Wierna swoim zasadom i postanowieniom - nie znajdziecie u niej zdjęć zawierających lokowanie produktu czy reklam. Bloga traktuje jako elektroniczną książkę kucharską pisaną dla... samej siebie, wychodząc z założenia, że przepisy, które w niej zawiera spodobają się i przydadzą również innym.
A jest w czym wybierać! Pomarańczowy chleb z Jamajki, placki z serka wiejskiego z kurczakiem a może śledź smażony z karmelizowaną cebulką? Wśród przepisów Olgi każdy znajdzie ktoś dla siebie! Olga w wyniku napadów tworzy znakomite potrawy, wy wizytę na jej blogu potraktujcie jako... napad na Wasze podniebienia!
Zapewniam, że - bez użycia żadnej siły i przymusu - będzie Wam się podobało i będziecie wracać po więcej! Napady Szalonego Kucharza to miejsce niepretensjonalne, swojskie, pełne inspiracji. Gorąco polecam!
Bloga prowadzisz dość długo; przyznaj się - jak często po tylu latach zdarzają Ci się tytułowe „napady”? Pochwal się, co ostatnio było konsekwencją takiego „napadu”?
Takie „napady” zdarzają mi się nadal, jakoś raz na miesiąc lub dwa, tylko, co z przykrością ostatnio stwierdziłam, są mniejsze. Ostatni taki zdarzył się w minioną sobotę. Zrobiłam chleb pomarańczowy z Jamajki, śledzie smażone z karmelizowaną cebulką i białą rzepą, różową sałatkę z krewetek, po czym przeziębienie mnie pokonało, a w planie były jeszcze naleśniki ze szpinakiem - do odgrzania na poniedziałek i wtorek.
Podoba mi się Twoje podejście do sprawy: blog jako ściąga dla Ciebie samej; czy to podejście nie zmieniło się, kiedy zauważyłaś, że grono Twoich odbiorców powiększa się?
Nie, tu nic się nie zmieniło. Zawsze gdy przychodzi moment, kiedy planuję menu na przyjazd gości to zawsze najpierw odpalam alfabetyczny spis treści na swoim blogu i w kilka minut mam listę zakupów. Zawsze też uważałam, że w pierwszej kolejności musi zawierać przepisy przydatne dla mnie samej, to innym też się przydadzą i spodobają. Pewnie dlatego wszystkie propozycje reklam na blogu, czy też testowania produktów zawsze odrzucałam. Dzięki temu zawsze widzę w nim swoją rękę.
Elektronika i telekomunikacja a kulinaria na pierwszy rzut nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Czy potrafisz znaleźć jakiś wspólny mianownik dla tych dwóch dziedzin? Czy w czymś są do siebie podobne?
To jest najtrudniejsze pytanie. Myślałam i myślałam, ale nie znalazłam takiej części wspólnej. Poprosiłam Męża o pomoc i też nic nie przyszło mu do głowy. Może po prostu nie ma?
Jak w skrócie opisałabyś przepisy na swoim blogu? Tylko dla szalonych kucharzy?
Zdecydowanie nie. Lwia część moich przepisów zawiera ogólnie dostępne składniki i nie jest specjalnie trudna. Dzieje się tak z konieczności, gdyż jestem osobą bardzo aktywną zawodowo, a poza tym gotowanie nie jest moim jedynym hobby, dlatego nie zawsze mogę poświęcić dużo czasu na przygotowanie posiłków. Natomiast jest też pewien procent przepisów nad którymi trzeba jednak spędzić dwie godziny w kuchni – właśnie te polecam innym szalonym kucharzom.
Kiedy zaczęły się Twoje napady? Pamiętasz moment w którym całkiem serio pomyślałaś: „Łał, gotowanie jest fajne!”
Pamiętam taki dzień spędzony z Tatą, który chciał pokazać mi kilka rzeczy w kuchni. Miałam wtedy jakieś 16 lat. Zrobiliśmy danie główne, ale najbardziej pamiętam surówki. Zrobiliśmy trzy. Pierwsza zawierała dwa warzywa, druga te same dwa warzywa i jeszcze inne składniki, trzecia te składniki co druga i jeszcze kilka. Mimo, że baza była ta sama, to były w smaku trzy różne surówki. To było właśnie takie „łał”. Potem chyba dopiero gdzieś w środku studiów mnie to znowu dopadło.
Dokończ zdanie: „Gotowanie jest dla mnie jak …”?
...wewnętrzna potrzeba, której nie da się przezwyciężyć. Ja po prostu lubię jeść dobre rzeczy, a dzień bez obiadu to dzień stracony.
Niebawem święta. Bez jakiej potrawy nie wyobrażasz sobie tego wyjątkowego czasu? Jak słyszysz - Wielkanoc - Twoje pierwsze (kulinarne) skojarzenie to…?
Jajko na twardo owinięte w plasterek szynki. Najprostsze i najsmaczniejsze. Pamiętam, że czasami z Mamą robiłyśmy sobie tak na śniadanie - nawet nie na Wielkanoc - ale to właśnie jest to skojarzenie.
Czy w Twoim domu królują tradycyjne potrawy wielkanocne, czy zdarza Ci się eksperymentować podczas przygotowywania menu?
Święta zawsze spędzamy u Mamy lub u Teściów, więc nigdy nie planuję świątecznego menu. Jeśli zaś w końcu zrobimy kiedyś święta u siebie, to pewnie będzie to mix tradycji i czegoś nowego.
Czy w Twojej dotychczasowej działalności kulinarnej zdarzyła się sytuacja, w której miałaś ochotę spalić się ze wstydu, zapaść pod ziemię? Coś okazało się niedopieczone lub niedosmażone i wyszło to na jaw… na talerzu gości? :D
Wpadek było trochę, a ja każdą bardzo przeżywałam. Pamiętam taką jedną, robiłam piersi z kurczaka według przepisu Jamiego Olivera. Takie bardzo dekoracyjne - z pomidorkami, cytryną, boczkiem i rozmarynem. Mam otwartą kuchnię na salon, więc kiedy wyjęłam danie z piekarnika i sprawdziłam dla pewności jeden kawałek, to goście zobaczyli, że w środku mięso jest kompletnie nieprzepieczone. Oczywiście musiało wrócić do piekarnika, a mój przyjaciel zażartował, że w takim razie jak weźmie ode mnie przepis będzie wiedział, że w połowie trzeba mięso wyjąć, trochę przewietrzyć i schować z powrotem.
Czy jest taka dziedzina, grupa potraw, której przyrządzanie niespecjalnie lubisz? A może są takie dania lub desery, których przygotowywanie sprawia Ci szczególną radość?
Nie lubię przygotowywać produktów, które brudzą „krwawo” w trakcie oczyszczania, na przykład serduszek. Natomiast szczególną przyjemność sprawiają mi potrawy, przy których mogę mieszać na patelni lub głębokim rondlu. Dorzucać jakieś kolejne składniki i znowu mieszać. Sosy do makaronu, ryżu... Zdecydowanie mieszanie w patelni to moje ulubione kuchenne zajęcie!
FUSILLI Z CUKINIĄ W SOSIE POMIDOROWO-MASCARPONE
Skoro sosy do makaronu są moimi ulubionymi potrawami, to szkoda by było nie podzielić się jakimś. Ten jest dla mnie szczególny, gdyż wymyśliłam go gdy trzy lata temu, gdy miałam złamaną rękę. Wiedząc jak bardzo tęsknię do gotowania, Mąż pod moim kierunkiem wszystko pokroił, a ja tylko stałam przy patelni i mieszałam.
Składniki (na 4 porcje):
350 - 400g makaronu fusilli (lub innego)
ząbek czosnku
2 suszone peperoncini
2 puszki pomidorów
250g serka mascarpone
1 cukinia
sól
pieprz
2 łyżeczki ziół prowansalskich
1/4 łyżeczki cukru
2-3 łyżki oliwy
Do posypania:
starty żółty ser
porwane świeże listki bazylii
płatki chili (opcjonalnie)
1. Makaron gotujemy al dente.
2. Cukinię myjemy, przekrawamy wzdłuż na pół i każdą połowę kroimy w plastry grubości ok. 1 cm. Ząbek czosnku obieramy i lekko zgniatamy płaską częścią noża.
3. Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na minutę-dwie ząbek czosnku i peperoncini. Po tym czasie wyjmujemy je (chodzi tylko o to, żeby oliwa nabrała trochę aromatu).
4. Wrzucamy cukinię na patelnię, lekko solimy i posypujemy pieprzem, podsmażamy aż będzie półmiękka. Wtedy dokładamy pomidory i mieszamy tak długo aż sos zgęstnieje.
5. Dorzucamy ser mascarpone, zioła prowansalskie i cukier. Podgrzewamy, stale mieszając, aż ser się rozpuści. Wtedy próbujemy, dodajemy jeszcze trochę ziół, soli lub pieprzu jeśli potrzeba i podajemy.
6. Na talerzu posypujemy żółtym serem, porwanymi listkami świeżej bazylii i płatkami chili.
Smacznego!
A jest w czym wybierać! Pomarańczowy chleb z Jamajki, placki z serka wiejskiego z kurczakiem a może śledź smażony z karmelizowaną cebulką? Wśród przepisów Olgi każdy znajdzie ktoś dla siebie! Olga w wyniku napadów tworzy znakomite potrawy, wy wizytę na jej blogu potraktujcie jako... napad na Wasze podniebienia!
Zapewniam, że - bez użycia żadnej siły i przymusu - będzie Wam się podobało i będziecie wracać po więcej! Napady Szalonego Kucharza to miejsce niepretensjonalne, swojskie, pełne inspiracji. Gorąco polecam!
Bloga prowadzisz dość długo; przyznaj się - jak często po tylu latach zdarzają Ci się tytułowe „napady”? Pochwal się, co ostatnio było konsekwencją takiego „napadu”?
Takie „napady” zdarzają mi się nadal, jakoś raz na miesiąc lub dwa, tylko, co z przykrością ostatnio stwierdziłam, są mniejsze. Ostatni taki zdarzył się w minioną sobotę. Zrobiłam chleb pomarańczowy z Jamajki, śledzie smażone z karmelizowaną cebulką i białą rzepą, różową sałatkę z krewetek, po czym przeziębienie mnie pokonało, a w planie były jeszcze naleśniki ze szpinakiem - do odgrzania na poniedziałek i wtorek.
Podoba mi się Twoje podejście do sprawy: blog jako ściąga dla Ciebie samej; czy to podejście nie zmieniło się, kiedy zauważyłaś, że grono Twoich odbiorców powiększa się?
Nie, tu nic się nie zmieniło. Zawsze gdy przychodzi moment, kiedy planuję menu na przyjazd gości to zawsze najpierw odpalam alfabetyczny spis treści na swoim blogu i w kilka minut mam listę zakupów. Zawsze też uważałam, że w pierwszej kolejności musi zawierać przepisy przydatne dla mnie samej, to innym też się przydadzą i spodobają. Pewnie dlatego wszystkie propozycje reklam na blogu, czy też testowania produktów zawsze odrzucałam. Dzięki temu zawsze widzę w nim swoją rękę.
Elektronika i telekomunikacja a kulinaria na pierwszy rzut nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Czy potrafisz znaleźć jakiś wspólny mianownik dla tych dwóch dziedzin? Czy w czymś są do siebie podobne?
To jest najtrudniejsze pytanie. Myślałam i myślałam, ale nie znalazłam takiej części wspólnej. Poprosiłam Męża o pomoc i też nic nie przyszło mu do głowy. Może po prostu nie ma?
Jak w skrócie opisałabyś przepisy na swoim blogu? Tylko dla szalonych kucharzy?
Zdecydowanie nie. Lwia część moich przepisów zawiera ogólnie dostępne składniki i nie jest specjalnie trudna. Dzieje się tak z konieczności, gdyż jestem osobą bardzo aktywną zawodowo, a poza tym gotowanie nie jest moim jedynym hobby, dlatego nie zawsze mogę poświęcić dużo czasu na przygotowanie posiłków. Natomiast jest też pewien procent przepisów nad którymi trzeba jednak spędzić dwie godziny w kuchni – właśnie te polecam innym szalonym kucharzom.
Kiedy zaczęły się Twoje napady? Pamiętasz moment w którym całkiem serio pomyślałaś: „Łał, gotowanie jest fajne!”
Pamiętam taki dzień spędzony z Tatą, który chciał pokazać mi kilka rzeczy w kuchni. Miałam wtedy jakieś 16 lat. Zrobiliśmy danie główne, ale najbardziej pamiętam surówki. Zrobiliśmy trzy. Pierwsza zawierała dwa warzywa, druga te same dwa warzywa i jeszcze inne składniki, trzecia te składniki co druga i jeszcze kilka. Mimo, że baza była ta sama, to były w smaku trzy różne surówki. To było właśnie takie „łał”. Potem chyba dopiero gdzieś w środku studiów mnie to znowu dopadło.
Dokończ zdanie: „Gotowanie jest dla mnie jak …”?
...wewnętrzna potrzeba, której nie da się przezwyciężyć. Ja po prostu lubię jeść dobre rzeczy, a dzień bez obiadu to dzień stracony.
Niebawem święta. Bez jakiej potrawy nie wyobrażasz sobie tego wyjątkowego czasu? Jak słyszysz - Wielkanoc - Twoje pierwsze (kulinarne) skojarzenie to…?
Jajko na twardo owinięte w plasterek szynki. Najprostsze i najsmaczniejsze. Pamiętam, że czasami z Mamą robiłyśmy sobie tak na śniadanie - nawet nie na Wielkanoc - ale to właśnie jest to skojarzenie.
Czy w Twoim domu królują tradycyjne potrawy wielkanocne, czy zdarza Ci się eksperymentować podczas przygotowywania menu?
Święta zawsze spędzamy u Mamy lub u Teściów, więc nigdy nie planuję świątecznego menu. Jeśli zaś w końcu zrobimy kiedyś święta u siebie, to pewnie będzie to mix tradycji i czegoś nowego.
Czy w Twojej dotychczasowej działalności kulinarnej zdarzyła się sytuacja, w której miałaś ochotę spalić się ze wstydu, zapaść pod ziemię? Coś okazało się niedopieczone lub niedosmażone i wyszło to na jaw… na talerzu gości? :D
Wpadek było trochę, a ja każdą bardzo przeżywałam. Pamiętam taką jedną, robiłam piersi z kurczaka według przepisu Jamiego Olivera. Takie bardzo dekoracyjne - z pomidorkami, cytryną, boczkiem i rozmarynem. Mam otwartą kuchnię na salon, więc kiedy wyjęłam danie z piekarnika i sprawdziłam dla pewności jeden kawałek, to goście zobaczyli, że w środku mięso jest kompletnie nieprzepieczone. Oczywiście musiało wrócić do piekarnika, a mój przyjaciel zażartował, że w takim razie jak weźmie ode mnie przepis będzie wiedział, że w połowie trzeba mięso wyjąć, trochę przewietrzyć i schować z powrotem.
Czy jest taka dziedzina, grupa potraw, której przyrządzanie niespecjalnie lubisz? A może są takie dania lub desery, których przygotowywanie sprawia Ci szczególną radość?
Nie lubię przygotowywać produktów, które brudzą „krwawo” w trakcie oczyszczania, na przykład serduszek. Natomiast szczególną przyjemność sprawiają mi potrawy, przy których mogę mieszać na patelni lub głębokim rondlu. Dorzucać jakieś kolejne składniki i znowu mieszać. Sosy do makaronu, ryżu... Zdecydowanie mieszanie w patelni to moje ulubione kuchenne zajęcie!
FUSILLI Z CUKINIĄ W SOSIE POMIDOROWO-MASCARPONE
Skoro sosy do makaronu są moimi ulubionymi potrawami, to szkoda by było nie podzielić się jakimś. Ten jest dla mnie szczególny, gdyż wymyśliłam go gdy trzy lata temu, gdy miałam złamaną rękę. Wiedząc jak bardzo tęsknię do gotowania, Mąż pod moim kierunkiem wszystko pokroił, a ja tylko stałam przy patelni i mieszałam.
Składniki (na 4 porcje):
350 - 400g makaronu fusilli (lub innego)
ząbek czosnku
2 suszone peperoncini
2 puszki pomidorów
250g serka mascarpone
1 cukinia
sól
pieprz
2 łyżeczki ziół prowansalskich
1/4 łyżeczki cukru
2-3 łyżki oliwy
Do posypania:
starty żółty ser
porwane świeże listki bazylii
płatki chili (opcjonalnie)
1. Makaron gotujemy al dente.
2. Cukinię myjemy, przekrawamy wzdłuż na pół i każdą połowę kroimy w plastry grubości ok. 1 cm. Ząbek czosnku obieramy i lekko zgniatamy płaską częścią noża.
3. Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na minutę-dwie ząbek czosnku i peperoncini. Po tym czasie wyjmujemy je (chodzi tylko o to, żeby oliwa nabrała trochę aromatu).
4. Wrzucamy cukinię na patelnię, lekko solimy i posypujemy pieprzem, podsmażamy aż będzie półmiękka. Wtedy dokładamy pomidory i mieszamy tak długo aż sos zgęstnieje.
5. Dorzucamy ser mascarpone, zioła prowansalskie i cukier. Podgrzewamy, stale mieszając, aż ser się rozpuści. Wtedy próbujemy, dodajemy jeszcze trochę ziół, soli lub pieprzu jeśli potrzeba i podajemy.
6. Na talerzu posypujemy żółtym serem, porwanymi listkami świeżej bazylii i płatkami chili.
Smacznego!
niezły kąsek
SylaUla