Jak to zazwyczaj bywa, na bloga Ani trafiłam zupełnie przypadkowo. "Co to za Kraina Rozkoszy, kiedy wszędzie tak brązowo?" - pomyślałam sobie w pierwszej chwili (przyznaję, nie przepadam za tym kolorem). Postanowiłam nie oceniać książki po okładce (fotografie oczarowały mnie od pierwszego spojrzenia) i zobaczyć, co ciekawego Kraina Rozkoszy Podniebienia może mi zaproponować...
Och, jakże szybko posypałam głowę popiołem, kiedy odkryłam ile od Ani można się dowiedzieć i... nauczyć! Dotychczas nie miałam pojęcia o istnieniu fasolnika, co równa się temu, że gdyby ktoś położył przede mną tę roślinę, nie wiedziałabym jak się z nią obejść (a co dopiero coś z niej przyrządzić!). Teraz wiem, gdzie mogłabym szukać podpowiedzi!
Najbardziej śmierdzące śledzie świata? Wiedzieliście, że istnieją takowe? Ja nie. A może ciekawi was, jak smakuje mięso renifera? Podążajcie więc za Anią, która odkryje przed Wami naprawdę wiele kulinarnych tajemnic, a przede wszystkim podzieli się mnóstwem doskonałych, niebanalnych przepisów!
Część z nich, przywieziona zza granic naszego kraju, jak np. ryba ze smażonym bananem i konfiturą marakujową pozwala na - dosłownie - posmakowanie innego świata. Pizza z figami i łososiem albo łosoś z karmelizowanym melonem? To tylko kropla w morzu rewelacyjnych przepisów, które znajdziecie w tej Krainie. Warto udać się w tę podróż już dziś!
Gorąco zachęcam do przeczytania wywiadu!
Czy ktoś zaszczepił w Tobie pasję do gotowania? Pomagałaś mamie, a może spędzałaś dużo czasu w kuchni z Babcią? Opowiedz o swoich kulinarnych początkach.
Zdecydowanie były to obydwie Babcie! Zawsze kręciłam się im gdzieś w kuchni pod nogami, wkładałam paluchy do misek z kremami, lepiłam pierwsze nieporadne pierogi, koślawo ozdabiałam pierniczki, a nawet robiłam domowe masło. Kuchnie Babć zawsze pachniały ciastem lub goframi, zawsze wyczarowywały coś pysznego – często z najprostszych składników, które były wtedy dostępne. Chciałam umieć tak i ja. Początki mojego gotowania i pieczenia nie były różowe. Pamiętam ile łez wylałam, gdy trzy razy pod rząd nie udał mi się biszkopt... Ale stopniowo coraz więcej rzeczy wychodziło i nadawało się do jedzenia.
Czy pamiętasz moment, kiedy podjęłaś decyzję, że założysz bloga? Nie obawiałaś się konkurencji? W końcu „każdy” może teraz w ten sposób zaistnieć w internecie. Nie zastanawiałaś się nad tym, czy znajdziesz stałych Czytelników, czy zupełnie o tym nie myślałaś na początku?
Zanim założyłam bloga, fotografowałam swoje potrawy i umieszczałam ich zdjęcia w internetowym albumie. Często przyjaciele i znajomi zainteresowani jakąś potrawą prosili o przepis i w sumie chyba wtedy zrodził się pomysł, żeby założyć bloga. Nie zakładałam go z myślą, żeby stał się jednym z bardziej znanych blogów, więc nie obawiałam się konkurencji. Ot, po prostu robię to co lubię – czyli gotuję, piekę i fotografuję – a przy okazji dzielę się przepisami z innymi. Każdy nowy czytelnik bardzo mnie cieszy, ale nie mam przysłowiowego „parcia na szkło”.
Gdybyś mogła przez tydzień być „prawą ręką” szefa kuchni w dowolnej wybranej przez siebie restauracji na świecie, gdzie chciałabyś się znaleźć?
Hmmm... Chyba nie wybrałabym restauracji a raczej jakąś cukiernię, mimo że mówi się, że cukiernik to ktoś komu nie udało się zostać kucharzem. Uwielbiam słodkości, podczas podróży zawsze wyszukuję najbardziej znane cukiernie w danym mieście czy też narodowe ciasta i desery, których koniecznie muszę spróbować. Nie pogardziłabym pracą w jednej z francuskich cukierni, a z naszych rodzimych to chyba wybrałabym warszawską Odette, bo ich ciastka zachwycają nie tylko smakiem, ale i wyglądem.
Piszesz na swoim blogu o „odrobinie fantazji” i „ryzyku”. Powiedz, na jakie najdziwniejsze połączenie składników, smaków, produktów pokusiłaś się, by później ze smutkiem stwierdzić, że… nie wyszło? (*chyba, że miałaś same udane próby tego typu - opowiedz o tej, która najbardziej utkwiła Ci w pamięci)
Nie przypominam sobie połączenia składników, które byłyby zupełnie nietrafione. Ale oczywistym jest, że czasem coś nie wychodzi – chociaż bardziej ze względu na użyte proporcje niż same składniki. Pamiętam Sylwestra kilka lat temu, gdy upiekłam ciasto. Okazało się, że smakuje rewelacyjnie, ale jest tak rzadkie, że nie da się go pokroić. Rozlatywało się w rękach. Myślałam, że spalę się ze wstydu, jednak dla gości nie był to duży problem, bo jedli je po prostu łyżeczką, prosto z blachy.
Na Twoim blogu można znaleźć sporo przepisów z wykorzystaniem produktów, których raczej na próżno szukać w „standardowym” wyposażeniu lodówki - fasolnik, kumkwaty, marakuja, fioletowa marchew… Czy na co dzień również gotujesz z takich nietypowych produktów?
Wszystkie przepisy, które zamieszczam na blogu, to są potrawy, które jemy na co dzień. Nie gotuję niczego specjalnie, żeby zamieścić na blogu. Fakt, że często pojawiają się produkty niezbyt popularne jak fioletowe ziemniaki czy marchew, albo chociażby fasolnik, który odkryłam stosunkowo niedawno.
Wynika to chęci poznawania nowych smaków – niektóre przypadają nam do gustu i goszczą w naszej kuchni na dłużej. Ale nie gotuję tylko z dziwnych i rzadko spotykanych produktów. Zwykłe kotlety czy pomidorówka również są u nas dość często, tyle tylko, że przepisów na nie nie zamieszczam na blogu.
Wyobraź sobie taką sytuację: wybierasz się na pierwszą wizytę do przyjaciół partnera, na kolację. Otrzymujesz posiłek, który nie dość, że jest niedoprawiony, to jeszcze… niedogotowany! Jednak gospodarze są zachwyceni tym, co udało im się „wyczarować” - smakiem również! Jak się zachowasz w tej sytuacji?
Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, ale myślę, że zjadłabym taki posiłek bez mrugnięcia okiem, żeby nie robić przykrości gospodarzom, którzy napracowali się przy jego tworzeniu. Gdyby to byli dobrze znajomi czy przyjaciele, to podzieliłabym się z nimi kilkoma dobrymi radami, ale na pewno nie w formie krytyki.
Twój autorski przepis, z którego jesteś najbardziej dumna? (i dlaczego!)
Ciężko się zdecydować na jeden konkretny przepis, ale chyba będzie to pizza z zielonym kolendrowym sosem, tofu i grzybami shitake... Lubię ją za smak, ale również za połączenie kolorów. Pizza powstała właściwie przez przypadek ze składników, które zostały po przygotowywaniu innego dania i mimo że nietypowa, to wyszła naprawdę pyszna! Dlaczego akurat z tej pizzy jestem dumna? Bo to w 100% mój autorski pomysł nie inspirowany żadnymi przepisami czy też zdjęciami, a poza tym smakuje rewelacyjnie.
Jaki produkt sprawił Ci najwięcej kłopotu w kuchni? Który składnik było najtrudniej „okiełznać”?
Nie był to konkretny produkt, ale potrawa. Dużo problemów miałam z kluskami śląskimi - zawsze coś było z nimi nie tak. Pewnie dlatego, że sama za nimi zbytnio nie przepadam. Jednak mój Mąż pochodzi ze Śląska, a tam kluski to podstawa niedzielnego obiadu, więc podjęłam kilka prób, by w końcu nauczyć się robić je poprawnie.
Na Twoim blogu można znaleźć sporo przepisów z kuchni świata. Powiedz, czy zdarzyła Ci się taka sytuacja, w której miałaś opory przed spróbowaniem jakiegoś dania z innego zakątka świata, po czym okazało się, że… naprawdę Ci posmakowało?!
Miałam opory przed spróbowaniem duriana uznawanego za najbardziej śmierdzący owoc świata. Podczas pobytu w Chinach jednak zdecydowaliśmy się na ten krok i okazało się, że te wszystkie opowieści są bardzo przesadzone. Fakt, że durian nie pachnie najpiękniej na świecie, ale jednak nie jest to zapach, którego nie da się wytrzymać, a sam smak owocu jest całkiem w porządku. Pamiętam też odwrotną sytuację: smażona w głębokim tłuszczu rozgwiazda, którą można było kupić na jednym z targów w Pekinie, wyglądała tak pięknie, że od razu ją kupiłam – po spróbowaniu jednak bardzo się rozczarowałam, bo okazało się, że jest zupełnie bez smaku.
Czy jest jakimś produkt, którego jeszcze nie miałaś okazji wykorzystać, wypróbować w swojej kuchni, a bardzo byś chciała? Co by to było i dlaczego akurat to?
Chyba byłyby to świeże trufle. Uwielbiam smak truflowej pasty czy oliwy, ale świeżych trufli jeszcze nie miałam okazji spróbować. Wyobrażam sobie, że muszą smakować tysiąc razy lepiej niż taka pasta, gdzie trufli jest zaledwie 2%. Na razie są jednak poza moim zasięgiem ze względu na cenę i oczywiście na dostępność.
Babka dyniowa z orzechami
Z Czytelnikami chciałabym podzielić się przepisem na dyniową babkę z orzechami. Jesień zdecydowanie kojarzy mi się z dyniami i orzechami, więc przepis łączy w sobie to, co najlepsze o tej porze roku. Aromatyczna i wilgotna, o optymistycznym żółtawym kolorze – w sam raz do jesiennej kawy z przyjaciółmi.
Składniki:
500 g dyni piżmowej (można użyć innej)
220 g masła
200 g cukru trzcinowego
5 jajek
400 g mąki
12 g proszku do pieczenia
100 g posiekanych orzechów włoskich
lukier
Wykonanie:
Dynię obieramy, kroimy na mniejsze kawałki, zalewamy wodą i gotujemy do miękkości. Ugotowaną przekładamy na durszlak, żeby ociekła z wody, a następnie rozdrabniamy ją blenderem na gładkie puree.
Masło ucieramy z cukrem. Następnie stopniowo dodajemy po jednym jajku, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz puree dyniowe. Na końcu dorzucamy posiekane orzechy włoskie.
Ciasto przelewamy do formy. Użyłam silikonowej formy na babkę (z kominem) o średnicy 22 cm i wysokości 12 cm. Jeśli użyjecie blaszanej formy, to nie zapomnijcie jej wysmarować masłem lub margaryną i dokładnie wysypać kaszą manną lub bułką tartą.
Babkę pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury około 190 stopni C. przez 45-50 minut. Wystudzone ciasto polewamy lukrem.
Och, jakże szybko posypałam głowę popiołem, kiedy odkryłam ile od Ani można się dowiedzieć i... nauczyć! Dotychczas nie miałam pojęcia o istnieniu fasolnika, co równa się temu, że gdyby ktoś położył przede mną tę roślinę, nie wiedziałabym jak się z nią obejść (a co dopiero coś z niej przyrządzić!). Teraz wiem, gdzie mogłabym szukać podpowiedzi!
Najbardziej śmierdzące śledzie świata? Wiedzieliście, że istnieją takowe? Ja nie. A może ciekawi was, jak smakuje mięso renifera? Podążajcie więc za Anią, która odkryje przed Wami naprawdę wiele kulinarnych tajemnic, a przede wszystkim podzieli się mnóstwem doskonałych, niebanalnych przepisów!
Część z nich, przywieziona zza granic naszego kraju, jak np. ryba ze smażonym bananem i konfiturą marakujową pozwala na - dosłownie - posmakowanie innego świata. Pizza z figami i łososiem albo łosoś z karmelizowanym melonem? To tylko kropla w morzu rewelacyjnych przepisów, które znajdziecie w tej Krainie. Warto udać się w tę podróż już dziś!
Gorąco zachęcam do przeczytania wywiadu!
Czy ktoś zaszczepił w Tobie pasję do gotowania? Pomagałaś mamie, a może spędzałaś dużo czasu w kuchni z Babcią? Opowiedz o swoich kulinarnych początkach.
Zdecydowanie były to obydwie Babcie! Zawsze kręciłam się im gdzieś w kuchni pod nogami, wkładałam paluchy do misek z kremami, lepiłam pierwsze nieporadne pierogi, koślawo ozdabiałam pierniczki, a nawet robiłam domowe masło. Kuchnie Babć zawsze pachniały ciastem lub goframi, zawsze wyczarowywały coś pysznego – często z najprostszych składników, które były wtedy dostępne. Chciałam umieć tak i ja. Początki mojego gotowania i pieczenia nie były różowe. Pamiętam ile łez wylałam, gdy trzy razy pod rząd nie udał mi się biszkopt... Ale stopniowo coraz więcej rzeczy wychodziło i nadawało się do jedzenia.
Czy pamiętasz moment, kiedy podjęłaś decyzję, że założysz bloga? Nie obawiałaś się konkurencji? W końcu „każdy” może teraz w ten sposób zaistnieć w internecie. Nie zastanawiałaś się nad tym, czy znajdziesz stałych Czytelników, czy zupełnie o tym nie myślałaś na początku?
Zanim założyłam bloga, fotografowałam swoje potrawy i umieszczałam ich zdjęcia w internetowym albumie. Często przyjaciele i znajomi zainteresowani jakąś potrawą prosili o przepis i w sumie chyba wtedy zrodził się pomysł, żeby założyć bloga. Nie zakładałam go z myślą, żeby stał się jednym z bardziej znanych blogów, więc nie obawiałam się konkurencji. Ot, po prostu robię to co lubię – czyli gotuję, piekę i fotografuję – a przy okazji dzielę się przepisami z innymi. Każdy nowy czytelnik bardzo mnie cieszy, ale nie mam przysłowiowego „parcia na szkło”.
Gdybyś mogła przez tydzień być „prawą ręką” szefa kuchni w dowolnej wybranej przez siebie restauracji na świecie, gdzie chciałabyś się znaleźć?
Hmmm... Chyba nie wybrałabym restauracji a raczej jakąś cukiernię, mimo że mówi się, że cukiernik to ktoś komu nie udało się zostać kucharzem. Uwielbiam słodkości, podczas podróży zawsze wyszukuję najbardziej znane cukiernie w danym mieście czy też narodowe ciasta i desery, których koniecznie muszę spróbować. Nie pogardziłabym pracą w jednej z francuskich cukierni, a z naszych rodzimych to chyba wybrałabym warszawską Odette, bo ich ciastka zachwycają nie tylko smakiem, ale i wyglądem.
Piszesz na swoim blogu o „odrobinie fantazji” i „ryzyku”. Powiedz, na jakie najdziwniejsze połączenie składników, smaków, produktów pokusiłaś się, by później ze smutkiem stwierdzić, że… nie wyszło? (*chyba, że miałaś same udane próby tego typu - opowiedz o tej, która najbardziej utkwiła Ci w pamięci)
Nie przypominam sobie połączenia składników, które byłyby zupełnie nietrafione. Ale oczywistym jest, że czasem coś nie wychodzi – chociaż bardziej ze względu na użyte proporcje niż same składniki. Pamiętam Sylwestra kilka lat temu, gdy upiekłam ciasto. Okazało się, że smakuje rewelacyjnie, ale jest tak rzadkie, że nie da się go pokroić. Rozlatywało się w rękach. Myślałam, że spalę się ze wstydu, jednak dla gości nie był to duży problem, bo jedli je po prostu łyżeczką, prosto z blachy.
Na Twoim blogu można znaleźć sporo przepisów z wykorzystaniem produktów, których raczej na próżno szukać w „standardowym” wyposażeniu lodówki - fasolnik, kumkwaty, marakuja, fioletowa marchew… Czy na co dzień również gotujesz z takich nietypowych produktów?
Wszystkie przepisy, które zamieszczam na blogu, to są potrawy, które jemy na co dzień. Nie gotuję niczego specjalnie, żeby zamieścić na blogu. Fakt, że często pojawiają się produkty niezbyt popularne jak fioletowe ziemniaki czy marchew, albo chociażby fasolnik, który odkryłam stosunkowo niedawno.
Wynika to chęci poznawania nowych smaków – niektóre przypadają nam do gustu i goszczą w naszej kuchni na dłużej. Ale nie gotuję tylko z dziwnych i rzadko spotykanych produktów. Zwykłe kotlety czy pomidorówka również są u nas dość często, tyle tylko, że przepisów na nie nie zamieszczam na blogu.
Wyobraź sobie taką sytuację: wybierasz się na pierwszą wizytę do przyjaciół partnera, na kolację. Otrzymujesz posiłek, który nie dość, że jest niedoprawiony, to jeszcze… niedogotowany! Jednak gospodarze są zachwyceni tym, co udało im się „wyczarować” - smakiem również! Jak się zachowasz w tej sytuacji?
Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, ale myślę, że zjadłabym taki posiłek bez mrugnięcia okiem, żeby nie robić przykrości gospodarzom, którzy napracowali się przy jego tworzeniu. Gdyby to byli dobrze znajomi czy przyjaciele, to podzieliłabym się z nimi kilkoma dobrymi radami, ale na pewno nie w formie krytyki.
Twój autorski przepis, z którego jesteś najbardziej dumna? (i dlaczego!)
Ciężko się zdecydować na jeden konkretny przepis, ale chyba będzie to pizza z zielonym kolendrowym sosem, tofu i grzybami shitake... Lubię ją za smak, ale również za połączenie kolorów. Pizza powstała właściwie przez przypadek ze składników, które zostały po przygotowywaniu innego dania i mimo że nietypowa, to wyszła naprawdę pyszna! Dlaczego akurat z tej pizzy jestem dumna? Bo to w 100% mój autorski pomysł nie inspirowany żadnymi przepisami czy też zdjęciami, a poza tym smakuje rewelacyjnie.
Jaki produkt sprawił Ci najwięcej kłopotu w kuchni? Który składnik było najtrudniej „okiełznać”?
Nie był to konkretny produkt, ale potrawa. Dużo problemów miałam z kluskami śląskimi - zawsze coś było z nimi nie tak. Pewnie dlatego, że sama za nimi zbytnio nie przepadam. Jednak mój Mąż pochodzi ze Śląska, a tam kluski to podstawa niedzielnego obiadu, więc podjęłam kilka prób, by w końcu nauczyć się robić je poprawnie.
Na Twoim blogu można znaleźć sporo przepisów z kuchni świata. Powiedz, czy zdarzyła Ci się taka sytuacja, w której miałaś opory przed spróbowaniem jakiegoś dania z innego zakątka świata, po czym okazało się, że… naprawdę Ci posmakowało?!
Miałam opory przed spróbowaniem duriana uznawanego za najbardziej śmierdzący owoc świata. Podczas pobytu w Chinach jednak zdecydowaliśmy się na ten krok i okazało się, że te wszystkie opowieści są bardzo przesadzone. Fakt, że durian nie pachnie najpiękniej na świecie, ale jednak nie jest to zapach, którego nie da się wytrzymać, a sam smak owocu jest całkiem w porządku. Pamiętam też odwrotną sytuację: smażona w głębokim tłuszczu rozgwiazda, którą można było kupić na jednym z targów w Pekinie, wyglądała tak pięknie, że od razu ją kupiłam – po spróbowaniu jednak bardzo się rozczarowałam, bo okazało się, że jest zupełnie bez smaku.
Czy jest jakimś produkt, którego jeszcze nie miałaś okazji wykorzystać, wypróbować w swojej kuchni, a bardzo byś chciała? Co by to było i dlaczego akurat to?
Chyba byłyby to świeże trufle. Uwielbiam smak truflowej pasty czy oliwy, ale świeżych trufli jeszcze nie miałam okazji spróbować. Wyobrażam sobie, że muszą smakować tysiąc razy lepiej niż taka pasta, gdzie trufli jest zaledwie 2%. Na razie są jednak poza moim zasięgiem ze względu na cenę i oczywiście na dostępność.
Babka dyniowa z orzechami
Z Czytelnikami chciałabym podzielić się przepisem na dyniową babkę z orzechami. Jesień zdecydowanie kojarzy mi się z dyniami i orzechami, więc przepis łączy w sobie to, co najlepsze o tej porze roku. Aromatyczna i wilgotna, o optymistycznym żółtawym kolorze – w sam raz do jesiennej kawy z przyjaciółmi.
Składniki:
500 g dyni piżmowej (można użyć innej)
220 g masła
200 g cukru trzcinowego
5 jajek
400 g mąki
12 g proszku do pieczenia
100 g posiekanych orzechów włoskich
lukier
Wykonanie:
Dynię obieramy, kroimy na mniejsze kawałki, zalewamy wodą i gotujemy do miękkości. Ugotowaną przekładamy na durszlak, żeby ociekła z wody, a następnie rozdrabniamy ją blenderem na gładkie puree.
Masło ucieramy z cukrem. Następnie stopniowo dodajemy po jednym jajku, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz puree dyniowe. Na końcu dorzucamy posiekane orzechy włoskie.
Ciasto przelewamy do formy. Użyłam silikonowej formy na babkę (z kominem) o średnicy 22 cm i wysokości 12 cm. Jeśli użyjecie blaszanej formy, to nie zapomnijcie jej wysmarować masłem lub margaryną i dokładnie wysypać kaszą manną lub bułką tartą.
Babkę pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury około 190 stopni C. przez 45-50 minut. Wystudzone ciasto polewamy lukrem.
Magdalena88
Megi-
LauraLaura