Marta Chowaniec: Jaką pierwszą słodycz przygotowałaś dla swojego ukochanego mężczyzny?
Monika Mrozowska: Na początku naszej znajomości to raczej Maciek częstował mnie tym, co wymyślał. Sama miałam problem z przygotowywaniem ciast i ciasteczek, bo one mi po prostu nie wychodziły. Gotowanie dania obiadowego jest banalnie proste, a pieczenie przekraczało moje wyobrażenia. Potem okazało się, że to nie jest takie trudne. W przypadku dań obiadowych proporcje nie są takie ważne, bo czy się mniej czy mocniej przyprawi, danie smakuje to po prostu inaczej, w przypadku ciast – te proporcje są bardzo istotne.
Czyli miałaś szczęście, że trafiłaś na gotującego ukochanego.
Oczywiście (śmiech), ale to nie było tak, że wszystko mi smakowało. Przygotował dla mnie np. potwornie słodkie naleśniki pływające w maśle, z olbrzymią ilością czekolady, a wszystko okraszone plasterkami banana. Bardzo słodkie, bardzo tłuste. A słodycze lubię w ilości umiarkowanej, na zasadzie deserek po obiedzie. Nie zastąpię wartościowego śniadania połową brytfanki jakiegoś ciasta.
Bez wyjątku?
Wyjątek stanowią croissanty malinami, które mogę jeść w każdej ilości i o każdej porze. Nie mogę się im oprzeć.
Udziel kobiecej rady, jak zaciągnąć męża do kuchni, żeby coś dla nas ugotował.
Warto mu podsunąć ciekawą książkę kucharską z prostymi przepisami. Samo mruczenie, proszenie, że mógłbyś zrobić mi coś do jedzenia, nie wystarcza.
Powie, że zaprosi do restauracji.
To wymówka. Niektórym mężczyznom się po prostu nie chce. Mi imponuje sprawne i szybkie pokrojenie warzyw, ostrym nożem. To bardzo męskie! Nikt tak jak mój mąż nie potrafi idealnie pokroić niektórych składników. Poza tym można zaczynać od przygotowywania bardzo prostych rzeczy. Polecam deser z książki kucharskiej, którą napisałam wspólnie z mężem, na mus jabłkowy z melisą z dodatkiem cukru trzcinowego. Lekki, delikatny deser, którego przygotowanie nie będzie stanowiło problemu dla osoby, która nie potrafi dobrze poruszać się w kuchni, ale efekt będzie znakomity, to będzie naprawdę słodka niespodzianka dla ukochanej. Warto podać w ładnym naczyniu, ozdobić ładnie listami melisy, itp.
W książce „Fajna babka niezłe ciacho” razem z mężem Maćkiem Szaciłło odczarowujesz tzw. sceny kuchenne. Okazuje się, że codzienne przygotowywanie jedzenia to nie szara rzeczywistość.
Takie było zamierzenie. To książka z przymrużeniem oka. Wiadomo, że w kuchni nie ugniata się ciasta w eleganckiej sukience z cekinami. Ale chcieliśmy też pokazać, że nad blatem nie siedzi się w brudnym poplamionym fartuchu. W kuchni można też wyglądać pięknie, pociągająco… Rytuał gotowania może być bardzo seksowny.
Trzeba tę książkę sprezentować ukochanemu!
Koniecznie! To świetny prezent ślubny czy walentynkowy. Śmieszny , nietypowy. Nie trzeba co miesiąc wyjeżdżać za granicę, żeby utrzymywać stałą gorącą temperaturę związku. Przygotowując słodkie przysmaki można pokazywać ukochanej osobie, że nam na niej zależy. Taki był zamysł tej książki.
A potem rodzą się dzieci i jak to jest z tą figurą po ciąży?
Jak widać! Jest ciśnienie i presja po ciąży rośnie z każdym kolejnym dniem. Coraz bardziej denerwowało mnie, że ten brzuch jeszcze nie wygląda tak, jakbym chciała. Nie miałam siły ani czasu na ćwiczenia. Moja figura to duża zasługa tego, co jem. Jestem przeciwniczką restrykcyjnych diet. One do niczego dobrego nie prowadzą. Lubię oliwę z oliwek. Nie jem po godzinie 18-stej. Nie objadam się słodyczami.
Do jakiej potrawy możesz się porównać?
Pizza mi chodzi po głowie (śmiech). Czasem lubię prostotę, pizza polana dobrą oliwą jest smacznym drożdżowym plackiem. Czasem lubię eksperymenty, mieszanie z pozoru niepasujących do siebie składników. Czasem lubię pójść na całość i wrzucić na ciasto wszystko, co mam w lodówce i patrzeć, co z tego wyjdzie. Nie znam nikogo, kto nie lubi pizzy (śmiech).
Monika Mrozowska: Na początku naszej znajomości to raczej Maciek częstował mnie tym, co wymyślał. Sama miałam problem z przygotowywaniem ciast i ciasteczek, bo one mi po prostu nie wychodziły. Gotowanie dania obiadowego jest banalnie proste, a pieczenie przekraczało moje wyobrażenia. Potem okazało się, że to nie jest takie trudne. W przypadku dań obiadowych proporcje nie są takie ważne, bo czy się mniej czy mocniej przyprawi, danie smakuje to po prostu inaczej, w przypadku ciast – te proporcje są bardzo istotne.
Czyli miałaś szczęście, że trafiłaś na gotującego ukochanego.
Oczywiście (śmiech), ale to nie było tak, że wszystko mi smakowało. Przygotował dla mnie np. potwornie słodkie naleśniki pływające w maśle, z olbrzymią ilością czekolady, a wszystko okraszone plasterkami banana. Bardzo słodkie, bardzo tłuste. A słodycze lubię w ilości umiarkowanej, na zasadzie deserek po obiedzie. Nie zastąpię wartościowego śniadania połową brytfanki jakiegoś ciasta.
Bez wyjątku?
Wyjątek stanowią croissanty malinami, które mogę jeść w każdej ilości i o każdej porze. Nie mogę się im oprzeć.
Udziel kobiecej rady, jak zaciągnąć męża do kuchni, żeby coś dla nas ugotował.
Warto mu podsunąć ciekawą książkę kucharską z prostymi przepisami. Samo mruczenie, proszenie, że mógłbyś zrobić mi coś do jedzenia, nie wystarcza.
Powie, że zaprosi do restauracji.
To wymówka. Niektórym mężczyznom się po prostu nie chce. Mi imponuje sprawne i szybkie pokrojenie warzyw, ostrym nożem. To bardzo męskie! Nikt tak jak mój mąż nie potrafi idealnie pokroić niektórych składników. Poza tym można zaczynać od przygotowywania bardzo prostych rzeczy. Polecam deser z książki kucharskiej, którą napisałam wspólnie z mężem, na mus jabłkowy z melisą z dodatkiem cukru trzcinowego. Lekki, delikatny deser, którego przygotowanie nie będzie stanowiło problemu dla osoby, która nie potrafi dobrze poruszać się w kuchni, ale efekt będzie znakomity, to będzie naprawdę słodka niespodzianka dla ukochanej. Warto podać w ładnym naczyniu, ozdobić ładnie listami melisy, itp.
W książce „Fajna babka niezłe ciacho” razem z mężem Maćkiem Szaciłło odczarowujesz tzw. sceny kuchenne. Okazuje się, że codzienne przygotowywanie jedzenia to nie szara rzeczywistość.
Takie było zamierzenie. To książka z przymrużeniem oka. Wiadomo, że w kuchni nie ugniata się ciasta w eleganckiej sukience z cekinami. Ale chcieliśmy też pokazać, że nad blatem nie siedzi się w brudnym poplamionym fartuchu. W kuchni można też wyglądać pięknie, pociągająco… Rytuał gotowania może być bardzo seksowny.
Trzeba tę książkę sprezentować ukochanemu!
Koniecznie! To świetny prezent ślubny czy walentynkowy. Śmieszny , nietypowy. Nie trzeba co miesiąc wyjeżdżać za granicę, żeby utrzymywać stałą gorącą temperaturę związku. Przygotowując słodkie przysmaki można pokazywać ukochanej osobie, że nam na niej zależy. Taki był zamysł tej książki.
A potem rodzą się dzieci i jak to jest z tą figurą po ciąży?
Jak widać! Jest ciśnienie i presja po ciąży rośnie z każdym kolejnym dniem. Coraz bardziej denerwowało mnie, że ten brzuch jeszcze nie wygląda tak, jakbym chciała. Nie miałam siły ani czasu na ćwiczenia. Moja figura to duża zasługa tego, co jem. Jestem przeciwniczką restrykcyjnych diet. One do niczego dobrego nie prowadzą. Lubię oliwę z oliwek. Nie jem po godzinie 18-stej. Nie objadam się słodyczami.
Do jakiej potrawy możesz się porównać?
Pizza mi chodzi po głowie (śmiech). Czasem lubię prostotę, pizza polana dobrą oliwą jest smacznym drożdżowym plackiem. Czasem lubię eksperymenty, mieszanie z pozoru niepasujących do siebie składników. Czasem lubię pójść na całość i wrzucić na ciasto wszystko, co mam w lodówce i patrzeć, co z tego wyjdzie. Nie znam nikogo, kto nie lubi pizzy (śmiech).
js28