje ją teledysk, w którym zależało nam na tym, żeby widać było na nim proste przygotowanie do Wigilii
Wrócę do tekstu piosenki „Ponieważ znów są święta”. Śpiewa pani, że wypatruje pierwszej gwiazdki. Naprawdę?
W dzieciństwie wypatrywałam, ale pierwsza gwiazdka w Polsce na niebie pojawia się dość wcześnie, za wcześnie jak na kolację. Ale to piękna tradycja. Może ktoś ją będzie rzeczywiście wypatrywał w czasie Wigilii w tym roku, może dzieci moich kuzynów.
W kolejnej piosence „ Samotnie kolędować źle” mowa jest o innej polskiej tradycji: zostawianiu pustego miejsca przy stole dla samotnego przypadkowego gościa. Czy pielęgnuje pani tę tradycję?
Jak najbardziej, jest piękna. Ta tradycja zawsze była w moim domu. Nawet raz się zdarzyło, że ktoś wpadł do nas z podróży. W Stanach w okresie świąt staraliśmy sie trzymać polskiej tradycji, ale niestety rzadko miałam sianko pod obrusem, bo było bardzo trudno je zdobyć. Z opłatkiem też bywał problem. Zawsze starałam się, żebyśmy mogli się nim podzielić. Rodzina przesyłała mi go w kopercie. Raz nie dotarł, dzieliliśmy się wtedy chlebem. W święta najbardziej tęskniłam za moja rodziną w Polsce, smakami wigilijnych potraw, zapachem świerkowej choinki.
Czekam na nie w tym roku z utęsknieniem i bardzo cieszę się, że po tylu latach emigracji spędzę je w Polsce.
Irena Jarocka: Chyba na potrzeby piosenki (śmiech), bo sama wolę dżem malinowy.
Smażyła pani taki dżem?
Kiedyś tak (śmiech), ale już mi to przeszło. Przed moim wyjazdem do Stanów przygotowałam dżemy z czego tylko mogłam, nawet z pigwy i z dzikiej róży, co jest szczególnie trudne, czasochłonne, bo każdą pesteczkę, włosek trzeba było oderwać, aby pozostał sam miąższ.
Lubi pani gotować?
To dla mnie pasja i sztuka. Mam swoje artystyczne smakowe fascynacje. Lubię przygotowywać przyjęcia z mnóstwem oryginalnych pysznych dań. Mam w domu plastikowe pojemniczki, do których potem pakuję to co zostało z jedzenia i rozdaję gościom. Nie cierpię mrożonych obiadów, nie używam mikrofalówki. Ma być smacznie ale zdrowo.
A amerykańska kuchnia?
Mieszkałam w Stanach przez dwadzieścia lat, ale ich kuchnię zdarzyło mi się tylko spróbować, nie przepadałam za nią.. Jest ciężko strawna, tłusta, przesolona. Szczególnie kaloryczne są ich śniadania. To jeden wielki talerz z jajecznicą, tartymi i smażonymi ziemniakami, tost i małe parówki, masło i dżemy. Z amerykańskiej kuchni lubię pyszną zupę z pietruszki i jabłka oraz befsztyk w restauracji Texas Road House.
Ponieważ są święta, pytam o pani świąteczne gotowanie.
Dla mnie te święta są bardzo szczególne, bo po raz pierwszy od właśnie dwudziestu lat przeżywam je w Polsce razem z mężem, córka i najbliższą rodziną.. W USA brakowało mi rodzinnego ciepła, smaku rodzimych potraw. W Polsce moja mama przygotowała barszczyk, a mama mojego męża – grzybową. Czasem był kompot z suszu, czasem od razu pojawiał się na stole makowiec. W tym roku spędzamy święta u mojej cioci, która zawsze była moją drugą mamą. To będzie dużą Wigilia, bo będzie gościć na niej 12 osób. Mam przynieść kutię, która jest moją specjalnością oraz sałatkę jarzynową. Kupiłam już nawet pszenicę na kutię na bazarze na Polnej.
A kupiła już pani choinkę?
Oczywiście, małą, bo nie mam dużego mieszkania, ale prawdziwą, świerkową. Czekam na moją córkę Monikę, która przylatuje na święta do Polski ze Stanów i to ona będzie ją ozdabiać. Myślę, że będzie dużo różnych ciekawych bombek, małych kolorowych zabaweczek, wyrobów ze słomki, trochę słodyczy i kolorowych żarówek. Sama ozdabiam dom na święta delikatnie, elegancko. Nie lubię przeładowania, przecież najważniejsza jest choinka. W Stanach mieliśmy ogromnego kaktusa, którego zawsze „ubieraliśmy” w bombki. To było oryginalne i ładne.
Po Wigilii to pani zaczyna pierwsza śpiewać kolędy?
Tak, ale szybko rodzina do mnie dołącza. Przygotowałam nową płytę specjalnie na te święta. Jest pełna ciepła, serdeczna, tradycyjna, czuć w niej rodzinną atmosferę świąt. Śpiewają na niej też dzieci. Promuje ją teledysk, w którym zależało nam na tym, żeby widać było na nim proste przygotowanie do Wigilii
Wrócę do tekstu piosenki „Ponieważ znów są święta”. Śpiewa pani, że wypatruje pierwszej gwiazdki. Naprawdę?
W dzieciństwie wypatrywałam, ale pierwsza gwiazdka w Polsce na niebie pojawia się dość wcześnie, za wcześnie jak na kolację. Ale to piękna tradycja. Może ktoś ją będzie rzeczywiście wypatrywał w czasie Wigilii w tym roku, może dzieci moich kuzynów.
W kolejnej piosence „ Samotnie kolędować źle” mowa jest o innej polskiej tradycji: zostawianiu pustego miejsca przy stole dla samotnego przypadkowego gościa. Czy pielęgnuje pani tę tradycję?
Jak najbardziej, jest piękna. Ta tradycja zawsze była w moim domu. Nawet raz się zdarzyło, że ktoś wpadł do nas z podróży. W Stanach w okresie świąt staraliśmy sie trzymać polskiej tradycji, ale niestety rzadko miałam sianko pod obrusem, bo było bardzo trudno je zdobyć. Z opłatkiem też bywał problem. Zawsze starałam się, żebyśmy mogli się nim podzielić. Rodzina przesyłała mi go w kopercie. Raz nie dotarł, dzieliliśmy się wtedy chlebem. W święta najbardziej tęskniłam za moja rodziną w Polsce, smakami wigilijnych potraw, zapachem świerkowej choinki.
Czekam na nie w tym roku z utęsknieniem i bardzo cieszę się, że po tylu latach emigracji spędzę je w Polsce.