Marta Chowaniec: Jaka jest najbardziej smakowita scena filmowa, jaką pani widziała?
Olga Bończyk: Niedawno byłam na premierze filmu „Jedz, módl się i kochaj” i przyznam szczerze, że ślinka ciekła mi po brodzie, kiedy patrzyłam na to, co je główna bohaterka. Poważnie zgłodniałam podczas oglądania tego filmu (śmiech). Akcja dzieje się m.in. we Włoszech, a kuchnię włoską bardzo cenię, bo opiera się na dobrych, świeżych składnikach. Kiedyś miałam wrażenie, że im więcej składników ułożę finezyjnie w jedno danie, tym bardziej będę zasługiwała na brawa. Z czasem wróciłam do prostoty, z paru składników można stworzyć fenomenalne danie i taka jest kuchnia włoska.
Włochy są kulinarną podróżą pani życia?
Trochę tak. Bardzo lubię ten kraj i mam wewnętrzne przekonanie, że powinnam na starość się tam przeprowadzić. Mam potrzebę ciepła i nie mam w sobie zgody, że w Polsce przez pół roku jest zimno. Włochy mają słońce i dobre jedzenie, a to dla mnie jest kluczem do życia. Bardzo lubię gotować.
Korzysta pani z książek kucharskich?
Bardzo rzadko. Generalnie posługuję się tym, co wiem na temat gotowania i na dobre mi to wychodzi. Kiedy koleżanka podaje mi przepis na chleb na zakwasie, to sprawdzam dokładnie, jak się go robi. Bo chleb to taka potrawa, że jak się przekombinuje składniki, to może nie wyjść.
Proszę się przyznać, czy zdarzyła się sytuacja, że postawiła pani garnek na gazie, zaczęła się uczyć roli i nagle poczuła, że coś nieładnie pachnie.
Kiedy uczę się roli, to bywa, że zapominam, że na gazie mam potrawę, która powinna być po trzech minutach zdjęta z ognia. Czasem coś przypalam.
Czy przy gotowaniu podśpiewuje sobie pani?
Tak, ale to nie jest takie podśpiewywanie jak panowie podśpiewują sobie przy goleniu. To moje śpiewanie przy gotowaniu ma związek z pracą. Przypominam sobie teksty, powtarzam frazy. Gotuję i uczę się, czyli śpiewam.
Kogo z gwiazd zaprosiłaby pani na obiad i co by pani ugotowała?
Jestem bardzo ciekawa, co by na temat mojej kuchni powiedział Woody Allen. Nie wiem, czy jest osobą, która przywiązuje uwagę do dobrego jedzenia. On ma według mnie fenomenalne poczucie humoru, które odczytuję z jego filmów, więc myślę, że kuchnię też traktuje niezbyt serio. Może ugotowałabym coś z kuchni włoskiej, może chińskiej, nie wiem, czy on lubi ryby, sama od kilku lat wymyślam różne przyprawy z rybami. Trudno mi dla niego wymyśleć menu, bo nie znam jego gustu kulinarnego. Jest szczupły, malutki, już dość wiekowy, może jakąś polską potrawę, bigos, golonkę, czy pierogi bym przyrządziła i patrzyła później, czy przeżyje (śmiech).
A przez kogo chętnie pani byłaby zaproszona?
Moi znajomi twierdzą, że jestem trudnym kulinarnym „przeciwnikiem”, bo kiedy zapraszają mnie na kolację, to denerwują się, że nie będzie mi smakowało. Jestem smakoszem. Nie tupnę nogą i nie wyjdę. Lubię różną kuchnię i z przyjemnością patrzę, kiedy ktoś stara się, żeby mi smakowało. No cóż, może chciałabym zostać zaproszona przez Danny'ego DeVito…
Czyli jednak kuchnia włoska?
Ten włoski aktor może pokazałby mi jakieś ciekawe sztuczki swojej narodowej kuchni, a ponieważ jest dość korpulentny, to chyba lubi dobrze zjeść.
Pani też lubi dobrze zjeść, a tego nie widać.
Nie widać, bo bardzo staram się ograniczać kaloryczne potrawy, co mnie boli. Przyjęłam taką wersję, że jem smacznie, zdrowo, ale niedużo. Niestety, mam skłonności do tycia i muszę uważać. Daję sobie dyspensę na wakacje i święta. I tak dwa kilo w przód i dwa kilo w tył.
Słyszałam, że nie używa pani kosteczek dosmaczających, gotowych bulionów, itp.
Żadnych. O tej porze roku często przygotowuję pasztety. Gotuję mięso w dużej ilości wody i zostaje mi pyszny, bardzo esencjonalny rosół, który zamrażam w plastikowych pojemniczkach. Potem wykorzystuję go przy gotowaniu zup. Nie truję siebie ani innych jakąś chemią.
Bazylia, oregano, tymianek…
Świeże zioła jak najbardziej! Śmieję się, że mój taras jest cały do zjedzenia, bo nie ma na nim donic z kwiatami poza lawendą; wszystkie rośliny, które posadziłam, to zioła: szałwia, mięta, tymianek, bazylia, majeranek, estragon. Jak tylko coś gotuję i chcę to doprawić, to idę na taras i zrywam odpowiednie przyprawy. Zimą natomiast kupuję zioła w doniczkach albo używam suszonych.
Olga Bończyk: Niedawno byłam na premierze filmu „Jedz, módl się i kochaj” i przyznam szczerze, że ślinka ciekła mi po brodzie, kiedy patrzyłam na to, co je główna bohaterka. Poważnie zgłodniałam podczas oglądania tego filmu (śmiech). Akcja dzieje się m.in. we Włoszech, a kuchnię włoską bardzo cenię, bo opiera się na dobrych, świeżych składnikach. Kiedyś miałam wrażenie, że im więcej składników ułożę finezyjnie w jedno danie, tym bardziej będę zasługiwała na brawa. Z czasem wróciłam do prostoty, z paru składników można stworzyć fenomenalne danie i taka jest kuchnia włoska.
Włochy są kulinarną podróżą pani życia?
Trochę tak. Bardzo lubię ten kraj i mam wewnętrzne przekonanie, że powinnam na starość się tam przeprowadzić. Mam potrzebę ciepła i nie mam w sobie zgody, że w Polsce przez pół roku jest zimno. Włochy mają słońce i dobre jedzenie, a to dla mnie jest kluczem do życia. Bardzo lubię gotować.
Korzysta pani z książek kucharskich?
Bardzo rzadko. Generalnie posługuję się tym, co wiem na temat gotowania i na dobre mi to wychodzi. Kiedy koleżanka podaje mi przepis na chleb na zakwasie, to sprawdzam dokładnie, jak się go robi. Bo chleb to taka potrawa, że jak się przekombinuje składniki, to może nie wyjść.
Proszę się przyznać, czy zdarzyła się sytuacja, że postawiła pani garnek na gazie, zaczęła się uczyć roli i nagle poczuła, że coś nieładnie pachnie.
Kiedy uczę się roli, to bywa, że zapominam, że na gazie mam potrawę, która powinna być po trzech minutach zdjęta z ognia. Czasem coś przypalam.
Czy przy gotowaniu podśpiewuje sobie pani?
Tak, ale to nie jest takie podśpiewywanie jak panowie podśpiewują sobie przy goleniu. To moje śpiewanie przy gotowaniu ma związek z pracą. Przypominam sobie teksty, powtarzam frazy. Gotuję i uczę się, czyli śpiewam.
Kogo z gwiazd zaprosiłaby pani na obiad i co by pani ugotowała?
Jestem bardzo ciekawa, co by na temat mojej kuchni powiedział Woody Allen. Nie wiem, czy jest osobą, która przywiązuje uwagę do dobrego jedzenia. On ma według mnie fenomenalne poczucie humoru, które odczytuję z jego filmów, więc myślę, że kuchnię też traktuje niezbyt serio. Może ugotowałabym coś z kuchni włoskiej, może chińskiej, nie wiem, czy on lubi ryby, sama od kilku lat wymyślam różne przyprawy z rybami. Trudno mi dla niego wymyśleć menu, bo nie znam jego gustu kulinarnego. Jest szczupły, malutki, już dość wiekowy, może jakąś polską potrawę, bigos, golonkę, czy pierogi bym przyrządziła i patrzyła później, czy przeżyje (śmiech).
A przez kogo chętnie pani byłaby zaproszona?
Moi znajomi twierdzą, że jestem trudnym kulinarnym „przeciwnikiem”, bo kiedy zapraszają mnie na kolację, to denerwują się, że nie będzie mi smakowało. Jestem smakoszem. Nie tupnę nogą i nie wyjdę. Lubię różną kuchnię i z przyjemnością patrzę, kiedy ktoś stara się, żeby mi smakowało. No cóż, może chciałabym zostać zaproszona przez Danny'ego DeVito…
Czyli jednak kuchnia włoska?
Ten włoski aktor może pokazałby mi jakieś ciekawe sztuczki swojej narodowej kuchni, a ponieważ jest dość korpulentny, to chyba lubi dobrze zjeść.
Pani też lubi dobrze zjeść, a tego nie widać.
Nie widać, bo bardzo staram się ograniczać kaloryczne potrawy, co mnie boli. Przyjęłam taką wersję, że jem smacznie, zdrowo, ale niedużo. Niestety, mam skłonności do tycia i muszę uważać. Daję sobie dyspensę na wakacje i święta. I tak dwa kilo w przód i dwa kilo w tył.
Słyszałam, że nie używa pani kosteczek dosmaczających, gotowych bulionów, itp.
Żadnych. O tej porze roku często przygotowuję pasztety. Gotuję mięso w dużej ilości wody i zostaje mi pyszny, bardzo esencjonalny rosół, który zamrażam w plastikowych pojemniczkach. Potem wykorzystuję go przy gotowaniu zup. Nie truję siebie ani innych jakąś chemią.
Bazylia, oregano, tymianek…
Świeże zioła jak najbardziej! Śmieję się, że mój taras jest cały do zjedzenia, bo nie ma na nim donic z kwiatami poza lawendą; wszystkie rośliny, które posadziłam, to zioła: szałwia, mięta, tymianek, bazylia, majeranek, estragon. Jak tylko coś gotuję i chcę to doprawić, to idę na taras i zrywam odpowiednie przyprawy. Zimą natomiast kupuję zioła w doniczkach albo używam suszonych.
Polpal
Woody Allen... pochodzi z rodziny żydowskiej i bardzo wątpliwe czy dałby się namówić na bigos czy golonkę.