W przeprowadzaniu wywiadów największą przyjemność sprawia mi... poznawanie człowieka poprzez zadawanie pytań. Osobą, która dołącza do całej grupy przepytanych przeze mnie blogerów jest Maja Skorupska. To niesamowite, jak poprzez ciąg wyrazów można poczuć czyjąś pasję! A tych Maja ma wiele.
W fascynujący sposób za pomocą słów potrafi przekazać to, jak różne dziedziny którymi się interesuje przekładają się na jej zamiłowanie do kulinariów. Urzekła mnie historia o pomyśle upieczenia fiołków, zanim tak naprawdę dowiedziała się, że są jadalnymi kwiatami! Zdeterminowana - taka jest na pewno, bo jak inaczej można określić osobę, która piecze i sprzedaje ciasta, a sama nie rusza słodkości przez kilka lat?
Choć - jak sama przyznaje - jej blog sukcesywnie zmierza w popularnym kierunku fit, nie oznacza to, że zdrowe odżywianie - tak dzisiaj modne - wiąże się z czasochłonnym przygotowywaniem posiłków. Zaglądając na bloga równie szybko przekonacie się, jak wiele rozmaitych dań, przekąsek i deserów możecie przyrządzić w oparciu o szeroko pojęty zdrowy styl życia!
Z pewnością zadziwi was, jak w praktyce mają się wspaniałe przepisy Mai do posiłków, którymi żywi się na co dzień; dodatkowo dowiecie się, jakiego kulinarnego doświadczenia nie chciałaby powtarzać, choć w kuchni właściwie nic nie jest w stanie jej zadziwić. Zapraszamy do lektury!
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę na Twoim blogu są... zdjęcia - nawet „zwykłe” (choć ciężko używać tego słowa) skandynawskie pieczywo chrupkie posmarowane hummusem z buraków prezentuje się zjawiskowo! Powiedz, czy sama fotografujesz swoje potrawy? Kończyłaś jakieś kursy w tym kierunku?
Zdjęcia potrawy i jej fotogeniczność są dla mnie równie ważne jak smak, dlatego przykładam dużą wagę do zdjęć. Już planując danie czy wypiek myślę o tym, jak je sfotografuję. Zanim zaczęłam prowadzić bloga trochę fotografowałam naturę, owady, rośliny, widoki, jak każdy, ale prawdziwą przyjemność odnalazłam w fotografii kulinarnej.
Nie kończyłam żadnych specjalistycznych kursów, przy pomocy profesjonalisty po prostu opanowałam podstawy posługiwania się aparatem, reszta to improwizacja, oglądanie ogromnej ilości zdjęć, próby i błędy, a tych technicznie jest ciągle za dużo i nad tym zamierzam popracować.
Piszesz, że Twoje prawdziwe pasje to m.in. piękne przedmioty i ludzie. Możesz rozwinąć ten temat, zwłaszcza w aspekcie ludzkim? Jak przejawia się ta pasja, jak to dokładnie rozumieć?
Piękne przedmioty, miejsca, inspirują mnie i zaspokajają moje potrzeby estetyczne, dostarczają mi bodźców i stymulują. Takie doładowanie jest konieczne, nawet w fotografii kulinarnej. Ludzie inspirują mnie inaczej, ciekawią mnie i lubię z nimi pracować. Jako anglistka - to mój zawód - pracuję z grupami ludzi, a każda jest inna, ma inną energię, inne potrzeby, trzeba do niej znaleźć drogę, a nie zawsze jest chemia od samego początku, to zmaganie fascynuje.
Warsztaty kulinarne, które prowadzę jako bloger, są jeszcze większym wyzwaniem, czasami na uruchomienie dobrej energii w grupie zupełnie przypadkowych osób mam tylko dwie godziny. Kiedy jest sukces, udane dania, uśmiechy, pytania o kontakt i przepisy, tak, to mi daje ogromną satysfakcję. Czasami te dwie godziny razem owocują trwałą znajomością, która potrafi przerodzić się w przyjaźń.
Czy podróże - które również są Twoją pasją - wpłynęły radykalnie na Twój sposób gotowania? A może przywozisz z różnych wypraw regionalne, lokalne przepisy, które później testujesz w swojej kuchni?
Podróże zdecydowanie uformowały mój sposób myślenia o gotowaniu. To się dokonywało podświadomie, stopniowo, z każdą podróżą. I nie myślę tylko o podróżach w miejsca egzotyczne, nasz kraj i jego kuchnie regionalne są równie inspirujące. W codziennym obowiązkowym gotowaniu często umyka radość i spontaniczność, podróżowanie je przywraca, daje więcej powietrza. Śmielej używam składników, sięgam po inne przyprawy, podaję dania inaczej.
Przywożę przede wszystkim pomysły, bo nie zawsze udaje mi się zdobyć receptury. Na przykład na Corfu, w mieście Corfu, poznałam właścicielkę malutkiej cukierni i wytwórni baklawy, ciągle obleganej przez amatorów tego cudownego deseru. Ubrana cała na czarno, korpulentna, była bardzo rozmowna, ale kiedy chciałam dowiedzieć się, jak robi ciasto filo, które jest bazą baklawy, nie umiała, a może nie chciała mi go podać, chociaż jak wcześniej powiedziała, piekła je od małego.
Sernik z fiołkiem zrobił na mnie ogromne wrażenie, między innymi dlatego, że nigdy nie miałam okazji jeść kwiatów. Czy Ty, używając ich po raz pierwszy w kuchni nie zastanawiałaś się „jak to będzie smakowało”? Jak wyglądała Twoja pierwsza przygoda z jadalnymi kwiatami - niekoniecznie fiołkami? Pamiętasz swoją pierwszą potrawę z ich dodatkiem?
Fiołki to moje ukochane kwiaty i z niecierpliwością czekam na nie każdej wiosny, wypatrując fioletowych kwiatuszków na trawniku przy mojej trasie biegowej. Już dawno temu, kiedy jeszcze niewiele mówiło się o kwiatach jadalnych, udekorowałam nimi sernik, bo pięknie na nim wyglądały. Pomyślałam, że jak je upiekę, to nikomu nie zaszkodzą. Jakiś czas po tym dowiedziałam się, że nie dość, że są jadalne, to jest jeszcze cała masa innych kwiatów jadalnych. I wspaniale, bo przepięknie wyglądają na zdjęciach w sałatce czy na brzegu talerza z mięsnym daniem.
Czy naprawdę na co dzień odżywiasz się w taki sposób? Muffiny bez cukru, orkiszowe kule energetyczne, a na święta pieczesz bezglutenowe mazurki?
Mój blog to trochę zapis tego, jak żyję i jak się odżywiam. Kiedy mam mało czasu, postów jest mniej, kiedy pochłaniają mnie warsztaty kulinarne, piszę o tym. Piszę również o swoim bieganiu, które jest dla mnie ważne, i dzielę się moją dietą i przepisami. Unikam cukru, przez kilka lat nie jadłam żadnych słodyczy, chociaż piekłam ciasta i sprzedawałam je na Zielonym Targu.
Teraz zdarza mi się zjeść kawałek mojego ciasta, ale używam w nich zamienników cukru białego, to nie jest trudne. Mój blog zmierza w kierunku fit i zdrowo. Moim planem jest pokazać, że zdrowe gotowanie z dobrymi tłuszczami i bez cukru białego jest możliwe. Jednocześnie może być szybkie i łatwe, bo kto ma dzisiaj czas i ochotę na spędzanie godzin w kuchni?
Twoja szarlotka z połówkami jabłek, na pierwszy rzut oka skojarzyła mi się z... sadzonymi jajkami. Powiedz, skąd czerpiesz inspiracje? Telewizja, prasa, książki... a może pomysły same wpadają Ci do głowy, a Ty później przystępujesz do ich realizacji?
Inspiracje są wszędzie, uwierz mi. To może być zdjęcie jakiejś potrawy na okładce magazynu, który mi mignie na wystawie, spodoba mi się jego kompozycja albo kolory, często to przepis opowiedziany u fryzjera, który potem próbuję odtworzyć we własnym stylu, a czasami coś powstaje w głowie podczas mojego 10 kilometrowego treningu. A szarlotka z połówkami jabłek to przepis, który krążył w sieci od dawna, wszyscy się nim zachwycali, postanowiłam upiec i ja. A żeby było śmieszniej, ile wykonań tego samego przepisu, tyle szarlotek, każda zupełnie inna.
Bloga prowadzisz już długo, od 2012 roku. A poza światem wirtualnym - kiedy odkryłaś, że uwielbiasz to robić, że sprawia Ci to frajdę? Nie miałaś nigdy momentów zniechęcenia, np. kiedy coś nie wychodziło?
Zabrzmi to pewnie banalnie, ale gotować lubię od zawsze, już jako dziecko wymyślałam wypieki i już wtedy potrafiłam smażyć naleśniki. Nigdy nie lubiłam tradycyjnych obiadów w stylu zupa i drugie danie, wymyślałam więc coś zamiast, a kiedy zaczęłam podróżować, inspirowałam się innymi smakami i tradycjami.
Kiedy nie wychodzi? Nie, nie zniechęcam się, jestem zacięta i rzadko odpuszczam, zaczynam od początku. Jeden błąd popełniam jednak niezmiennie, nie zapisuję przepisu podczas gotowania, a odtworzenie ilości i proporcji po czasie okazuje się tak trudne, że muszę gotować potrawę po raz kolejny.
Która z podróży - pod kątem kulinarnym - zrobiła na Tobie dotychczas największe wrażenie i dlaczego? Opowiedz!
Ojej, to trudne pytanie. Indie były dla mnie bardzo ważne, bo takiej ferii smaków i zapachów doświadczyłam w życiu wtedy po raz pierwszy. W Grecji, na wyspach dokładniej, nauczyłam się dużo. Ważny był dla mnie pobyt w Prowansji, wiadomo jak wymagająca jest kuchnia francuska, tam gotowałam razem z Francuzami, zakupy robiłam na lokalnym marche, nauczyłam się od nich tak dużo - szacunku do produktów i ich jakości, celebrowania posiłku, to była kulinarna szkoła życia.
Najważniejsze jednak kulinarnie były dla mnie kraje arabskie, stąd kuchnia bliskowschodnia, szczególnie libańska jest mi najbliższa. Lubię libańskie przyprawy, użycie warzyw, płaskie chlebki, kefty, humus i falafel, a przede wszystkim wagę jaką przywiązują do estetyki dań, ich motto to ‘jesz oczami’. Tak lubię tę kuchnię, że stała się moją specjalnością warsztatową.
Jak wygląda Twoje „standardowe” menu na co dzień? Gotujesz codziennie?
Śmiesznie to zabrzmi w ustach blogera i trenera kulinarnego, ale moje codzienne menu jest bardzo nudne, to samo śniadanie, czarna kawa i pieczywo orkiszowe z masłem orzechowym i miodem, po treningu przekąska energetyczna – baton owsiany z owocami suszonymi albo kawałek ciasta marchewkowego czy kokosowego bez cukru, wieczorem obowiązkowo misa sałaty zielonej z oliwą i pasta z oliwą i czosnkiem. Gotuję codziennie, a biorąc pod uwagę warsztaty, czasami nawet kilka razy dziennie.
Najdziwniejsze danie / deser które jadłaś to…? A może istnieje taki produkt lub potrawa, której próbowałaś i … nie chciałabyś tego powtórzyć?
Właściwie nie ma dla mnie dań dziwnych, nauczyłam się, że to co dla nas dziwne dla innych jest zwyczajne, podchodzę do takich dań z zaciekawieniem. Zdecydowanie jednak brytyjskie śniadanie to przeżycie kulinarne, którego doświadczyłam raz i nie chcę powtarzać, połączenie jajecznicy z fasolką w sosie pomidorowym w towarzystwie smażonych kiełbasek, i to wszystko od samego rana!
A co do Anglików, kiedyś mieszkałam u rodziny przesympatycznej, gościnnej, która przez cały tydzień zapowiadała niesamowity przysmak - black pudding - na niedzielne śniadanie. Ogromne było moje rozczarowanie, kiedy black pudding okazał się pospolitą kaszanką. Stwierdziłam wtedy, że nasza polska kuchnia ma dużo do zaoferowania.
SKANDYNAWSKIE PIECZYWO CHRUPKIE Z HUMMUSEM Z BURAKA
Chcę Was zachęcić do wypróbowania pieczywa chrupkiego własnej roboty. Główny składnik chlebka to pełnowartościowe ziarna i dobra mąka. Jest bardzo długo chrupiący i jest z nim tylko jeden problem, znika błyskawicznie - tak trudno się mu oprzeć.
Wybrałam ten przepis, bo oddaje myśl mojego bloga: zdrowo i szybko. Warto zawsze mieć pod ręką dobrą przekąskę, nie grozi nam wtedy popełnienie błędu dietetycznego i pochłonięcie ciastka czy przemysłowego batona w chwili nagłego głodu.
Jeżeli do tego chlebka dorzucimy hummus, pastę z mojej ulubionej kuchni libańskiej, zdrową i niskokaloryczną, którą też można zrobić w kilka minut, wyłączając czas pieczenia buraka, idealny posiłek na lunch czy lekką kolację gotowy.
SKŁADNIKI - CHLEBEK SKANDYNAWSKI:
na 4 porcje po 20-25 kawałków
3/4 kubka nasion sezamu
3/4 kubka pestek dyni
3/4 kubka nasion lnu
2 łyżki maku (opcjonalnie, polski akcent)
3/4 kubka oleju (ja użyłam słonecznikowego, najlepszy jest olej bez wyrazistego smaku)
2 i 1/2 - 2 i 3/4 kubka mąki pół na pół owsianej i orkiszowej
1 i 1/2 kubka wody
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki soli
kubek = 250ml
WYKONANIE:
1. W dużej misce wymieszaj wszystkie suche składniki, dodaj wodę, potem olej i dobrze połącz. Jeżeli ciasto jest bardzo mokre, mąki mają różną wilgotność, dodaj trochę więcej mąki.
2. 1/4 ciasta ułóż na papierze do pieczenia, lekko rozpłaszcz, przykryj drugim kawałkiem papieru do pieczenia tej samej wielkości i rozwałkuj ciasto między arkuszami na płaski placek o grubości pestek dyni czyli dość, ale nie za cienki. Zdejmij górny arkusz papieru.
Ostrym nożem pokrój placek w romby albo kwadraty. Wsuń arkusz z pokrojonym plackiem ciasta na blaszkę do pieczenia i piecz w 200'C przez około 15 minut, aż chlebek będzie złocisty (czas pieczenia zależy od grubości ciasta, grubsze - trzeba czas wydłużyć).
Po wyjęciu z piekarnika zostaw na 5 minut, żeby przestygło. Kiedy wystygnie, ostrożnie połam na kawałki wzdłuż nacięć. Przechowuj w szczelnym pojemniku.
Powtórz tę samą procedurę z pozostałymi trzema porcjami ciasta.
SKŁADNIKI - HUMMUS:
800g ciecierzycy z puszki, odsączonej
1/4 kubka (50ml) czystego soku z buraka
3 ząbki czosnku
4 duże łyżki tahini
3 średnie buraki, upieczone do miękkości
Sok z 1-2 cytryn
2 łyżeczki soli
oliwa virgin do polania przed podaniem
za’atar (opcjonalnie, możesz zastąpić sezamem roztartym z tymiankiem i wymieszanym z oliwą)
WYKONANIE:
Blenduj ciecierzycę z obranym ze skórki burakiem, czosnkiem, sokiem z buraka i pastą tahini przez kilka minut. Dodaj połowę soku z cytryny i sól, jeszcze raz zblenduj, spróbuj i dopraw jeszcze pozostałym sokiem i solą. Obficie skrop oliwą i posyp za’atarem.
Smacznego!
W fascynujący sposób za pomocą słów potrafi przekazać to, jak różne dziedziny którymi się interesuje przekładają się na jej zamiłowanie do kulinariów. Urzekła mnie historia o pomyśle upieczenia fiołków, zanim tak naprawdę dowiedziała się, że są jadalnymi kwiatami! Zdeterminowana - taka jest na pewno, bo jak inaczej można określić osobę, która piecze i sprzedaje ciasta, a sama nie rusza słodkości przez kilka lat?
Choć - jak sama przyznaje - jej blog sukcesywnie zmierza w popularnym kierunku fit, nie oznacza to, że zdrowe odżywianie - tak dzisiaj modne - wiąże się z czasochłonnym przygotowywaniem posiłków. Zaglądając na bloga równie szybko przekonacie się, jak wiele rozmaitych dań, przekąsek i deserów możecie przyrządzić w oparciu o szeroko pojęty zdrowy styl życia!
Z pewnością zadziwi was, jak w praktyce mają się wspaniałe przepisy Mai do posiłków, którymi żywi się na co dzień; dodatkowo dowiecie się, jakiego kulinarnego doświadczenia nie chciałaby powtarzać, choć w kuchni właściwie nic nie jest w stanie jej zadziwić. Zapraszamy do lektury!
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę na Twoim blogu są... zdjęcia - nawet „zwykłe” (choć ciężko używać tego słowa) skandynawskie pieczywo chrupkie posmarowane hummusem z buraków prezentuje się zjawiskowo! Powiedz, czy sama fotografujesz swoje potrawy? Kończyłaś jakieś kursy w tym kierunku?
Zdjęcia potrawy i jej fotogeniczność są dla mnie równie ważne jak smak, dlatego przykładam dużą wagę do zdjęć. Już planując danie czy wypiek myślę o tym, jak je sfotografuję. Zanim zaczęłam prowadzić bloga trochę fotografowałam naturę, owady, rośliny, widoki, jak każdy, ale prawdziwą przyjemność odnalazłam w fotografii kulinarnej.
Nie kończyłam żadnych specjalistycznych kursów, przy pomocy profesjonalisty po prostu opanowałam podstawy posługiwania się aparatem, reszta to improwizacja, oglądanie ogromnej ilości zdjęć, próby i błędy, a tych technicznie jest ciągle za dużo i nad tym zamierzam popracować.
Piszesz, że Twoje prawdziwe pasje to m.in. piękne przedmioty i ludzie. Możesz rozwinąć ten temat, zwłaszcza w aspekcie ludzkim? Jak przejawia się ta pasja, jak to dokładnie rozumieć?
Piękne przedmioty, miejsca, inspirują mnie i zaspokajają moje potrzeby estetyczne, dostarczają mi bodźców i stymulują. Takie doładowanie jest konieczne, nawet w fotografii kulinarnej. Ludzie inspirują mnie inaczej, ciekawią mnie i lubię z nimi pracować. Jako anglistka - to mój zawód - pracuję z grupami ludzi, a każda jest inna, ma inną energię, inne potrzeby, trzeba do niej znaleźć drogę, a nie zawsze jest chemia od samego początku, to zmaganie fascynuje.
Warsztaty kulinarne, które prowadzę jako bloger, są jeszcze większym wyzwaniem, czasami na uruchomienie dobrej energii w grupie zupełnie przypadkowych osób mam tylko dwie godziny. Kiedy jest sukces, udane dania, uśmiechy, pytania o kontakt i przepisy, tak, to mi daje ogromną satysfakcję. Czasami te dwie godziny razem owocują trwałą znajomością, która potrafi przerodzić się w przyjaźń.
Czy podróże - które również są Twoją pasją - wpłynęły radykalnie na Twój sposób gotowania? A może przywozisz z różnych wypraw regionalne, lokalne przepisy, które później testujesz w swojej kuchni?
Podróże zdecydowanie uformowały mój sposób myślenia o gotowaniu. To się dokonywało podświadomie, stopniowo, z każdą podróżą. I nie myślę tylko o podróżach w miejsca egzotyczne, nasz kraj i jego kuchnie regionalne są równie inspirujące. W codziennym obowiązkowym gotowaniu często umyka radość i spontaniczność, podróżowanie je przywraca, daje więcej powietrza. Śmielej używam składników, sięgam po inne przyprawy, podaję dania inaczej.
Przywożę przede wszystkim pomysły, bo nie zawsze udaje mi się zdobyć receptury. Na przykład na Corfu, w mieście Corfu, poznałam właścicielkę malutkiej cukierni i wytwórni baklawy, ciągle obleganej przez amatorów tego cudownego deseru. Ubrana cała na czarno, korpulentna, była bardzo rozmowna, ale kiedy chciałam dowiedzieć się, jak robi ciasto filo, które jest bazą baklawy, nie umiała, a może nie chciała mi go podać, chociaż jak wcześniej powiedziała, piekła je od małego.
Sernik z fiołkiem zrobił na mnie ogromne wrażenie, między innymi dlatego, że nigdy nie miałam okazji jeść kwiatów. Czy Ty, używając ich po raz pierwszy w kuchni nie zastanawiałaś się „jak to będzie smakowało”? Jak wyglądała Twoja pierwsza przygoda z jadalnymi kwiatami - niekoniecznie fiołkami? Pamiętasz swoją pierwszą potrawę z ich dodatkiem?
Fiołki to moje ukochane kwiaty i z niecierpliwością czekam na nie każdej wiosny, wypatrując fioletowych kwiatuszków na trawniku przy mojej trasie biegowej. Już dawno temu, kiedy jeszcze niewiele mówiło się o kwiatach jadalnych, udekorowałam nimi sernik, bo pięknie na nim wyglądały. Pomyślałam, że jak je upiekę, to nikomu nie zaszkodzą. Jakiś czas po tym dowiedziałam się, że nie dość, że są jadalne, to jest jeszcze cała masa innych kwiatów jadalnych. I wspaniale, bo przepięknie wyglądają na zdjęciach w sałatce czy na brzegu talerza z mięsnym daniem.
Czy naprawdę na co dzień odżywiasz się w taki sposób? Muffiny bez cukru, orkiszowe kule energetyczne, a na święta pieczesz bezglutenowe mazurki?
Mój blog to trochę zapis tego, jak żyję i jak się odżywiam. Kiedy mam mało czasu, postów jest mniej, kiedy pochłaniają mnie warsztaty kulinarne, piszę o tym. Piszę również o swoim bieganiu, które jest dla mnie ważne, i dzielę się moją dietą i przepisami. Unikam cukru, przez kilka lat nie jadłam żadnych słodyczy, chociaż piekłam ciasta i sprzedawałam je na Zielonym Targu.
Teraz zdarza mi się zjeść kawałek mojego ciasta, ale używam w nich zamienników cukru białego, to nie jest trudne. Mój blog zmierza w kierunku fit i zdrowo. Moim planem jest pokazać, że zdrowe gotowanie z dobrymi tłuszczami i bez cukru białego jest możliwe. Jednocześnie może być szybkie i łatwe, bo kto ma dzisiaj czas i ochotę na spędzanie godzin w kuchni?
Twoja szarlotka z połówkami jabłek, na pierwszy rzut oka skojarzyła mi się z... sadzonymi jajkami. Powiedz, skąd czerpiesz inspiracje? Telewizja, prasa, książki... a może pomysły same wpadają Ci do głowy, a Ty później przystępujesz do ich realizacji?
Inspiracje są wszędzie, uwierz mi. To może być zdjęcie jakiejś potrawy na okładce magazynu, który mi mignie na wystawie, spodoba mi się jego kompozycja albo kolory, często to przepis opowiedziany u fryzjera, który potem próbuję odtworzyć we własnym stylu, a czasami coś powstaje w głowie podczas mojego 10 kilometrowego treningu. A szarlotka z połówkami jabłek to przepis, który krążył w sieci od dawna, wszyscy się nim zachwycali, postanowiłam upiec i ja. A żeby było śmieszniej, ile wykonań tego samego przepisu, tyle szarlotek, każda zupełnie inna.
Bloga prowadzisz już długo, od 2012 roku. A poza światem wirtualnym - kiedy odkryłaś, że uwielbiasz to robić, że sprawia Ci to frajdę? Nie miałaś nigdy momentów zniechęcenia, np. kiedy coś nie wychodziło?
Zabrzmi to pewnie banalnie, ale gotować lubię od zawsze, już jako dziecko wymyślałam wypieki i już wtedy potrafiłam smażyć naleśniki. Nigdy nie lubiłam tradycyjnych obiadów w stylu zupa i drugie danie, wymyślałam więc coś zamiast, a kiedy zaczęłam podróżować, inspirowałam się innymi smakami i tradycjami.
Kiedy nie wychodzi? Nie, nie zniechęcam się, jestem zacięta i rzadko odpuszczam, zaczynam od początku. Jeden błąd popełniam jednak niezmiennie, nie zapisuję przepisu podczas gotowania, a odtworzenie ilości i proporcji po czasie okazuje się tak trudne, że muszę gotować potrawę po raz kolejny.
Która z podróży - pod kątem kulinarnym - zrobiła na Tobie dotychczas największe wrażenie i dlaczego? Opowiedz!
Ojej, to trudne pytanie. Indie były dla mnie bardzo ważne, bo takiej ferii smaków i zapachów doświadczyłam w życiu wtedy po raz pierwszy. W Grecji, na wyspach dokładniej, nauczyłam się dużo. Ważny był dla mnie pobyt w Prowansji, wiadomo jak wymagająca jest kuchnia francuska, tam gotowałam razem z Francuzami, zakupy robiłam na lokalnym marche, nauczyłam się od nich tak dużo - szacunku do produktów i ich jakości, celebrowania posiłku, to była kulinarna szkoła życia.
Najważniejsze jednak kulinarnie były dla mnie kraje arabskie, stąd kuchnia bliskowschodnia, szczególnie libańska jest mi najbliższa. Lubię libańskie przyprawy, użycie warzyw, płaskie chlebki, kefty, humus i falafel, a przede wszystkim wagę jaką przywiązują do estetyki dań, ich motto to ‘jesz oczami’. Tak lubię tę kuchnię, że stała się moją specjalnością warsztatową.
Jak wygląda Twoje „standardowe” menu na co dzień? Gotujesz codziennie?
Śmiesznie to zabrzmi w ustach blogera i trenera kulinarnego, ale moje codzienne menu jest bardzo nudne, to samo śniadanie, czarna kawa i pieczywo orkiszowe z masłem orzechowym i miodem, po treningu przekąska energetyczna – baton owsiany z owocami suszonymi albo kawałek ciasta marchewkowego czy kokosowego bez cukru, wieczorem obowiązkowo misa sałaty zielonej z oliwą i pasta z oliwą i czosnkiem. Gotuję codziennie, a biorąc pod uwagę warsztaty, czasami nawet kilka razy dziennie.
Najdziwniejsze danie / deser które jadłaś to…? A może istnieje taki produkt lub potrawa, której próbowałaś i … nie chciałabyś tego powtórzyć?
Właściwie nie ma dla mnie dań dziwnych, nauczyłam się, że to co dla nas dziwne dla innych jest zwyczajne, podchodzę do takich dań z zaciekawieniem. Zdecydowanie jednak brytyjskie śniadanie to przeżycie kulinarne, którego doświadczyłam raz i nie chcę powtarzać, połączenie jajecznicy z fasolką w sosie pomidorowym w towarzystwie smażonych kiełbasek, i to wszystko od samego rana!
A co do Anglików, kiedyś mieszkałam u rodziny przesympatycznej, gościnnej, która przez cały tydzień zapowiadała niesamowity przysmak - black pudding - na niedzielne śniadanie. Ogromne było moje rozczarowanie, kiedy black pudding okazał się pospolitą kaszanką. Stwierdziłam wtedy, że nasza polska kuchnia ma dużo do zaoferowania.
SKANDYNAWSKIE PIECZYWO CHRUPKIE Z HUMMUSEM Z BURAKA
Chcę Was zachęcić do wypróbowania pieczywa chrupkiego własnej roboty. Główny składnik chlebka to pełnowartościowe ziarna i dobra mąka. Jest bardzo długo chrupiący i jest z nim tylko jeden problem, znika błyskawicznie - tak trudno się mu oprzeć.
Wybrałam ten przepis, bo oddaje myśl mojego bloga: zdrowo i szybko. Warto zawsze mieć pod ręką dobrą przekąskę, nie grozi nam wtedy popełnienie błędu dietetycznego i pochłonięcie ciastka czy przemysłowego batona w chwili nagłego głodu.
Jeżeli do tego chlebka dorzucimy hummus, pastę z mojej ulubionej kuchni libańskiej, zdrową i niskokaloryczną, którą też można zrobić w kilka minut, wyłączając czas pieczenia buraka, idealny posiłek na lunch czy lekką kolację gotowy.
SKŁADNIKI - CHLEBEK SKANDYNAWSKI:
na 4 porcje po 20-25 kawałków
3/4 kubka nasion sezamu
3/4 kubka pestek dyni
3/4 kubka nasion lnu
2 łyżki maku (opcjonalnie, polski akcent)
3/4 kubka oleju (ja użyłam słonecznikowego, najlepszy jest olej bez wyrazistego smaku)
2 i 1/2 - 2 i 3/4 kubka mąki pół na pół owsianej i orkiszowej
1 i 1/2 kubka wody
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki soli
kubek = 250ml
WYKONANIE:
1. W dużej misce wymieszaj wszystkie suche składniki, dodaj wodę, potem olej i dobrze połącz. Jeżeli ciasto jest bardzo mokre, mąki mają różną wilgotność, dodaj trochę więcej mąki.
2. 1/4 ciasta ułóż na papierze do pieczenia, lekko rozpłaszcz, przykryj drugim kawałkiem papieru do pieczenia tej samej wielkości i rozwałkuj ciasto między arkuszami na płaski placek o grubości pestek dyni czyli dość, ale nie za cienki. Zdejmij górny arkusz papieru.
Ostrym nożem pokrój placek w romby albo kwadraty. Wsuń arkusz z pokrojonym plackiem ciasta na blaszkę do pieczenia i piecz w 200'C przez około 15 minut, aż chlebek będzie złocisty (czas pieczenia zależy od grubości ciasta, grubsze - trzeba czas wydłużyć).
Po wyjęciu z piekarnika zostaw na 5 minut, żeby przestygło. Kiedy wystygnie, ostrożnie połam na kawałki wzdłuż nacięć. Przechowuj w szczelnym pojemniku.
Powtórz tę samą procedurę z pozostałymi trzema porcjami ciasta.
SKŁADNIKI - HUMMUS:
800g ciecierzycy z puszki, odsączonej
1/4 kubka (50ml) czystego soku z buraka
3 ząbki czosnku
4 duże łyżki tahini
3 średnie buraki, upieczone do miękkości
Sok z 1-2 cytryn
2 łyżeczki soli
oliwa virgin do polania przed podaniem
za’atar (opcjonalnie, możesz zastąpić sezamem roztartym z tymiankiem i wymieszanym z oliwą)
WYKONANIE:
Blenduj ciecierzycę z obranym ze skórki burakiem, czosnkiem, sokiem z buraka i pastą tahini przez kilka minut. Dodaj połowę soku z cytryny i sól, jeszcze raz zblenduj, spróbuj i dopraw jeszcze pozostałym sokiem i solą. Obficie skrop oliwą i posyp za’atarem.
Smacznego!
niezły kąsek
Weronika91
SylaUla