Bloger Tygodnia - Edyta Hass

  • 27

Dzisiaj w cyklu Bloger Tygodnia zaglądamy w pyszne kuchenne zapiski Edyty Hass, czyli edytyha.

         
ocena: 5/5 głosów: 9
Bloger Tygodnia - Edyta Hass
W cyklu Bloger Tygodnia przepytujemy kulinarnychblogerów - bardziej i mniej znanych, obecnych na gotujmy lub nie.Jeżeli chcielibyście znaleźć się w rubryce piszcie na redakcyjnąskrzynkę - redakcja.ludzie.gotujmy.pl

Czekamy też na sugestie kogo chcielibyście zobaczyć wśród Gwiazd wKuchni. Co więcej - każda blogerka (lub bloger) wyróżniona kiedykolwiek wtej rubryce dostanie też 500 wirtuali nagrody!

Dzisiaj na nasze pytania odpowiada Edyta Hass, czyli znana na gotujmy edytaha, autorka bloga kulinarnego "Kuchenne zapiski Edyty".


Gotuję i bloguję bo...

Gotuję, bo lubię. Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam kręcić się po kuchni i nie tylko podglądać babcię, ale jej również „pomagać”. Fascynowało mnie to, jak praktycznie z niczego wyczarowuje wspaniałe potrawy, których oczywiście jako największy niejadek w rodzinie i tak nie jadłam. Zakwaszanie czerwonej kapusty czy wyrastanie ciasta w piekarniku, to były dla mnie prawdziwe czary.

Bloga założyłam dlatego, że chciałam w jednym miejscu zebrać swoje przepisy i umożliwić łatwe korzystanie z nich mojej usamodzielniającej się córce. Nawet nie przypuszczałam, że blog będzie odwiedzać tak dużo osób. A już największą radość sprawia mi fakt, że odwiedzający korzystają z moich przepisów pomimo tego, że są proste i niedrogie.

      

Najbardziej niedoceniony kuchenny gadżet

Moja kuchnia jest po sufit zagracona przeróżnymi gadżetami i każdy z nich wydaje mi się niezastąpiony, ale ostatnio jestem w fazie nadużywania wagi kuchennej. Odmierzanie składników szklanką i łyżką okazało się zawodne, szczególnie przy przepisach na chleb i ciasto, więc z radością ważę sobie wszystko co się da. Mam nadzieję, że dzięki temu nauczę się wzrokowo oceniać orientacyjną wagę produktów i będzie to pomocne, kiedy wreszcie uda mi się przejść na dietę!

Skąd czerpiesz kulinarne pomysły?

Zewsząd. Z czasopism, szczególnie tych wiekowych, książek, z ulubionych blogów, a przede wszystkim z zawartości mojej lodówki i szafek kuchennych. Najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy podczas podróży powrotnej z pracy do domu. Tłok w autobusie uniemożliwia czytanie książki, więc mam czas myśleć nad tym co mogę w najbliższym czasie ugotować.

 

Określ w jednym zdaniu swój styl gotowania

Szybko, w miarę zdrowo, a przynajmniej tak mi się wydaje i podobno smacznie, po domowemu.

Wymień swoje największe kulinarne sukcesy i porażki

Może zacznę od porażki. Jako bardzo młoda mężatka uparłam się na upieczenie kruchego ciasta ze śliwkami. Wprawdzie wiedziałam jakie składniki wchodzą w skład ciasta, ale nie miałam pojęcia o ich ilości, więc telefonicznie skonsultowałam się z mamą, która mi powiedziała: wgnieć ile wejdzie. No i sobie wgniatałam… Po upieczeniu musiałam połamać placek o kant blatu szafki kuchennej, nie było szansy pokroić go nożem, ani co gorsza ugryźć. Ale śliwki smakowały znakomicie!

Sukcesem jest zadowolenie na twarzach mojej rodziny i gości, jakie widzę podczas zajadania potraw, które dla nich przygotuję. A prośba o dokładkę lub podanie przepisu to już w ogóle sukces do kwadratu!

Kulinarny idol

Właściwie to chyba takiego nie mam. Kiedyś z pasją oglądałam program „Bosonoga Contessa”, ale przyznam, że nawet nie pamiętam jak nazywała się osoba prowadząca… Teraz nie posiadam kablówki, więc mam dostęp do niewielu programów kulinarnych. Bardziej przykuwają moją uwagę konkretne przepisy, niż ich wykonawcy. Może dlatego, że pomimo bycia wzrokowcem, nie mam pamięci do twarzy i nazwisk?



Czego nigdy nie weźmiesz do ust?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Miałam nie jeść ślimaków – jadłam, podobnie jak żabie udka i kilka innych dziwnych rzeczy. Jako dziecko byłam strasznym niejadkiem, z upływem czasu zaczęłam z przyjemnością zajadać różne potrawy: kurze łapki, flaczki, cynaderki... Nie zarzekam się, bo lubię poznawać nowe smaki, i nie wiem do czego zmusi mnie życie.

Gdybym była potrawą byłabym...

Chyba nóżkami w galarecie - z pozoru solidne, ale miękną pod wpływem ciepła, no i najmniejszy wstrząs wprawia je w drżenie.

Co lubisz robić, jak już nie gotujesz?

Uwielbiam czytać, słuchać Bocelliego i wyszywać obrazy, których mam już ponad sześćdziesiąt – oczywiście starannie ukrytych na dnie szafy. Ogólnie uwielbiam wszelkiego rodzaju rękodzieło.

Kiedyś pisałam wiersze i rysowałam/malowałam, teraz, w dobie Internetu jakoś czas wolny mi się skurczył i wszystko odkładam na „kiedy będę na emeryturze”. Lubię spacerować z mężem i razem z nim pływać – świetnie się pływa na plecach trzymając się za ręce :)

Który z przepisów ze swojego bloga chciałabyś szczególnie polecić czytającym?

Chciałabym polecić przepis na schab nadziewany śliwkami i morelami. Jestem z niego szczególnie dumna, ponieważ okazał się jednym z laureatów organizowanego przez gotujmy.pl konkursu Mięsa na Boże Narodzenie!

Dzięki skomponowanej przeze mnie marynacie mięsko po upieczeniu było soczyste i jednocześnie kruche, a jej smak doskonale skomponował się z suszonymi owocami.

Schab nadziewany śliwkami i morelami

    

Składniki:

- 1,3 kg schabu środkowego bez warkocza
- suszone morele bez pestek – u mnie 6 dag
- suszone śliwki kalifornijskie bez pestek – u mnie 8 dag

Marynata:

- płaska łyżeczka białej gorczycy
- 0,5 łyżeczki mielonego imbiru
- szczypta świeżo otartej gałki muszkatołowej
- szczypta mielonego cynamonu
- łyżeczka słodkiej mielonej papryki
- 0,5 łyżeczki chili
- 1,5 łyżeczki soli
- łyżka oleju rzepakowego
- łyżka miodu lipowego
- łyżka octu spirytusowego
- duży ząbek czosnku

Wykonanie:

Mięso opłukałam, osuszyłam ręcznikiem papierowym.

Suche składniki marynaty dokładnie roztarłam w porcelanowym moździerzu, przesypałam do miseczki, dolałam olej, miód i ocet, dodałam przeciśnięty przez praskę czosnek i wszystko wymieszałam. Mięso dokładnie natarłam marynatą, umieściłam w stalowej misce (plastikowe naczynie może zafarbować i wchłonąć zapach przypraw), zakleiłam folią spożywczą i umieściłam w lodówce na 12 godzin.

W schabie długim ostrym nożem zrobiłam otwór i pomagając sobie długim trzonkiem drewnianej łyżki, wkładałam do niego na przemian raz śliwkę, raz morelę. Nafaszerowane mięso umieściłam w rękawie do pieczenia, jego końce dokładnie związałam, a od góry zrobiłam wykałaczką kilka otworków. Rękaw umieściłam w żaroodpornej formie i wstawiłam do nagrzanego piekarnika. Piekłam 1,5 godziny w temperaturze 190 stopni z termo obiegiem.

Ostrożnie, uważając, żeby nie poparzyć się parą, wyjęłam mięso z rękawa i odstawiłam do wystudzenia. Sos zlałam do rondelka – po zagęszczeniu podałam go do podgrzanej pieczeni.

Więcej przepisów Edyty znajdziecie na jej blogu i na jej profilu na gotujmy >>>