Epidemii mamy już przesyt: w ostatnich latach mieliśmy epidemię SARS, świńskiej grypy, grypy ptasiej... mamy przesyt do tego stopnia, że podejrzewa się, że głosy na temat wybuchu kolejnej odmiany grypy to już akcja napędzana przez producentów szczepionek i leków.
Być może niedługo więc zawita u nas rybia grypa - w końcu skoro świnie i ptaki (głównie gołębie) stały się tak (nie)sławne, czemu nie docenić ryb?
Hiszpania nie jest winna epidemii
W ostatnich dniach media bombardują nas informacjami o tym, co dzieje się na północy u naszych zachodnich sąsiadów. W Niemczech już u ponad tysiąca osób stwierdzono zatrucie bakterią Escherichia coli.
Źródła zatrucia niemiecki sanepid upatrywał w warzywach importowanych z Hiszpanii.
Dziś wiadomo już, że to nie hiszpańskie warzywa są niebezpieczne, źródło bakterii nie jest jeszcze do końca znane.
Różnica niby niewielka gdyby nie fakt, że dużo stracił na tym rynek hiszpański. Panika dotycząca zatrutych warzyw spowodowała zamknięcie rynków innych państw, które w obawie przed rozprzestrzenianiem się epidemii zakazały importu warzyw i owoców z Hiszpanii.
Teraz Hiszpania będzie domagać się odszkodowania za poniesione straty.
Co miała na celu polityka prowadzona przez Niemcy?
Otóż okazuje się, że wzniecili oni propagandę, aby bez problemu sprzedać własne warzywa. Ogórków w tym roku będzie dużo, zatem sprowadzane z Hiszpanii (ok. 25% hiszpańskich zbiorów) stanowiły silną konkurencję dla niemieckich rolników - niewykluczone, że musieliby sprzedawać własne warzywa po cenie niższej niż koszty produkcji.
Stąd cała "hiszpańska" zaraza okazała się fikcją, za którą teraz słono płacą. Większość państw europejskich zakazało importu hiszpańskich warzyw. Epidemia realnie istnieje i zbiera żniwo, jednak nie z winy Hiszpanii.
Morał tej historii jest jeden - najlepiej jedzmy własne, krajowe ogórki i pamietajmy, że niezależnie od tego, z jakiego kraju warzywa kupujemy - należy je dokładnie umyć pod bieżącą wodą.
Od czasu do czasu warto oczywiście w geście solidarności kupić też hiszpańskiego ogórka, który ostatnio miewa się źle za sprawą niesłusznych oskarżeń o wywołanie epidemii.
Teraz zapewne to Niemcy stracą najwięcej - szansa na eksport ogórków jest raczej niewielka, a i w kraju pewnie nie znajdą uznania, póki nie poznamy właściwego źródła zatruć na pewno wszyscy będą woleli wstrzymać się przed kupnem ogórków sprzedawanych na północy Niemiec. Sprawdza się w tym przypadku stare przysłowie: Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Być może niedługo więc zawita u nas rybia grypa - w końcu skoro świnie i ptaki (głównie gołębie) stały się tak (nie)sławne, czemu nie docenić ryb?
Hiszpania nie jest winna epidemii
W ostatnich dniach media bombardują nas informacjami o tym, co dzieje się na północy u naszych zachodnich sąsiadów. W Niemczech już u ponad tysiąca osób stwierdzono zatrucie bakterią Escherichia coli.
Źródła zatrucia niemiecki sanepid upatrywał w warzywach importowanych z Hiszpanii.
Dziś wiadomo już, że to nie hiszpańskie warzywa są niebezpieczne, źródło bakterii nie jest jeszcze do końca znane.
Różnica niby niewielka gdyby nie fakt, że dużo stracił na tym rynek hiszpański. Panika dotycząca zatrutych warzyw spowodowała zamknięcie rynków innych państw, które w obawie przed rozprzestrzenianiem się epidemii zakazały importu warzyw i owoców z Hiszpanii.
Teraz Hiszpania będzie domagać się odszkodowania za poniesione straty.
Co miała na celu polityka prowadzona przez Niemcy?
Otóż okazuje się, że wzniecili oni propagandę, aby bez problemu sprzedać własne warzywa. Ogórków w tym roku będzie dużo, zatem sprowadzane z Hiszpanii (ok. 25% hiszpańskich zbiorów) stanowiły silną konkurencję dla niemieckich rolników - niewykluczone, że musieliby sprzedawać własne warzywa po cenie niższej niż koszty produkcji.
Stąd cała "hiszpańska" zaraza okazała się fikcją, za którą teraz słono płacą. Większość państw europejskich zakazało importu hiszpańskich warzyw. Epidemia realnie istnieje i zbiera żniwo, jednak nie z winy Hiszpanii.
Morał tej historii jest jeden - najlepiej jedzmy własne, krajowe ogórki i pamietajmy, że niezależnie od tego, z jakiego kraju warzywa kupujemy - należy je dokładnie umyć pod bieżącą wodą.
Od czasu do czasu warto oczywiście w geście solidarności kupić też hiszpańskiego ogórka, który ostatnio miewa się źle za sprawą niesłusznych oskarżeń o wywołanie epidemii.
Teraz zapewne to Niemcy stracą najwięcej - szansa na eksport ogórków jest raczej niewielka, a i w kraju pewnie nie znajdą uznania, póki nie poznamy właściwego źródła zatruć na pewno wszyscy będą woleli wstrzymać się przed kupnem ogórków sprzedawanych na północy Niemiec. Sprawdza się w tym przypadku stare przysłowie: Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Glumanda
Raz sie jest pod wozem raz na wozie.. nie ma co myslec.. ze takie wirusy boja sie granicy ... Swiat jest ogolnie skazony.. powoli zaczyna sie mscic na swoich mieszkancach.
Zycze lata bez epidemii.