Bloger Tygodnia - Mr. & Mrs. Sandman

  • 1

Dzisiaj w cyklu Bloger Tygodnia na nasze pytania odpowiadają państwo Sandmanowie, czyli Iwona i Rafał Bortniczukowie.

         
ocena: 4/5 głosów: 3
Bloger Tygodnia -  Mr. & Mrs. Sandman

Dzisiaj w cyklu Bloger Tygodnia para wyjątkowa - On i Ona, Iwona i Rafał Bortniczukowie, czyli Mr. & Mrs. Sandman. Wielbiciele książek, nieznający się na literaturze. Teoretycy biegania, piszący o bieganiu. Praktycy gotowania, nieumiejący gotować. Miłośnicy kina, wybierający tylko nudne filmy. Połączyła ich nieumiejętność skupienia się na jednym, intelektualne ADHD oraz akceptacja faktu, iż lepiej nie zjeść lodów wcale niż zjeść nie najlepsze.

Blogujący, poszukujący, uczący (się), przez długie wieczory rozmawiający o smaku owsianki. Idąc dalej w swoich rozważaniach, skrzyknąwszy podobnych sobie stworzyli cykl warsztatów kulinarnych „Sztuka kulinarna w Sztuce Mięsa” oraz wystawę fotografii kulinarnej „Apetyt na Sztukę”. Ich blog możecie odwiedzić pod adresem mrmrssandman.blogspot.com

Gotuję i bloguję bo...

Ona: Blogowanie jest formą „wykonywania notatek” – jak podczas lekcji. Gotując, piekąc, uczę się, odkrywam nowe receptury, połączenia smakowe, które chciałabym utrwalić, zapisując je na blogu. Pierwotnie blog miał być takim zeszytem, kulinarno-kulturalnym dziennikiem, wkrótce przerodził się w platformę komunikacji z innymi gotującymi, blogującymi, którzy w dzieciństwie tak jak my uwielbiali mleko w tubce lub zbierali szczaw w babcinym ogródku.

  

On: Gotuję dla niej. Zaczęło się od przepisu mającego podbić serce kobiety. Udało się, a prośbie o dokładkę nie sposób było odmówić. Przygoda z miłosnymi, kuchennymi zmaganiami trwa już prawie 10 lat. Bloguję, bo o tym gotowaniu dobrze byłoby z kimś rozsądnym porozmawiać. Nasi znajomi, mieli już dość spotkań towarzyskich zdominowanych kulinarnymi tematami. Blog daje nieograniczone możliwości do dyskutowania, działania, organizowania.

Najbardziej niedoceniony kuchenny gadżet

Ona: Wałek kuchenny – przydatny nie tylko w kuchni, ale również, gdy w pobliżu nie ma młotka.

On: Doceniam wszystkie.

Skąd czerpiesz kulinarne pomysły?

Ona: Czasami, kiedy śpię, śnią mi się idealne ciasteczka.

On: Zewsząd. Inspiracją może być zapach, kolor itd. Czytamy, podpytujemy, słuchamy, oglądamy. Każdą napotkaną, gotującą osobę pytam o jej wersję rosołu i kotletów mielonych. Każdy robi to inaczej, od każdego można się uczyć.

Określ w jednym zdaniu swój styl gotowania

Ona: Uczenie się, stawianie pierwszych kroków, odkrywanie sprawdzonych receptur we własnej kuchni i dochodzenie do dumnego: „Yes, I can!”.

On: Istotą jest proces, dochodzenie do właściwych smaków. Ideą która nam przyświeca jest umieszczenie kuchni w sferze kultury. Nowe miejsca, ludzi poznajemy poprzez analizowanie kuchni, odwiedzania restauracji, nie tylko muzeów.

  

Wymień swoje największe kulinarne sukcesy i porażki

Ona: Kulinarna porażką, którą do dziś ciężko jest mi przełknąć, to pierwszy w życiu tort, który upiekłam na urodziny Pana Sandmana, wiele lat temu. Margarynowy krem, przybranie z porzeczek, dużo, dużo cukru…

Jako osoba dopiero ucząca się gotować wciąż pokonuje swoje prywatne, kulinarne Mount Everesty. Poszczególne potrawy, których się bałam czy których wykonanie uważałam za skomplikowane powolutku lądują na mojej liście z napisem „done!”.

On: Każdy przepis jest istotny. Każde danie wnosi coś nowego, nową umiejętność, nowe spojrzenie.

Kulinarny idol

Ona: Od każdego, z kim rozmawiam o kuchni staram się czerpać informacje, zdobywać wiedzę, inspirować się jego doświadczeniami.

On: Jak wyżej. Uczymy się od wszystkich, babci, sąsiadki, telewizyjnego guru czy kolegów blogerów, koleżanki blogerki.

   

Czego nigdy nie weźmiesz do ust?

Ona: Jako kulinarnie odważna kobieta, nie wzbronię się przed niczym! Chciałabym podróżować i poznać kuchnie egzotycznych krajów, które zdecydowanie różnią się od naszej.

On: Dysonans kulinarny to obce mi pojęcie.

Gdybym była potrawą byłabym...

Ona: Tartą z malinami z dodatkiem syropu klonowego. Niby proste, a odkrywające nowe wymiary rzeczywistości.

On: Nie byłbym potrawą, a łyżeczką, którą zjadano by tartę z malinami.

Co lubisz robić, jak już nie gotujesz?

Oni: Nazwa bloga nie wzięła się z powietrza czy wyszukiwarki. Pomysł jego założenia narodził się jesienią, kiedy słuchaliśmy starych, trzeszczących płyt i oglądaliśmy klasyki kina z „Psychozą” na czele. Kiedy bowiem nie gotowaliśmy lub nie rozmawialiśmy o kuchni, czas spędzaliśmy na wgłębianiu się w arcydzieła sztuki filmowej, muzyki lub literatury – głównie z naszych ukochanych lat 50., 60., 70.

Które ze swoich przepisów chcecie polecić tym, którzy pierwszy raz odwiedzają Wasz blog?

Marchewkowo – pomarańczowe cake pops



Składniki:

- 400 g ciasta (biszkoptu, murzynka etc.)
- 125 g serka mascarpone
- 100 g kremu czekoladowego
- 1 marchewka
- 2 pomarańcze
- 3 łyżki niskosłodzonego, dżemu pomarańczowego
- 200-300 g czekolady (np. pól na pół mlecznej i gorzkiej)
- dwie łyżki masła (ew. oleju)
- kolorowe posypki
- patyczki i styropian

Porcje: 20 cake popsów
Czas przygotowania: 45 minut + chłodzenie


Kupujemy bądź przygotowujemy ciasto biszkoptowe. Po ostygnięciu ciasto kruszymy do miski na drobne okruchy, w oddzielnej miseczce zaś łączymy mascarpone z kremem czekoladowym, następnie dokładnie mieszamy z ciastem. Dodajemy dżem, ścieramy marchewkę i skórkę z uprzednio sparzonej wrzątkiem pomarańczy, kontrolując stopień nasączenia oraz uważając, aby ciasto nie było zbyt lepkie.

Ciasto zagniatamy w kulę (lub dwie), zawijamy w folię spożywczą i wrzucamy do zamrażalnika na ok. 15 min. Następnie lepimy kulki o średnicy ok. 3-4 cm, układając je w odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i ponownie mrozimy, 15 min. lub dłużej. Teraz rozpuszczamy pokruszoną czekoladę z odrobiną masła (dzięki temu tak szybko nie zastygnie) w kąpieli wodnej.

Każdą kulkę nadziewamy na patyczek (nie dalej niż do połowy) i zanurzamy w roztopionej czekoladzie, lekko otrzepując jej nadmiar. Następnie wbijamy cake popsa w styropian i po minucie obsypujemy go kolorową posypką. Gotowe!

Tarta owsiana z bananami

 

Składniki:

- 125 mąki pszennej (lub pszennej pełnoziarnistej)*
- 125 g płatków owsianych (1/2 płatków mielimy)
- 70 g + 50 g cukru (spód + nadzienie)
- 130 g masła
- 3 łyżki zimnej wody
- 60 ml śmietanki kremówki
- 250 g ricotty
- 2 banany
- 25 g orzechów laskowych
* używaliśmy pełnoziarnistej, jednak ciasto było przez to nieco za "ciężkie", mąka pszenna pozwoli na uzyskanie pożądanej kruchości i fajnej konsystencji

Czas: 20 minut + ok. 1 godz. chłodzenie + 40 min. pieczenie

Do miski wsypujemy mąkę, płatki - mielone i całe, cukier, wlewamy 3 łyżki wody i wrzucamy pokrojone w kostkę masło. Całość rozcieramy w palcach, aż wszystko rozdrobnimy w okruchy. Następnie przez około 10 minut zagniatamy. Formujemy w kulę, owijamy folią spożywczą i wkładamy na pół godziny do lodówki.

Następnie rozwałkowujemy zimne ciasto na podsypanym mąką blacie, dopasowując do rozmiary naszej formy (u nas 26 cm średnicy). Nakładamy na formę, ucinamy i ładnie zawijamy rogi, ciasto dokładnie nakłuwamy widelcem (by tarta nie urosła), następnie pieczemy 20-25 minut w temperaturze 180 st. C (termoobieg). Odstawiamy do ostygnięcia. Przystępujemy do wykonania nadzienia! W rondelku podgrzewamy śmietankę, rozpuszczamy w niej cukier i dodajemy ricottę, łącząc składniki w jednolitą masę. Czekając aż ostygnie, kroimy banany w plasterki, a orzechy na mniejsze kawałki.

Plasterki banana rozkładamy na spodzie ciasta, rozsypujemy orzechy, zalewamy całość masą z ricotty. Zapiekamy w temp. 180 st. C przez ok. 15 minut. Zanim odkroimy sobie pierwszy kawałek, powinniśmy schłodzić tartę w lodówce, dzięki temu masa odpowiednio się zetnie, voila!

Więcej przepisów Mr. & Mrs. Sandman znajdziecie na blogu >>>