Żegnajcie poświąteczne wyrzuty sumienia!

Świąteczne obżarstwo - kto go nie zna! Są jednak sposoby na to, by nie psuło nam zbyt długo nastroju.

         
ocena: 4/5 głosów: 2
Żegnajcie poświąteczne wyrzuty sumienia!
Każdemu zdarza się przesadzić ze świątecznymi specjałami. To, że planujemy zjeść pół talerza żuru z kawalątkiem białej kiełbasy, 2 jajka (z odrobinką tylko majonezu) i centymetrowy pasek babki nie oznacza jeszcze, że odmówimy wspaniałego sernika teściowej, makowca, który akurat przywiozła niewidziana od roku ciocia z Grunwaldu czy każdej z pięciu sałatek, które pojawiają się na stole.

Nie mówiąc już o obiedzie - indyk, schab, pieczona nadziewana szynka - wszystkiego chcemy przecież spróbować. Rezultat tego jest taki, że po świętach musimy na nowo spróbować... zmieścic się w ulubione spodnie. Czy warto jednak odmawiać sobie wielkanocnych smakołyków, tylko dlatego, że jesteśmy na diecie?

Nie bedę skupiać się na poradach w stylu: "jak oprzeć się pokusie zjedzenia babki piaskowej", bo na ten temat sposobów jest sporo. Można przecież przewiązać usta apaszką (albo skrępować nadgarstki za plecami), by po prostu nie mieć fizycznej możliwości sięgnięcia po ciasto. Skutek tego będzie taki - po świętach niedojedzone ciasta wyschną i będą mniej smaczne, a kalorii im nie ubędzie (bo przecież po świętach to już "się nie liczy" do świątecznego obżarstwa, więc i tak sobie nie odmówimy).

Mam za to kilka wskazówek, do których proszę podejść raczej z humorem, co nie znaczy, że nie są warte uwagi... ja stosuję je co roku!

Nie odmawiaj sobie wszystkiego! To nie znaczy, że masz jeść wszystko i w każdej ilości, ale nie odmawiaj sobie małego kawałka ciasta tylko dlatego, że na liście Twojego odchudzonego menu tego ciasta nie ma. Nic dziwnego, że go tam nie ma - wszak kto przypuszczał, że akurat będą święta?


Wskazówki, jak nie dać się wyrzutom sumienia:


Po pierwsze primo - co ma piernik do wiatraka


albo inaczej mówiąc - mazurek do diety? Nic. A jak nie ma z dietą i odchudzaniem nic wspólnego, to też jej nie zaszkodzi - przecież to jasne! Śmiało więc jedz mazurki, bo gwarantuję, że następna taka okazja zdarzy się najpewniej dopiero za rok. A za rok znowu będzie wiosna, znowu będziesz się odchudzać i znowu dopadną Cię te okrutne wyrzuty sumienia!

Po drugie secundo - wszystko można, trzeba tylko chcieć!

Nie ma w przyrodzie takiego ciasta, którego nie dałoby się "spalić". To znaczy z jednej strony można - spalić w piekarniku, jeśli akurat zapomnimy, że je tam włożyliśmy... ale mam na myśli raczej spalanie kalorii.

To proste - jeśli kawałek ciasta (bądźmy szczerzy - trzy duże kawałki ciasta, które zjemy) to w sumie 1200 kcal, to ile czasu potrzeba, aby je spalić? W Twojej głowie już szumi "przede mną tydzień ciężkich ćwiczeń, nie było warto". Bzdura! To, że jednorazowo przyjmiesz taką dawkę słodyczy nie oznacza, że będziesz się męczyć przez najbliższy tydzień. Po świętach zacznij po prostu więcej spacerować, daruj sobie podróż zatłoczonym autobusem, a miejsce w windzie oddaj panu o lasce - Ty trochę spalisz, a sąsiad będzie Ci wdzięczny.

Po trzecie tertio - jedzenie łagodzi obyczaje

Zwłaszcza wspólne jedzenie. Jeśli więc jesteś z wizytą u rodziny lub znajomych, albo goscisz kogoś u siebie, pamiętaj, że najmilej spędza się czas i rozmawia przy pięknie udekorowanym i zastawionym specjałami świątecznym stole.


Na tegoroczne święta Wielkanocy życzę Wam tego, byście w pogoni za szczupłą sylwetką nie zgubili radości świętowania. A tym szczególnie pobożnym nadmienię, że w Biblii raczej nie ma wzmianki o tym, jakoby współcześni Chrystusowi robili brzuszki czy w jakiś sposób odchudzali się...