Kasia Rączka

  • 1

Czy w sałacie w styczniu i w lutym jest wiele witamin? Po co się tak najadamy na Wigilię? – rozmowa o świadomym jedzeniu plus przepisy.

         
ocena: 0/5 głosów: 0
Kasia Rączka
 Marta Chowaniec: Prowadzisz warsztaty zdrowego jedzenia.



Katarzyna Rączka: Zastanawiam się nad tym określeniem. Co to znaczy „zdrowe”? Definicji jest wiele. Zdrowe jest to, co nam w danym momencie służy i nas harmonizuje.  Powiedziałabym więc bardziej precyzyjnie, że są to warsztaty świadomego jedzenia. 
 

Czyli?

Nauki  siebie, która pozwala odróżnić zachcianki od potrzeb.  To rozpoznanie jest dla mnie kluczową sytuacją. Jeśli odżywiam się według swoich potrzeb, to zachcianki nie są groźne.
 

Jakbyśmy znali swoje potrzeby…
 

Jestem w permanentnym i fascynującym procesie poznawania swoich potrzeb. Są w nim niezbędne zasady ogólne, zwane zdrowym żywieniem. Jeśli jemy fast foody, batoniki i żywność przetwarzaną, to nie damy organizmowi szansy, żeby powiedział nam, czego potrzebuje. Najważniejsze jest utrzymywanie żołądka w cieple.  Ważne jest te, żeby jeść regionalnie i sezonowo, czyli w większości to, co pochodzi z naszej strefy klimatycznej. Czy w sałacie w styczniu i w lutym jest wiele witamin? A pomidory w zimie? Wsłuchajmy się w naturę, w to, co ona dla nas wymyśliła, a nie „poprawiać” ją, bo to jest niemożliwe i po prostu głupie. 
 
 Ale chyba potrzeba na to trochę czasu. 
 

Szybkie rozwiązania są drastyczne i chwilowe.  Jestem przekonana, że lepsza jest metoda małych kroków. Nie zmieniajmy diety z dnia na dzień, tylko rozłóżmy te zmiany nawet na pół roku, rok. Dajmy sobie psychicznie i fizycznie czas na zadziania się zmian. Trzeba zaufać sobie. Jeśli widzimy, że po tygodniu jedzenia kaszy, czujemy się lepiej, warto ją wprowadzić do swojego menu. Jeśli się nie czujemy dobrze, to jej nie jedzmy. Dlaczego bez zastrzeżeń słuchać kogoś, kto mówi, że kasza jest zdrowa? Może dla nas zdrowsza będzie fasolka? Słuchajmy siebie, swojego organizmu, bo każdy z nas jest inny. Jedzenie jest skomplikowanym procesem, nie tylko fizycznym, ale też psychicznym i zmiana diety to nie tylko zmiana na talerzu, ale przede wszystkim w świadomości. Kiedy moja mama zrobi kluski leniwe, to zjadam cały talerz, choć pod koniec moje ciało już nie jest nimi aż tak zachwycone.  Ale „leniwe”  budzą w mojej psychice pewne reminiscencje: odwiecznego, cudownego, ciepłego dzieciństwa. Kolejna ważna sprawa:  jedzmy tyle, ile rzeczywiście potrzebujemy, ile potrzebuje nasz organizm, a nie tyle, ile chcą nasze oczy, bo je się przeważnie „oczami” – z reguły za dużo. 
 

Ale święta się zbliżają.
 
Nie stresujmy się.  Choć po co się tak najadamy na Wigilię, to nie wiem. Przecież Wigilia jest postna. To bycie we wspólnocie, w gronie rodzinnym. Nie siadamy tutaj do stołu tylko po to, żeby się najeść. Możemy poczuć się dobrze w gronie rodziny, jedząc to, co nam podano, bez nadmiaru idei „zdrowego jedzenia”. Jednak przygotowując potrawy mamy wpływ na  składników,  które dobieramy  do naszego jedzenia. 
 
Co wyrzucić?
 
Można zamiast 1 szklanki mąki pszennej dodać 1 szklankę mąki razowej. Kupić, lub upiec  prawdziwy chleb na zakwasie, nie patrzeć na ilość. W naszym życiu chodzi o jakość, pełnię wartości, a nie ilościowe zapychanie. Szkodzą generalnie produkty rafinowane, jak np. mąka, cukier, olej.; to co jest w puszkach; to co jest w mrożonkach, choć jest tam jakaś resztka witamin. Jesteśmy z kultury analitycznej, która porozkładała również  jedzenie na czynniki pierwsze: wapno, żelazo, witaminy z grupy B… ale zapomnieliśmy o jednym – że jedzenie to jest siła życiowa. Po to jemy, żeby dostarczyć sobie energii,  a  witamin w drugiej, albo i trzeciej kolejności. Poza tym głęboko mrożone produkty bardzo wychładzają organizm. Zimą może nam się wydawać, że tak dobrze jemy, bo jemy witaminy,  warzywa typu sałata, pomidory, ogórki, papryka, a okazuje się, że marzniemy na przystankach, bo brak nam ciepła.  Zimą też z reguły za dużo pijemy. Ta gorąca herbata nie do końca nas rozgrzewa na dłużej. Zima jest porą wilgotną i jeśli pijemy coraz więcej wody, to podnosimy  jej poziom w naszym organizmie. Kiedy często wyciągamy chusteczkę do nosa, lub co chwila szukamy toalety, to najczęściej znaczy, że organizm próbuję się pozbyć nadmiaru  wilgoci, gromadzonej m.in. z surowych warzyw, nabiału. 
 
To jak się rozgrzać w zimie?
 
Po pierwsze pić tyle, ile potrzebujemy. Nauczmy się przeżuwać. To cała paleta zalet. Przeżuwając, nawilżamy swoje ciało.  Nie pijmy też w krótkim czasie po jedzeniu. Postarajmy się też pić ciepłą wodę.
 
Nie jest szczególnie smaczna.
 
Też mi się niedobra wydawała na początku, ale teraz nie wyobrażam sobie picia innej wody, np. z lodówki. Bardzo ją lubię. A skoro jesteśmy przed świętami, dodam, że uwielbiam też mak i kutię. U mnie tradycyjną potrawą są też: łazanki z makiem, samosowo-orkiszowe ciasto pieczone z makiem, kapuśniak, barszcz z pasztecikami, kisiel żurawinowy i śledzie z korzennymi przyprawami. 

PASZTET MARCHEWKOWO-GROCHOWY
 
4-5 średnich marchewek, 1 cebula, 2 szkl. ugotowanego żółtego grochu, płatki owsiane, nierafinowany olej słonecznikowy, lub rzepakowy.
Po pół łyżeczki kolendry, kuminu, pieprzu ziołowego, nierafinowanej soli, szczypta kozieradki, łyżeczka cząbru i pęczek natki pietruszki.
Groch zmielić na gęsto, dodać startą na tarce marchewkę i pokrojona drobno cebulę. Dodać 2-3 łyżki oleju, przyprawy oraz taką ilość płatków owsianych, aby masa była w miarę gęsta i "pasztetowa". Włożyć do foremki, piec ok. 50min. w temp. 180st.

ŻYTO Z CYKORIĄ POD BESZAMELEM
 
0,5kg ziarna żyta ugotować na małym ogniu, w proporcji 1:2, nie mieszając. Gotujemy ok. 2 godz. z dodatkiem nierafinowanej soli i szczyptą glonów (np. nori w płatkach, wakame, hijiki, arame). Można ugotować żyto w szybkowarze, ok. 1-1,5godz.

Rozłożyć żyto na blaszce, przykryć je podartą w kawałki cykorią, w miarę grubą warstwą. Polać sosem beszamelowym i zapiec 20-30min. w temp. 150st.

Sos beszamelowy: masło, mąka orkiszowa,  woda (z gotowania żyta – jeśli została), spora szczypta gałki muszkatołowej, zioła prowansalskie, tymianek, pieprz ziołowy, sól.
 
WARZYWKA Z PATELNI Z FENKUŁEM
 
Ćwierć selera, 1 pietruszka, fenkuł.
Warzywa zetrzeć na tarce, fenkuła pokroić. Na łyżce ghee poddusić warzywa, dodać fenkuł, łyżkę sosu tamari, trochę pieprzu ziołowego. Pod sam koniec wlać łyżeczkę octu balsamicznego.