Bloger Tygodnia - Zucchini Blues

  • 3

Dziś w cyklu Bloger Tygodnia gościmy Jagodę Paździor-Sabę, autorkę bloga Zucchini Blues. Zobaczcie, czy istnieją produkty kulinarne, które trudno jest sfotografować a także dowiedzcie się, od czego warto zacząć przygodę z fotografią kulinarną. Gorąco zachęcamy do przeczytania wywiadu!

         
ocena: 5/5 głosów: 3
Bloger Tygodnia - Zucchini Blues
Praktycznie o każdym miejscu tworzonym przez blogerów, których przedstawiam Wam w tej rubryce mogłabym z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest wyjątkowe...

Mimo to, Zucchini Blues przeniosło mnie na zupełnie inny poziom wtajemniczenia. Na pierwszy rzut oka blog tworzony przez Jagodę sprawia wrażenie 'surowego', a jednocześnie - ze względu na zastosowaną kolorystykę - emanuje z niego pewnego rodzaju delikatność.

Od razu zauważyłam brak podziału na kategorie, co idealnie wpisuje się w całą koncepcję strony - jest konkretnie i na temat, bez rozdrabniania się na niuanse, szczegóły. To był ten moment, kiedy zaczęłam czytać treści do poszczególnych przepisów i...

Jestem zachwycona tym, w jaki sposób Jagoda potrafi dobierać słowa. Teksty nie są długie, ale bardzo esencjonalne, pobudzają wyobraźnię, działają na zmysły. Pierwszy raz trafiłam na bloga, w którym słowa tak doskonale uzupełniają prezentowane zdjęcia... i na odwrót. Jestem oczarowana - zajrzyjcie tam koniecznie!

Tort bzowy

Nie mogę zacząć inaczej… Skąd pomysł na nazwę bloga? Czy kryje się za tym jakieś „drugie dno”? I dlaczego KUCHNIA MIŁOSNA?

Najprostszym wytłumaczeniem nazwy jest to, że zucchini blues jest kulinarną muzyką, a że cukinia przewija się przez nasze talerze w wielu postaciach, to musiała się tutaj znaleźć. „Blues” to także kolorystyczne akcenty na skórce, granatowe przebłyski, ale też „blues” rozumiane jako nostalgie, sentymenty – to ostatnie zwłaszcza widać w tekstach towarzyszących przepisom. Moja gotowanie jest bardzo emocjonalne, sensualne. Zależy mi na angażowaniu wszystkich zmysłów, nie tylko smaku i węchu, liczą się tekstury, wrażenia, uczucia towarzyszące wspólnym posiłkom. Nic nie opisuje tego równie trafnie, jak właśnie miłość.

Jesteś dość tajemnicza… niewiele można dowiedzieć się na Twój temat, oglądając Twój profil na blogu. Opowiedz coś o sobie, daj poznać się naszym Czytelnikom. Czy fotografią kulinarną zajmujesz się zawodowo, czy traktujesz to raczej jako pasję?

Czereśniowe tiramisuZajmuję się głównie grafiką i fotografią, obecnie jestem także studentką ostatniego roku Digital Design. Jeśli chodzi o fotografię stricte kulinarną, jest ona zarówno pasją – od hobby właściwie się zaczęło – jak i pracą komercyjną. Podsumowując, działam w zakresie sztuk wizualnych, a swoje artystyczne zainteresowania przenoszę na kuchnię. Obydwie dziedziny mają ze sobą wiele wspólnego w kwestii twórczego myślenia i w każdej z nich fascynuje mnie nieskończona możliwość eksploracji i doświadczania czegoś nowego, zaskakującego.

Co było pierwsze - pasja do robienia zdjęć czy jednak miłość do gotowania?

Obydwie z pasji rozwijały się raczej niezależnie, stosunkowo niedawno odnalazłam styczną dla obydwu. Zresztą gotowanie i stylizacja to tylko część mojej fascynacji kulinariami – od dzieciństwa uwielbiałam poznawać nowe smaki, czytać o szefach kuchni, w podróżach najprzyjemniejszą częścią było i jest odwiedzanie restauracji, lokalnych targowisk. Miłość do gotowania i fotografii to przede wszystkim miłość do eksperymentowania, odnajdywania i tworzenia nowych doznań.

Czy fotografujesz tylko jedzenie? Jeśli nie, powiedz, co jeszcze można by znaleźć w kolekcji Twoich zdjęć.
        
Zajmuję się fotografią dokumentalną i reportażową, a także konceptualną. Każdy z tych gatunków jest bardzo angażujący emocjonalnie; tematyka, którą podejmuję nie należy do najlżejszych. Oprócz pracy wizualnej, czyli namacalnych efektów, stoi za tym wiele pracy związanej z zapoznaniem się z historią terenu, ludzi, z kontekstami kulturowymi. Wielokrotnie oglądanie takich zdjęć wyrywa ze strefy komfortu. Przeciwwagą jest właśnie fotografia kulinarna, która jest czystą przyjemnością, pobudza do produkcji serotoniny – zarówno przygotowanie sesji, jak i jej późniejszy odbiór.

Karczochy

Czy jest jakaś gama produktów kulinarnych lub gotowych dań jakiegoś typu, które „ciężko” jest sfotografować?

Spore ograniczenia sprawiają dania płaskie, ponieważ zmniejszają ilość opcji ich sfotografowania. Lubię, kiedy stylizacja jest wielowymiarowa, możną ją zinterpretować z różnych ujęć. Niełatwo jest też ująć dania jednogarnkowe tak, by były atrakcyjne, trzeba je wystylizować nieco bardziej, ujarzmić ich chaos.

Jakie zdjęcie w Twojej dotychczasowej pracy sprawiło Ci najwięcej trudności?

Ostatnio trudności sprawiły mi zdjęcia w starym opuszczonym domu na wsi, które były całkowitą improwizacją. Chociaż sceneria była wymarzona, to miałam duży problem z zapanowaniem nad skąpym światłem. W domu było ciemno, a ja nie miałam ze sobą chociażby statywu. Ogromnym zaangażowaniem wykazali się moi młodsi bracia, Staś i Antoś, którzy przyszli mi z pomocą i cierpliwie brali udział w sesji. Myślę, że ostatecznie zdjęcia oddają klimat miejsca i dzieciństwa.

Fasolka ze śmietaną i chorizoNa pierwszy rzut oka Twój blog wyróżnia się między innymi tym, że na próżno na stronie głównej szukać podziału na kategorie. Powiedz, co najbardziej lubisz przyrządzać (piec, gotować)?
   
Od jakiegoś czasu fotografuję najwięcej słodkich wypieków. Są bardzo fotogeniczne, hedonistyczne i kobiece. Cały proces mieszania, zagniatania, wyrastania ciasta jest odprężający. Dodatkową korzyścią jest oczywiście przytulność, jaką daje zapach świeżych wypieków. Jednak równie bardzo lubię przygotowywać wytrawne dania kuchni bliskowschodniej i śródziemnomorskiej, gdzie liczy się balans smaków, co chwilę czegoś próbuję, dodaję kolejne warstwy aromatyczne tak, by ostateczny efekt był intensywny, ale harmonijny. Mała alchemia.

   
Wrócę jeszcze do zdjęć… co pojawia się najpierw - pomysł na przepis, czy może powstają w Twojej głowie obrazy, wizje, jakie zdjęcie chciałabyś wykonać i pod taką koncepcję dobierasz przepis?

Nie mam schematu działania, jednak zazwyczaj inspiruje mnie pojedynczy składnik, zapach, kolor, roślina i staje się centrum, wokół którego buduję koncepcję. Zanim w ogóle zacznę gotować i ustawiać plan zdjęciowy, szkicuję, jak potencjalnie będzie wyglądała fotografia. Dopiero wówczas mogę dokończyć komponowanie smaków, kolorów i zaplanować, jak będzie prezentowało się pełne danie. Lubię myśleć o potrawach jako o pysznych rzeźbach, o elemencie rozkosznego obrazu.

Jabłecznik różany  Mule w białym winie  Pancakes z solonym karmelem

Przygotowanie jakiej potrawy / dania / deseru sprawiło Ci najwięcej kłopotu (i dlaczego?)

Bezy, królowej kaprysów. Pomimo sprawdzonego przepisu i składników, nie zawsze mi wychodzi. Bywa piękną katastrofą, pęka, zbyt się ciągnie w środku, czasami opada... Ale pokruszony wierzch zawsze można wykorzystać do przygotowania Eton mess. Jest moim ciągłym wyzwaniem do udoskonalenia.

Co poradziłabyś osobom, które już gotują i myślą o fotografowaniu swoich potraw, by tak jak Ty dzielić się nimi na blogu? Od czego zacząć?

Tak jak w przypadku wszystkich sztuk wizualnych, bardzo ważne jest oglądanie innych zdjęć, oswajanie się z kompozycją, światłem, analizowanie kształtów. Dobre zdjęcia to te, które są świadome, kiedy wiemy, jakiego efektu oczekujemy.

Oprócz podglądania fotografii, warto zapoznawać się z malarstwem, martwymi naturami XVII-wiecznych mistrzów holenderskich, ale też sztuką współczesną, chociażby obrazami Karen O'Neil czy Sadie Valeri, żeby spojrzeć na fotografię kulinarną z innego punktu widzenia.

Malarstwo sprawia, że dostrzegamy niuanse, na przedmioty patrzymy jako na barwne kształty do zakomponowania. Zauważyłam też, że najbardziej popularnymi przepisami są te najprostsze, codzienne, takie jak biszkopt, omlet.

Można pomyśleć o tym, jak je odróżnić od innych, jak je zdekonstruować. Warto więc zacząć od... jajka.

Ciasto bananowo-kawowe

Ciasto bananowo-kawowe na jesienne wieczory
(keksówka - ok. 30 cm)

Składniki:
- 200 g mąki pełnoziarnistej pszennej
- 100 g mąki pszennej typ 550
- łyżka mąki ziemniaczanej
- 3 dojrzałe banany
- 3 jajka
- 200 g cukru trzcinowego
- 100-120 g masła
- łyżeczka sody
- 150 g orzechów laskowych
- 70 ml mocnej esencji kawowej
- 1 laska wanilii

Przygotowanie:
1. Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy na sztywną pianę, żółtka ucieramy na puch z cukrem.
2. Mąki i sodę łączymy ze sobą, dodajemy miękkie masło, schłodzoną kawę, zmiksowane na gładko banany i jajka. Miksujemy do uzyskania jednolitego ciasta.
3. Do ciasta dodajemy pokrojone na połówki podprażone orzechy, (*można też dodać drobno posiekane, uprażone ziarna kawy oraz ziarna z wanilii)
4. Ciasto wlewamy do nasmarowanej masłem keksówki. Pieczemy przez godzinę i 10-15 minut (do testu suchego patyczka) w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia.

Nadaję wieczorowi nowy rytm hałasując foremkami, blaszkami, tortownicami, stalowymi przesiewaczami... Odszukuję palcami nierówności keksówki, perforacje w sicie. Fascynuje mnie, jak rozkłada się światło na tłoczonych blaszkach, zarysowanych od używania blachach do pieczenia, pofalowanych formach do babek.

Ucieram, odmierzam, mieszam, miksuję. Z kłębów mąki, brązowych kryształków cukru, piegowatych bananów powstaje masa o zniewalającym zapachu bezpieczeństwa. Odbywa się gonitwa po blacie za okrągłymi orzechami. Z tyłu szafki odnajduje się idealny na ten nastrój kubek. Jest lepiej.