W cyklu Bloger Tygodnia doceniamy kulinarnych blogerów - mniej i bardziej znanych. Jeżeli chcielibyście znaleźć się w rubryce piszcie na redakcyjną skrzynkę - redakcja.ludzie.gotujmy.pl. Czekamy też na sugestie, kogo chcielibyście zobaczyć wśród Gwiazd w Kuchni.
Dzisiaj na nasze pytania odpowiada Daria Witowska, autorka blogów Red and Pale oraz Breakfast.
Gotuję i bloguję bo...
Moja mama nie lubi gotować (choć robi to bardzo dobrze) i 7 lat temu rzuciła mnie na głęboką wodę. Powiedziała „od dzisiaj Ty gotujesz”, a ja, mimo zaskoczenia i wpajanego mi od lat antytalentu kulinarnego, odpowiedziałam „ok”. Od tamtej pory sama się wszystkiego uczę. Dania pojawiają się na blogu, bo niestety nie mam pamięci do przepisów, proporcji itd., a wiedziałam, że rok później pójdę na studia i się wyprowadzę, więc chciałam mieć do nich łatwy dostęp z każdego miejsca. Nie wiedziałam wtedy, że będzie to tylko kulinarny blog. Z resztą nie wiedziałam nawet, że takie istnieją.
Najbardziej niedoceniony kuchenny gadżet
Obieraczka do warzyw. Uwielbiam to niepozorne cudo. Nie dość, że łatwo i szybko się obiera owoce i warzywa, to jeszcze można zrobić z nich warzywny „makaron”, np. z cukinii czy marchewki. Dodatkowo z pomidorów da się nią zrobić ozdobne różyczki, a jabłko pokroić w cieniutkie półplasterki. I obierając nią, nie traci się połowy ziemniaka czy ogórka, jak to wychodzi przy pomocy noża. Przynajmniej w moim wykonaniu (uśmiech).
Skąd czerpiesz kulinarne pomysły?
Jestem wzrokowcem i na moją wyobraźnię działają głównie zdjęcia, więc w dużej mierze z książek. Głównie kucharskich (choć niekoniecznie). Mam ich bardzo dużo, choć wiele z pozycji, które są dostępne na naszym rynku, prezentuje skandalicznie niski poziom. Zdjęcia są niedopasowane, przepisy źle tłumaczone, o proporcjach z kosmosu nie wspominając. Jednak uwielbiam je przeglądać i często nawet te niedopracowane przepisy stanowią dla mnie świetną inspirację. Wielokrotnie moje danie nie przypomina w niczym tego z książki i bardzo ciężko wytłumaczyć, w jak pokrętny sposób mógł mnie zainspirować.
Równie chętnie czerpię pomysły z innych blogów, tym bardziej, że przez możliwość kontaktu z autorem czy pozostałymi czytelnikami, o wiele bardziej im ufam. Szanuję innych blogerów, dlatego też zawsze podaję źródło i informuję autorów przepisów, że z nich skorzystałam. Nawet, jeśli to była tylko inspiracja i w mojej kuchni na tej podstawie powstało coś zupełnie innego. Ale już wielokrotnie przekonałam się, że najlepszą inspiracją jest potrzeba chwili i przypadkowe składniki znalezione w lodówce czy szafkach. Im bardziej improwizuję, tym lepszy efekt (uśmiech).
Określ w jednym zdaniu swój styl gotowania
Mogę nawet jednym słowem. Chaotyczny.
Wymień swoje największe kulinarne sukcesy i porażki
Największy sukces odnoszą obiady dla rodziców przygotowywane wspólnie z moim partnerem Gabrielem (swoją drogą, też blogerem kulinarnym – autorem bloga meskiwypas.pl). Zwykle kończy się to wielką ucztą i słychać tylko sztućce i mlaskanie.
A największa porażka? Wstyd się przyznać, ale… rosół.
Kulinarny idol
Gary Mehigan – uwielbiam go oglądać, szczególnie w australijskim MasterChefie i wszystko, co przygotowuje, podbija moje serce. Za to najbardziej podziwiam Hestona Blumenthala. Chemia jest dla mnie jak czarna magia, a on nie dość, że ją okiełznał, to jeszcze sprawia, że jest zaskakująca i… pyszna. Marzy mi się taka wiedza, jaką posiada Heston i umiejętność jej wykorzystania w kuchni.
Czego nigdy nie weźmiesz do ust?
Hm… ciężko stwierdzić. Jestem ciekawa nowych smaków, próbuję różnych rzeczy, ale chyba balut* mnie przerasta. Tak samo casu marzu**. Pewnie w kuchni japońskiej też znalazłoby się kilka takich rzeczy, o których istnieniu jeszcze nie wiem, a nie miałabym odwagi ich spróbować.
*wietnamski i filipiński afrodyzjak – ugotowany, w pełni uformowany zarodek kaczki zjadany w całości, razem z dziobem, kośćmi itd.
**ser owczy z pełzającymi larwami much
Gdybym była potrawą byłabym...
Sałatką caprese - plastrami śnieżnobiałej, miękkiej mozzarelli przełożonej jędrnymi, krwiście czerwonymi pomidorami, udekorowaną świeżymi listkami bazylii, posypaną odrobiną soli i polaną dobrą oliwą z oliwek. A czasem z domowym pesto bazyliowym.
Co lubisz robić, jak już nie gotujesz?
Malować. Siebie i innych, gorzej z powierzchniami płaskimi. Ostatnio też bardzo lubię planować swoje przyszłe mieszkanie. To trochę przymusowe hobby, ale niezwykle przyjemne. Mogę godzinami przeglądać inspiracje, rysować, rozpisywać i wymyślać. Szczególnie jak ma wyglądać moja przyszła kuchnia.
Który ze swoich przepisów chcesz polecić tym, którzy pierwszy raz odwiedzają Twojego bloga?
Rodzice Gabriela co roku hodują m.in. dla nas ostre papryczki. Najwięcej zawsze jest naszych ulubionych cyklonów. 3 lata temu postanowiliśmy zrobić z nich słodko-ostry sos, trochę z ciekawości. W efekcie robimy z roku na rok coraz więcej, bo znika w zastraszającym tempie i zyskuje coraz większą popularność. Każdy, kto spróbuje, prosi o przepis. Nawet, jeśli twierdzi, że nie lubi ostrego jedzenia (uśmiech). Dlatego gorąco polecam.
CHUTNEY Z OSTRYCH PAPRYCZEK
Składniki na 4 słoiczki po 200g:
- 300g ostrych papryczek (u nas cyklon)
- 400g świeżej czerwonej papryki
- 250ml (1 butelka) białego octu winnego
- 2 szklanki cukru
- 1 łyżeczka soli
- 1/2 kg jabłek
- 1 cytryna
Przygotowanie:
Jedne i drugie papryki oczyścić z gniazd nasiennych (w jednej ostrej można zostawić pestki) i pokroić w kostkę. Wrzucić do garnka, zasypać cukrem, dodać ocet i sól. Gotować na małym ogniu, a w międzyczasie obrać jabłka i pokroić w kostkę. Cytrynę sparzyć wrzątkiem, zetrzeć z niej skórkę i wycisnąć sok. Dodać do garnka jabłka oraz skórkę i sok z cytryny. Dalej gotować, co jakiś czas mieszając, aż zgęstnieje. Wtedy zmiksować.
Przełożyć do wyparzonych słoiczków, mocno zakręcić i pasteryzować 15 minut od zagotowania wody. Wyjąć słoiki, odwrócić je do góry dnem, przykryć ręcznikiem i zostawić do ostygnięcia.
Polecam używać zamiast ketchupu.
Więcej przepisów Darii znajdziecie na jej blogach Red and Pale oraz Breakfast.
olusssiAA
adrijah
Bardzo mi miło, zapraszam :)