Restauracja Herezja

  • 2

Z cyklu i ja tam byłam przedstawiam oryginalne i egzotyczne miejsce na mapie Warszawy, z dobrą - zdecydowanie - kuchnią, w którym kipi od pomysłów i energii.

         
ocena: 5/5 głosów: 1
Restauracja Herezja
Galeria z aromatem

Właścicielem tej niebanalnej i pełnej egzotyki galerii połączonej z restauracją i klubem jest Marcin Odziemczyk, zajmujący się dystrybucją mebli i elementów dekoracyjnych z Indii i krajów Dalekiego Wschodu. To w jego głowie zrodził się pomysł, aby umożliwić gościom galerii zadomowienie się i oswojenie z oryginalnymi meblami i bibelotami podczas lunchu lub kolacji. 

Powstało miejsce o wyjątkowym wystroju, skupiające pasjonatów dobrej kuchni, sztuki i innych hedonistycznych rozrywek. Na 360 metrach i trzech poziomach egzotycznie urządzonych wnętrz znajdziemy  restaurację z kuchnią tajską, indyjską i europejską, która w weekendy zamienia się w klub, jest miejscem wernisaży, koncertów, pokazów mody oraz stand-up show. W jej klimatycznych wnętrzach możemy zrelaksować się profesjonalnym masażem.

Tajska kuchnia dla europejczyka

Autorką wyśmienitego tajskiego menu jest … Polka Paulina Pisarska i trzeba przyznać, że jej interpretacja tajskich specjałów jest w stanie zadowolić najwybredniejsze podniebienie. W jej daniach dostrzega się fascynację, talent i wyczucie, albowiem to co nam zaserwuje pozwala zapoznać się z całym wachlarzem gorących egzotycznych tajskich smaków i kolorów (bo dania tajskie to także uczta dla oka) a jednocześnie nie wystawi naszego podniebienia na nadmierny szok, tak aby po jednej wycieczce w krainę tajskich kulinariów miało się ochotę na kolejne. Mimo, że składniki tajskiej kuchni są dość drogie, ceny w Herezji są rozsądne i w pełni uzasadnione.   Polecam (wypróbowane osobiście ): zupę z kurczakiem i mlekiem kokosowym – tom kha kai (14 zł) z dużymi kawałkami świeżego imbiru, papryką i trawą cytrynową, podsmażony tajski makaron z krewetkami -  pad tai (22 zł) jedno z najpopularniejszych tajskich dań w „heretyckim wydaniu” po prostu mistrzostwo świata – cały bowiem kunszt kucharza poznajemy po umiejętności dobrania odpowiednich proporcji składników: krewetek, tofu, jajka, makaronu, kolendry, orzeszków, chili i sosu rybnego. Szef kuchni poleca także kaczkę z sałatką mango i ryżem (28 zł).  Wielbicieli owoców morza zachwycą Mule na ostro z warzywami (38 zł), pomimo ognistości pełne smaku i poetyckiego aromatu. Desery w karcie są trzy, podobno wszystkie tak samo rozchwytywane, ja zdecydowałam się na Torcik ryżowy z mano i kokosem (16 zł) i … był to strzał w dziesiątkę. Fantastyczny deser, bo nie jest to ciastko, tylko fantazyjnie poprzekładane warstwy owoców zmieszane z niewielką ilością ryżu al dente, posypane kokosem – niebiańska rozkosz. Wszystkie dania są świeże, przygotowywane na zamówienie, ale warto poczekać.

Kuchnia indyjska

Kuchnię indyjską przygotowują dla Herezji Nepalczycy. W karcie mamy kilka zup, tradycyjne przystawki, potrawy wegetariańskie na bazie sera indyjskiego, warzyw i grzybów (ok. 25 zł) , dania główne z kurczaka (29-39 zł), jagnięciny (32-38 zł) oraz owoców morza (29-34 zł). Spory jest wybór jogurtów i napojów owocowych. Dania indyjskie serwowane są codziennie z wyjątkiem poniedziałków. Dań indyjskich jeszcze nie jadłam, ale karta wygląda zachęcająco.

Czasoumilacze i pozostałe atrakcje

Pomimo, że kuchnia jest mocnym punktem lokalu – miejsce to nie jest typową restauracją, a raczej dość wszechstronnym centrum spotkań w najrozmaitszych celach. Pomieszczeń jest tu sporo, na różnych poziomach, łatwo się zgubić w labiryncie egzotycznych posągów, szaf, pufów, kufrów, parawanów, luster, krzeseł, dywanów i lamp. W niczym to jednak nie przypomina Sphinxowej „cepelii”. Gęstą atmosferę orientu podkreślają głębokie barwy tkanin, ciemne, surowe ściany i spowijający wszystko  półmrok pomieszany z delikatną wonią kadzideł.

Jeśli komuś wyjątkowo dobrze się siedzi – na koniec może do kazać dopisać do rachunku stół, lampę i krzesła - ceny widoczne są na metkach. Bar jest dobrze zaopatrzony, króluje tam niemieckie piwo Tucher. Od godziny 17:00 w dni powszednie indyjskie ragi na sitarze przy akompaniamencie chiloutowych podkładów serwuje Tomek Osiecki „Ragaboy”, który współpracował między innymi z Masala Soundsystem, T.Love, Pogodno, Behemothem, Renatą Przemyk. 

Specjalnie dla niego w środku Sali ustawiono niezwykłe łoże z sufitem. W piątki i w soboty można  pobujać się na dolnym, klubowym poziomie na jednej z dj-skich imprez w wybranym stylu. Na życzenie zaś dostępny jest hawajski masaż „kochających dłoni”, odprężający masaż świecą, gorącymi kamieniami czy też klasyczny (trzeba się umówić telefonicznie). Żyć nie umierać…