Pomimo swojego smrodu (niestety użycie słowa „woń”, jest naprawdę zupełnie nieadekwatne) durian w krajach azjatyckich dostał miano króla owoców. Żadne słowa nie są w stanie opisać jego zapachu - ten owoc po prostu przeokropnie śmierdzi. Mnie osobiście kojarzy się z zapachem zepsutego mięsa, który to od razu wywołuje pewne odruchy.
Za ten koszmarny zapach odpowiedzialna jest skóra tego owocu - to ona wydziela te cuchnące, trudne do zniesienia substancje, zwane odorantami. Jest ich aż czterdzieści jeden. Wśród nich są takie, które odpowiadają za zapach, m.in. siarki, cebuli, kapusty, zgnilizny i wiele innych, należących do kategorii mało przyjemnych. Z samej skóry wyodrębniono aż 200 substancji lotnych.
„Duri” po malajsku oznacza kolec, stąd też wywodzi się nazwa tego owocu. Durian cały pokryty jest kolcami, ma owalno-jajowaty kształt i żółto-zielonkawy kolor, a jego waga może oscylować w granicach nawet 4 kilogramów.
Pod grubą skórą skrywają się duże kawałki żółtego miąższu, o konsystencji budyniu, przypominające kształtem ząbki czosnku. W smaku miąższ podobno ma słodkawy, odrobinę cierpki posmak. Nasiona kształtem i wielkością przypominają kasztany.
Durian jest uważany za afrodyzjak, a w Chinach mówi się, że ma działanie „rozpalające”, dlatego nie poleca się jedzenia go w dużych ilościach. Tak jak dla mnie, zapach był zbyt intensywny i nie wyobrażam sobie, żeby go spróbować, natomiast w Azji, oprócz spożywania na surowo, robi się z niego przetwory i służy jako dodatek do deserów.
Durian jest owocem bardzo specyficznym, - albo się go lubi albo nie można znieść nawet jego obecności w pobliżu.