Z wizytą w Tamce43

  • 1

Restauracja Tamka43 mieści się w Centrum Chopina. Jedzenie jest tu wyrafinowane, na wysokim światowym poziomie, ale nie trzeba doktoratu z gastronomii, żeby się na nim poznać.

         
ocena: 5/5 głosów: 2
Z wizytą w Tamce43
Ceny

Można zamówić menu degustacyjne i taką opcję polecam (4 potrawy to koszt 150 złotych – 7 dań 230 zł). Każde danie przynosi niespodziankę, w każdym się można zakochać, dlatego menu degustacyjne to najlepszy wybór na pierwszą wizytę. Ceny pojedynczych potraw są zróżnicowane - nie najwyższe, jakie spotkać można w Warszawie.

Doskononałość potwierdzona

Zdecydowanie warto się wybrać, nie przesadzają ci, którzy Tamką43 się zachwycają, przyznają jej nagrody. O doskonałości tej kuchni wspominał m in. Nigel Slater w Guardianie.
Szef i współwłaściciel Tamki43 Robert Trzópek jest jednym z niewielu kucharzy w Polsce, którzy pracowali w dwu- i trzy- gwiazdkowych knajpach Michelina, w najlepszej ponoć na świecie Nomie (pierwsze miejsce w rankingu S. Pellegrino), w nieistniejącej już acz równie sławnej El Buli i Le Manoir Aux Quat' Saisons. Doświadczenie z tej ostatniej ocenia zresztą jako najwszechstronniejszą szkołę gotowania. Jak się dostaje pracę w najlepszych restauracjach na świecie? Ot po prostu wysyła się CV i czeka na odpowiedź. No, można jeszcze zadzwonić i usłyszeć – pakuj się Pan i przyjeżdżaj, ale już…

Spełnienie marzeń o wielkim świecie

Wracając do Tamki43 – jest ona spełnieniem marzeń właścicieli o osiągnięciu światowego poziomu restauracji w Warszawie. Nie czujemy tu typowo polskiego nadęcia, kelnerzy pozwalają oddychać gościom pełną piersią i czuć się jak u siebie - atmosfera jest niewymuszona, a pan Robert to wprost uroczy, facet w typie trochę Adama Małysza: geniusz, kreator – skupiony, skromny i bardzo świadomy swojego celu. Pomimo tylu pochwał i nagród wciąż zatroskany o efekt i o to czy goście dziś dopiszą. Wnętrze w cegle, szkle, naturalnym drewnie – nic z przepychu Ale Glorii – spokój i kontemplacja.

Światowe trendy w swojskich klimatach

Czym to miejsce się wyróżnia? Na talerzu znajdziecie poezję, prawdziwą poezję. Dania są jak dobre wiersze – „the less is more” – po polsku można by rzec nieprzedobrzone. Kucharze hołdują tu najnowszym trendom glokalizmu (local is global), czyli wykorzystują lokalny, sezonowy produkt najwyższej jakości oraz nowoczesne, niestandardowe techniki przyrządzania (np. gotowanie w niskich temperaturach).

Menu

W ramach czekadełka wjechał na mój stół mus marchwiowo-pomarańczowy z trzema chipsami: chlebowym, ziemniaczanym i z papieru ryżowego. Mus delikatny jak mgiełka. Na przystawkę dostałam obłędnie wyglądające danie z kalafiora (na zdjęciu) - coś jakby renifery na śniegu – doskonałe wykorzystanie kształtu różyczek kalafiora, które pokrojone w plasterki przywodzą na myśl zimowy krajobraz: do tego biały mus z kalafiora i topinambura, brązowe masło i orzechy laskowe – idealne zrównoważenie smaków i faktur.

Zupa z halibuta wędzonego z kawiorem z nutą kopru włoskiego i dodatkiem kawałków chrupiącej rzepy – dzięki kruchości rzepy doceniam jedwabistość zupy. Rzepa gasi też jej słoność.

Danie główne to był gruby policzek wołowy gotowany 18 godzin w temp. 80 stopni - mięciutki, z idealnie chrupiącą skórką z soli morskiej na wierzchu, do tego burak, mus z selera z pasternakiem i sos na bazie Madery – II najlepsze danie podczas konkursu Wine & Food Noble Night. Na deser zachwycająca granita szczawiowa z pieczonymi burakami, którą miałam już okazję testować podczas Open Family Day.

Wina

Do każdego dania somelier - pan Kamil Wojtaszak, członek Stowarzyszenia Somelierów Polskich dobierał inne wino. Mnie najbardziej przypadło do gustu Sauvignon Blanc z Bordeaux rocznik 2010 - trawiaste, zapadające w pamięć. Z somelierem – kelnerem od win warto chwilkę porozmawiać, wiele mi opowiedział o egzaminach somelierskich, swoim guru Mathiasie Grussmanie, filozofii doboru win, o ciekawych autochtonicznych szczepach, takich jak Nero di Troia z włoskiego regionu Puglia (czerwonym Violante z tego szczepu, z 2007 roku poczęstował mnie do dania głównego), oraz o najlepszym winie polskim, białym Sibemusie 2010, produkowanym w Darominie k. Sandomierza przez państwa Płochockich.

Chciałoby się na koniec znaleźć jakieś ale… ale nie jest łatwo. Dobre jedzenie w dobrej atmosferze ma to do siebie, że wprawia w euforyczny nastrój, zacne wino wszystko potęguje – więc wyszłam cała w błogości i uśmiechach do ludzi wokół i do dziś opowiadam znajomym: warto, warto!