Ilekroć zdarza mi się oglądać jeden z programów kulinarnych, w którym uczestniczy konkurują ze sobą, zawsze zastanawiam się, "jak oni dają radę?".
Wydaje mi się, że potrzeba wiele pewności siebie i przekonania, że to, co przyrządzamy jest naprawdę dobre, aby stanąć do takiej rywalizacji i na własne życzenie znaleźć się pod presją.
Czy tak było w przypadku Aleksandry Niparko, naszej dzisiejszej bohaterki? Przeczytajcie wywiad - dowiecie się, jak wygląda "życie po MasterChefie" i czy udział w programie daje jakieś korzyści?
Nutka Smaku to miejsce, w którym możecie znaleźć smakowite przepisy, którymi Aleksandra dzieli się z Czytelnikami. Zajrzyjcie koniecznie - sami przekonacie się, że znajdziecie tam nie tytułową nutkę, a całą symfonię smaków!
Wyśmienite receptury Oli znajdziecie również na gotujmy.pl - szukajcie jej pod nickiem Aleksandra Niparko. Polecamy!
Robiąc research do wywiadu zorientowałam się, że brałaś udział w jednej z edycji MasterChefa. Opowiedz, skąd pomysł by pójść gotować do telewizji? Chciałaś się sprawdzić?
Moja przygoda z programem MasterChef zaczęła się od jednej z reklam wyemitowanej w telewizji TVN. Mój brat bliźniak zauważył właśnie tę reklamę i po części wymusił na mnie, abym wysłała zgłoszenie. Wahałam się kilka dni. Rodzina stale wymuszała presję, aż w końcu sami wypełnili zgłoszenie. Kazali mi przeczytać i uzupełnić braki. Po kilku dniach wysłałam zgłoszenie drogą mailową i czekałam na odzew. Już na drugi dzień miałam telefon od stacji. Podano mi termin spotkania i wyjaśniono reguły zabawy.
Czy udział w tym programie wpłynął znacząco na jakiś aspekt Twojego życia?
Mogę w 100 % powiedzieć, że po pierwszych odcinkach byłam rozpoznawana na ulicy - większość ludzi ze szkoły z którymi nie rozmawiałam zaczęła się odzywać i widzieć we mnie najlepszą koleżankę. To troszkę mnie bolało, ale dziś właśnie za to mogę im podziękować. Przez to wszystko wzmocniłam się i poznałam swoją wartość. Przez program po części odnalazłam swoją drogę w życiu. Nie mówię, że nadal nie szukam ale główny tor mam już obrany. Teraz jestem silniejszą i odważniejszą osobą i umiem poradzić sobie w życiu.
Co było „najgorsze” w związku z udziałem w programie (np. gotowanie pod presją czasu)?
Najgorsza nie była presja, lecz czas spędzony poza domem. Nie widziałam rodziny, wcześniej byłam z nimi 24h/7 dni w tygodniu - jak się rozstawaliśmy, to zazwyczaj na kilka dni. W tym przypadku było inaczej, byłam w dużym mieście sama i troszkę zdezorientowana. Dużą pomoc otrzymałam od całej stacji i ludzi, którzy dostali się do programu. Na samym początku bardzo się ich obawiałam - wszyscy byli dużo starsi i doświadczeni, a ja nawet nie wiedziałam co to awokado. Teraz wiem, że mam w nich oparcie. Nie zawiedziemy siebie w trudnych chwilach.
U Ciebie na blogu można znaleźć podstronę dotyczącą Pogotowia Kulinarnego. Przyznaję, że ta inicjatywa mnie zaskoczyła - w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jak to wygląda w praktyce? W końcu na pogotowie zazwyczaj dzwoni się, kiedy już się coś przydarzy. Do Was częściej zgłaszają się osoby, które już coś przypaliły, rozgotowały czy dzwonią z prośbą o pomoc przed rozpoczęciem kuchennych zmagań?
Podstrona jest dosyć nowym nabytkiem. Powstała z przypadku. Podczas studiów często dzwoniono do mnie z prośba przygotowania obiadu, kolacji, ”na teraz”. W końcu mój dobry znajomy wpadł na pomysł POGOTOWIA KULINARNEGO. Często dzwonią osoby, które potrzebują pomocy w dopasowaniu menu - zazwyczaj robię to za darmo, gdyż jedyny wkład to rozmowa telefoniczna i wysłanie menu. Miałam też przypadek, że zadzwoniono do mnie z pytaniem jak uratować kolację, wymieniono jakie składniki znajdują się w lodówce. Nie powiem - takie zadania są najlepsze - wówczas włącza mi się kreatywność i jestem w siódmym niebie. Na chwilę obecną działam w pojedynkę i czekam na zgłoszenia z Zielonej Góry i okolic. Pogotowie służy również pomocy w przygotowaniu eventów i obozów dla dzieci.
Najbardziej nietypowy przypadek z którym miałaś do czynienia w ramach Pogotowia Kulinarnego?
Nie było takiego zgłoszenia. Jedyny przypadek, który utkwił mi w głowie to pomoc w obozie językowym na ponad 30 osób z niedziałającym piekarnikiem i kuchnią, która nie była przystosowana do gotowania dla tylu osób.
Kiedy uświadomiłaś sobie, że gotowanie jest tym, co sprawia Ci frajdę i chcesz iść w tym kierunku?
Gotowanie to moja pasja. Na chwilę obecną nie chcę zakładać restauracji czy baru. Jedyne co bym chciała zrobić, to wydać własną książkę połączoną z technologią żywności. Wszystko zaczęło się od mojej babci, gdyż to ona pokazała mi tajniki przygotowywania potraw oraz przekazała kilka swoich pomysłów, które teraz ja modyfikuję. Zawsze była to skrywana miłość mojego życia - nie lubiłam się nią chwalić w obawie, że ktoś to wyśmieje. Ale dziś cieszę się że Polska zaczęła gotować, gdyż mogę wyjść z cienia.
Niedługo Wielkanoc. Powiedz, jak wyglądają święta w Twoim domu? Czy w Twojej rodzinie funkcjonują przepisy wielkanocne przekazywane z pokolenia na pokolenie? A może w kuchni macie jasno określony podział ról?
Wielkanoc to czas kiedy możemy przygotować w domu potrawy rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jest to na przykład żur czy babka szafranowa. W tym wypadku nie ma mowy o przekrętach czy zmianie pomysłu, wszystko musi być przygotowane tradycyjnie, z miłości. Co roku jest zmiana w kuchni - raz ja przygotowuję słodkie desery, ciasta, a mama wytrawne dania, w kolejnym jest zmiana ról. W tym roku zajmuję się moją ulubioną działką czyli: zupy, dania mięsne i ryby. Desery pozostawiam mamie.
Czy nadal brat jest Twoim najważniejszym krytykiem kulinarnym?
Teraz już troszkę mniej, często nie ma go w domu, gdyż wyjeżdża na rehabilitację. Jego miejsca chwilowo nikt nie zajął - sama staram się oceniać swoje dania i desery. Nieraz jest to oceniane źle, aby tylko później móc coś w tym poprawić.
Jak zachęciłabyś osoby, które dotychczas nie gotowały, aby spróbowały swoich sił w kuchni? Przykładowo, jeśli ktoś ma obawy, że jego potrawy będą bez smaku, gdyż nie ma doświadczenia w przyprawianiu - jak zmotywować taką osobę?
Kuchnia to zabawa. Zawsze powtarzam , że nie wolno stresować się w kuchni, gotuj tak jak potrafisz, dodawaj przyprawy takie jakie lubisz. Azjatyckie curry może być Twoim daniem z Twoimi przyprawami. Nie bądź sztywny i ramowy, daj się ponieść i próbuj, próbuj, próbuj! A... i nie zapomnij puścić swojej ulubionej płyty podczas gotowania. Zapomnisz wówczas o stresie i nie skupisz się tak bardzo na kombinowaniu.
Polecam również kursy gotowania z doświadczonymi kucharzami, raz wydane 300 zł potęguje w kuchni na lata.
Czy poszłabyś ponownie do programu telewizyjnego poświęconego gotowaniu, np. Top Chef? Uzasadnij swoją odpowiedź.
Oczywiście z miłą chęcią chciałabym jeszcze raz wystąpić w MasterChefie, troszkę dlatego że tęsknię za tymi wszystkimi ludźmi, a po części dla wypróbowania siebie po raz drugi. W pierwszej edycji nie potrafiłam wiele; raczej było to intuicyjne działanie młodej osoby połączone z olbrzymim strachem. Teraz posiadam dużo większą wiedzę i mniej się stresuję, wiec coś z tego mogłoby wyjść.
Ciasto:
Jabłka:
2. Na patelnię wsypujemy cukier, wlewamy wodę i doprowadzamy do pienienia. Dodajemy przyprawy oraz sok z cytryny. Całość mieszamy. Do sosu wkładamy połówki obranego jabłka i chwilę podgotowujemy aby zmiękły. Gotowe układamy na podpieczonym cieście. Sos pomarańczowy chwilę redukujemy, aby zgęstniał.
3. Chłodne ciasto wałkujemy na grubość 0,5 cm i wykładamy formę do tarty. Na cieście wykładamy papier do pieczenia i wysypujemy groch lub cieciorkę w celu obciążenia spodu. Pieczemy w temperaturze 190 stopni przez 20 minut. Następnie ściągamy papier z grochem i wykładamy na podpieczony spód jabłka. Zakrywamy drugim plackiem ciasta i smarujemy jajkiem. Pieczemy dalej około 20 minut. Gotową podajemy z sosem pomarańczowym.
Smacznego!
Wydaje mi się, że potrzeba wiele pewności siebie i przekonania, że to, co przyrządzamy jest naprawdę dobre, aby stanąć do takiej rywalizacji i na własne życzenie znaleźć się pod presją.
Czy tak było w przypadku Aleksandry Niparko, naszej dzisiejszej bohaterki? Przeczytajcie wywiad - dowiecie się, jak wygląda "życie po MasterChefie" i czy udział w programie daje jakieś korzyści?
Nutka Smaku to miejsce, w którym możecie znaleźć smakowite przepisy, którymi Aleksandra dzieli się z Czytelnikami. Zajrzyjcie koniecznie - sami przekonacie się, że znajdziecie tam nie tytułową nutkę, a całą symfonię smaków!
Wyśmienite receptury Oli znajdziecie również na gotujmy.pl - szukajcie jej pod nickiem Aleksandra Niparko. Polecamy!
Robiąc research do wywiadu zorientowałam się, że brałaś udział w jednej z edycji MasterChefa. Opowiedz, skąd pomysł by pójść gotować do telewizji? Chciałaś się sprawdzić?
Moja przygoda z programem MasterChef zaczęła się od jednej z reklam wyemitowanej w telewizji TVN. Mój brat bliźniak zauważył właśnie tę reklamę i po części wymusił na mnie, abym wysłała zgłoszenie. Wahałam się kilka dni. Rodzina stale wymuszała presję, aż w końcu sami wypełnili zgłoszenie. Kazali mi przeczytać i uzupełnić braki. Po kilku dniach wysłałam zgłoszenie drogą mailową i czekałam na odzew. Już na drugi dzień miałam telefon od stacji. Podano mi termin spotkania i wyjaśniono reguły zabawy.
Czy udział w tym programie wpłynął znacząco na jakiś aspekt Twojego życia?
Mogę w 100 % powiedzieć, że po pierwszych odcinkach byłam rozpoznawana na ulicy - większość ludzi ze szkoły z którymi nie rozmawiałam zaczęła się odzywać i widzieć we mnie najlepszą koleżankę. To troszkę mnie bolało, ale dziś właśnie za to mogę im podziękować. Przez to wszystko wzmocniłam się i poznałam swoją wartość. Przez program po części odnalazłam swoją drogę w życiu. Nie mówię, że nadal nie szukam ale główny tor mam już obrany. Teraz jestem silniejszą i odważniejszą osobą i umiem poradzić sobie w życiu.
Co było „najgorsze” w związku z udziałem w programie (np. gotowanie pod presją czasu)?
Najgorsza nie była presja, lecz czas spędzony poza domem. Nie widziałam rodziny, wcześniej byłam z nimi 24h/7 dni w tygodniu - jak się rozstawaliśmy, to zazwyczaj na kilka dni. W tym przypadku było inaczej, byłam w dużym mieście sama i troszkę zdezorientowana. Dużą pomoc otrzymałam od całej stacji i ludzi, którzy dostali się do programu. Na samym początku bardzo się ich obawiałam - wszyscy byli dużo starsi i doświadczeni, a ja nawet nie wiedziałam co to awokado. Teraz wiem, że mam w nich oparcie. Nie zawiedziemy siebie w trudnych chwilach.
U Ciebie na blogu można znaleźć podstronę dotyczącą Pogotowia Kulinarnego. Przyznaję, że ta inicjatywa mnie zaskoczyła - w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jak to wygląda w praktyce? W końcu na pogotowie zazwyczaj dzwoni się, kiedy już się coś przydarzy. Do Was częściej zgłaszają się osoby, które już coś przypaliły, rozgotowały czy dzwonią z prośbą o pomoc przed rozpoczęciem kuchennych zmagań?
Podstrona jest dosyć nowym nabytkiem. Powstała z przypadku. Podczas studiów często dzwoniono do mnie z prośba przygotowania obiadu, kolacji, ”na teraz”. W końcu mój dobry znajomy wpadł na pomysł POGOTOWIA KULINARNEGO. Często dzwonią osoby, które potrzebują pomocy w dopasowaniu menu - zazwyczaj robię to za darmo, gdyż jedyny wkład to rozmowa telefoniczna i wysłanie menu. Miałam też przypadek, że zadzwoniono do mnie z pytaniem jak uratować kolację, wymieniono jakie składniki znajdują się w lodówce. Nie powiem - takie zadania są najlepsze - wówczas włącza mi się kreatywność i jestem w siódmym niebie. Na chwilę obecną działam w pojedynkę i czekam na zgłoszenia z Zielonej Góry i okolic. Pogotowie służy również pomocy w przygotowaniu eventów i obozów dla dzieci.
Najbardziej nietypowy przypadek z którym miałaś do czynienia w ramach Pogotowia Kulinarnego?
Nie było takiego zgłoszenia. Jedyny przypadek, który utkwił mi w głowie to pomoc w obozie językowym na ponad 30 osób z niedziałającym piekarnikiem i kuchnią, która nie była przystosowana do gotowania dla tylu osób.
Kiedy uświadomiłaś sobie, że gotowanie jest tym, co sprawia Ci frajdę i chcesz iść w tym kierunku?
Gotowanie to moja pasja. Na chwilę obecną nie chcę zakładać restauracji czy baru. Jedyne co bym chciała zrobić, to wydać własną książkę połączoną z technologią żywności. Wszystko zaczęło się od mojej babci, gdyż to ona pokazała mi tajniki przygotowywania potraw oraz przekazała kilka swoich pomysłów, które teraz ja modyfikuję. Zawsze była to skrywana miłość mojego życia - nie lubiłam się nią chwalić w obawie, że ktoś to wyśmieje. Ale dziś cieszę się że Polska zaczęła gotować, gdyż mogę wyjść z cienia.
Niedługo Wielkanoc. Powiedz, jak wyglądają święta w Twoim domu? Czy w Twojej rodzinie funkcjonują przepisy wielkanocne przekazywane z pokolenia na pokolenie? A może w kuchni macie jasno określony podział ról?
Wielkanoc to czas kiedy możemy przygotować w domu potrawy rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jest to na przykład żur czy babka szafranowa. W tym wypadku nie ma mowy o przekrętach czy zmianie pomysłu, wszystko musi być przygotowane tradycyjnie, z miłości. Co roku jest zmiana w kuchni - raz ja przygotowuję słodkie desery, ciasta, a mama wytrawne dania, w kolejnym jest zmiana ról. W tym roku zajmuję się moją ulubioną działką czyli: zupy, dania mięsne i ryby. Desery pozostawiam mamie.
Czy nadal brat jest Twoim najważniejszym krytykiem kulinarnym?
Teraz już troszkę mniej, często nie ma go w domu, gdyż wyjeżdża na rehabilitację. Jego miejsca chwilowo nikt nie zajął - sama staram się oceniać swoje dania i desery. Nieraz jest to oceniane źle, aby tylko później móc coś w tym poprawić.
Jak zachęciłabyś osoby, które dotychczas nie gotowały, aby spróbowały swoich sił w kuchni? Przykładowo, jeśli ktoś ma obawy, że jego potrawy będą bez smaku, gdyż nie ma doświadczenia w przyprawianiu - jak zmotywować taką osobę?
Kuchnia to zabawa. Zawsze powtarzam , że nie wolno stresować się w kuchni, gotuj tak jak potrafisz, dodawaj przyprawy takie jakie lubisz. Azjatyckie curry może być Twoim daniem z Twoimi przyprawami. Nie bądź sztywny i ramowy, daj się ponieść i próbuj, próbuj, próbuj! A... i nie zapomnij puścić swojej ulubionej płyty podczas gotowania. Zapomnisz wówczas o stresie i nie skupisz się tak bardzo na kombinowaniu.
Polecam również kursy gotowania z doświadczonymi kucharzami, raz wydane 300 zł potęguje w kuchni na lata.
Czy poszłabyś ponownie do programu telewizyjnego poświęconego gotowaniu, np. Top Chef? Uzasadnij swoją odpowiedź.
Oczywiście z miłą chęcią chciałabym jeszcze raz wystąpić w MasterChefie, troszkę dlatego że tęsknię za tymi wszystkimi ludźmi, a po części dla wypróbowania siebie po raz drugi. W pierwszej edycji nie potrafiłam wiele; raczej było to intuicyjne działanie młodej osoby połączone z olbrzymim strachem. Teraz posiadam dużo większą wiedzę i mniej się stresuję, wiec coś z tego mogłoby wyjść.
Przepis na jabłecznik z rozmarynem
SKŁADNIKI:
SKŁADNIKI:
Ciasto:
200 g mąki pszennej
100 g masła naturalnego
50 g cukru drobnego
3 łyżki wody
szczypta soli
1 łyżeczka posiekanego rozmarynu
Jabłka:
4 duże jabłka
1 szklanka cukru
1/2 szklanki wody
1 szklanka soku pomarańczowego
przyprawy: kora cynamonu, goździki, kardamon, anyż gwiazdkowy
PRZYGOTOWANIE:
1. Wszystkie składniki na ciasto zagniatamy. Schładzamy przez 1h w lodówce.
2. Na patelnię wsypujemy cukier, wlewamy wodę i doprowadzamy do pienienia. Dodajemy przyprawy oraz sok z cytryny. Całość mieszamy. Do sosu wkładamy połówki obranego jabłka i chwilę podgotowujemy aby zmiękły. Gotowe układamy na podpieczonym cieście. Sos pomarańczowy chwilę redukujemy, aby zgęstniał.
3. Chłodne ciasto wałkujemy na grubość 0,5 cm i wykładamy formę do tarty. Na cieście wykładamy papier do pieczenia i wysypujemy groch lub cieciorkę w celu obciążenia spodu. Pieczemy w temperaturze 190 stopni przez 20 minut. Następnie ściągamy papier z grochem i wykładamy na podpieczony spód jabłka. Zakrywamy drugim plackiem ciasta i smarujemy jajkiem. Pieczemy dalej około 20 minut. Gotową podajemy z sosem pomarańczowym.
Smacznego!
karola25
Di bloguje