Kminkowa panienka

Tak, jestem kminkową panienką. I kapuścianą. Ale nie, głąbem nie jestem. Choć głąby lubię zjadać na surowo, jako przegryzkę. Te w przenośni też, choć raczej nie trawię.

         
ocena: 0/5 głosów: 0
Kminkowa panienka
fot. 100deliciousdays.pl
Nie wiem jak u Was, ale u mnie powoli zaczyna się sezon pachnący goździkami, piernikami, pomarańczami i… kiszoną kapustą.

Lubię na surowo (dwie rzeczy zjadam wchodząc do domu, na stojąco, zanim zdejmę buty: chleb z metką – to skrajny przejaw mojego złego nastroju, amatorsko zdiagnozowany jako kompulsywne zajadanie (na szczęście dopada mnie niezwykle rzadko) oraz „aromatyczną” kapustę kiszoną, „duszącą” żeberka z dużą ilością jałowca, czosnku i majeranku, w bigosie bogato upstrzonym schabem, boczkiem wędzonym, wołowiną, wieprzową karkówką i kiełbasą, w surówce do ryby z czosnkiem, tartą marchewką i olejem słonecznikowym.

Wczoraj wylądowałam z siatami w domu i z marszu skroiłam 1 cebulę, 2 boczniaki, podsmażyłam na oliwie, dodałam przesiekaną kiszoną kapustę, zalałam wodą, dodałam ziele angielskie, liść laurowy i duuuużo kminku.

Dusiłam przez godzinę. Na koniec trochę posoliłam, dodałam łyżkę koncentratu pomidorowego, trochę gęsiego smalcu i … już nie ma.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…. ;-).