Wspólne gotowanie to nie tylko wspaniały pomysł na spędzanie czasu we dwoje, ale także sposób na naukę sztuki kompromisu, choć jak się okazuje - mimo chęci - nie zawsze jest to możliwe!
Dzisiaj przedstawiamy Wam Małgosię i Adama - małżeństwo, które z powodzeniem zarządza Trawką Cytrynową. Czy blogowanie to same sukcesy, udane potrawy i zdjęcia? Czy będąc ze sobą na dobre i na złe można rywalizować w kuchni?
Zobaczcie, ile można zdziałać działając we dwójkę! Smakowite przepisy opatrzone przepięknymi fotografiami, podzielone według jasno określonych kategorii pozwolą każdemu smakoszowi w prosty sposób znaleźć przepis dla siebie. A jest z czego wybierać - przekonajcie się sami!
Na Waszym blogu można znaleźć informację, że zamieszczacie tylko te przepisy, które uważacie za godne polecenia. Powiedzcie szczerze - czy zdarzyło Wam się wymyślić / odtworzyć przepis, który - mówiąc kolokwialnie - zapowiadał się „ekstra”, a okazał się jedną wielką klapą (i z tego powodu nie trafił na bloga)?
Małgosia: Czasem się zdarza! Prowadzenie bloga poniekąd wymusza eksperymentowanie w kuchni. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi. Wiele osób błędnie zakłada, że u blogera zawsze jest idealnie. A przykładowo ciasta zaczęłam piec dopiero jakieś 2 lata temu. I bardzo często zdarzają się wpadki, bo nie dość, że jestem osobą początkującą, to do tego jeszcze lekką niezdarą.
Przykładowe wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni: próbowałam zrobić wypiek zwany galette, ale ostatecznie stał się tartą, bo ciasto wyszło zbyt kruche i nie chciało się zagnieść i uformować. Natomiast ciasto, które robiłam z przeznaczeniem na tartę, wylądowało jako deser w pucharkach, bo złamało mi się przy wyjmowaniu z formy. Z moich eksperymentów mąż szczególnie źle wspomina wegański wynalazek - mus czekoladowy wykonany z ubitej wody z ciecierzycy. Choć ja uważałam, że był całkiem dobry.
Na jakiej zasadzie wybieracie „kolejny” przepis, który zamieścicie na blogu? Czy na tym polu również zdarzają się Wam odmienne zdania?
Adam: Tak, Małgosia wciąż faworyzuje swoje przepisy i zamieszcza je pierwsze!
Małgosia: Ależ nie! Choć to ja jestem odpowiedzialna za fotografię oraz wprowadzanie postów na stronę i może tak to wyglądać. Staram się, żeby nasze przepisy się przeplatały, choć przede wszystkim kieruję się jednak sezonowością składników. Czyli pierwszy na blogu ląduje przepis ze składników, na które obecnie trwa sezon.
Czy zdarzyło Wam się połączyć składniki, o których przeciętny, statystyczny Polak pomyślałby: „przecież to nie może dobrze smakować!” (a smakowało!). Jakie sprawdzone, nietypowe połączenie smaków przychodzi Wam na myśl?
Małgosia: Połączenie kakao i awokado, z którego powstały już u mnie trufle czekoladowe i mus do deseru. To zdrowa, nietypowa kombinacja.
Adam: Dodatek masła orzechowego do curry lub zamieszczony u nas na blogu przepis na sos BBQ, w którego skład wchodzi kilkanaście różnorodnych składników, między innymi kakao i każdy składnik wnosi tak naprawdę bardzo wiele i jest niezbędny.
Wspominacie, że ze względu na różne wizje dotyczące jednej potrawy dochodziło między Wami do „starć”. Czy jakiś przepis / danie szczególnie Was poróżniło (co oczywiście dziś wspominacie z szerokim uśmiechem)?
Adam: Kiedyś rzuciliśmy sobie wyzwanie, kto zrobi lepsze placki cukiniowe, a gości zmusiliśmy do głosowania. Oczywiście ja wygrałem.
Małgosia: Mąż został przekupiony.
Dużo macie wspólnych kulinarnych wspomnień, które łączą się z ważnymi dla Was wydarzeniami, jak np. wspominany pstrąg z pierwszej randki?
Małgosia: Bardzo! Jeśli chodzi o wspomnienia związane ze smakami, moja pamięć nigdy nie zawodzi. Pamiętam dokładnie, co jadłam podczas podróży. A co zwiedzałam, już niekoniecznie.
Wspomnienia spisujemy na kartach naszego bloga, ma on więc dla nas również dość personalny wymiar. Każdy wpis jest poprzedzony wstępniakiem, bardzo często wyjaśniającym w jakich okolicznościach doszło do konsumpcji potrawy. Uważni czytelnicy wiedzą, co przyrządziliśmy sobie na urodziny i co jedliśmy w...dniu narodzin naszych córeczek.
Czy często zdarza Wam się kupować różne drobiazgi pod kątem stylizacji zdjęcia? Np. idziecie na zakupy po coś zupełnie innego, ale przypadkiem zauważacie piękny, ozdobny talerz. Wyobrażacie sobie w takich momentach, jak taki przedmiot prezentowałby się na zdjęciu i jaką potrawę moglibyście na nim zaprezentować?
Małgosia: Ja jestem autorką zdjęć i stylizacji na naszym blogu. I przyznaję, że mam tyle drobiazgów i gadżetów do fotografii jedzenia, że powoli nie mam ich gdzie składować. Gdy mąż widzi mnie z kolejnymi talerzami, to ma ochotę rzucić we mnie piorunem. Bo to nie tylko talerze, ale również tła, patery, obrusy, blendy fotograficzne, dyfuzory. Razem zajmują naprawdę sporo miejsca. A ja wciąż - nawet gdy jestem na zakupach w innym celu - zawsze nieświadomie wędruję do działu „kuchnia”.
Czy zdarzyło Wam się w tym samym czasie przygotowywać oddzielnie, obok siebie to samo danie / zupę / słodkość, wg jednego przepisu, ponieważ mieliście na nią ochotę, ale Wasze oczekiwania co do jej wykończenia były zupełnie różne?
Małgosia: Tak, zdarza się. W szczególności w ostatnim czasie, ze względu na karmienie, mogę jeść zdecydowanie mniej pikantne potrawy.
Powiedzcie, które kategorie są domeną każdego z Was (oczywiście z wykluczeniem „Męskiego gotowania”). W których z nich, każde z Was z osobna czuje się najlepiej? Czy możecie dokonać takiego podziału (np. że Małgosia zdecydowanie lepiej czuje się „w sałatkach”, a z kolei nikt nie przyrządza dań rybnych jak Adam)?
Adam: Podział mamy dość stereotypowy. Gosia najlepiej przygotowuje sałatki, makarony, przystawki i wypieki. Moją domeną są mięsa, generalnie dania główne i kuchnia tajska.
Gdybyście mogli zlecić znanej osobistości ze świata kulinariów, aby odtworzyła jedno z Waszych dań po uprzednim spróbowaniu go, co byście zlecili i komu?
Adam: Zdecydowanie byłby to Rick Stein i zaproponowałbym mu jedno z naszych curry.
Małgosia: Jamie Oliver, ale sama nie wiem co bym zaproponowała.
Czy zdarzyła Wam się taka sytuacja, w której jedno z Was chciało przygotować danie, którego bazą jest składnik, którego drugie z Was nie wyobrażało sobie nawet spróbować? Jeśli tak, powiedzcie, jakie to danie i składnik, jeśli nie - zastanówcie się, czy taka sytuacja mogłaby mieć miejsce i jaki składnik mógłby okazać się przysłowiową „kością niezgody”?
Adam: Myślę, że Gosia nie spróbowałaby wszelkich ozorów, móżdżków i innych podrobów.
Małgosia: O tak. A Adam nie zjadłby bezy z cieciorki.
Zupa tom kha gai
Zupa tom kha gai to klasyczna zupa tajska, którą ostatnio bardzo lubimy przyrządzać. Uwielbiamy ją za smak, prostotę wykonania i to jak wygląda. Do jej wykonania używamy dość trudno dostępnego korzenia galangalu, który można ewentualnie zmienić na imbir.
Składniki:
3 puszki mleka kokosowego
1,5 puszki wody (odmierzamy w puszkach po mleczku kokosowym, przy okazji płucząc je)
2 piersi z kurczaka
4 łodygi trawy cytrynowej
korzeń galangalu
1 cebula, pokrojona w kostkę
150 g grzybów (użyliśmy boczniaków, ale można też dodać moon lub shitake)
8 pomidorków koktajlowych
6 liści kaffiru
3 limonki
chilli
świeża kolendra
Przygotowanie:
Galangal kroimy w talarki. Usuwamy końcówkę trawy cytrynowej, obieramy z zewnętrznej warstwy i rozbijamy tłuczkiem w moździerzu. Do dużego garnka na dużym ogniu wlewamy połowę mleka kokosowego z wodą i wrzucamy galangal oraz trawę cytrynową.
W międzyczasie, kroimy kurczaka w dość dużą kostkę. Kiedy mleko zaczyna się gotować dodajemy kurczaka. Dodajemy resztę mleka z wodą i obniżamy ogień do średniego. Kroimy w wąskie paski i chili i dodajemy wraz z boczniakami (te nie muszą być pokrojone) do zupy.
Zupa gotuje się a my obieramy cebulę - kroimy w piórka i wrzucamy do zupy. Sekretem gładkiej konsystencji jest gotowanie jej na niezbyt dużym ogniu i bardzo delikatne mieszanie, żeby nie zniszczyć składników. Dorzucamy przekrojone na połówki pomidorki koktajlowe wraz z liśćmi kaffiru.
Gotujemy przez kilka minut, od czasu do czasu mieszając, aż kurczak i boczniaki będą gotowe. Staramy się nie doprowadzać do wrzenia, bo zupa wtedy straci swoją gładką konsystencję. Ściągamy z ognia, skrapiamy limonkami oraz posypujemy kolendrą. Nakładamy bez liści kaffiru i trawy cytrynowej.
Dzisiaj przedstawiamy Wam Małgosię i Adama - małżeństwo, które z powodzeniem zarządza Trawką Cytrynową. Czy blogowanie to same sukcesy, udane potrawy i zdjęcia? Czy będąc ze sobą na dobre i na złe można rywalizować w kuchni?
Zobaczcie, ile można zdziałać działając we dwójkę! Smakowite przepisy opatrzone przepięknymi fotografiami, podzielone według jasno określonych kategorii pozwolą każdemu smakoszowi w prosty sposób znaleźć przepis dla siebie. A jest z czego wybierać - przekonajcie się sami!
Na Waszym blogu można znaleźć informację, że zamieszczacie tylko te przepisy, które uważacie za godne polecenia. Powiedzcie szczerze - czy zdarzyło Wam się wymyślić / odtworzyć przepis, który - mówiąc kolokwialnie - zapowiadał się „ekstra”, a okazał się jedną wielką klapą (i z tego powodu nie trafił na bloga)?
Małgosia: Czasem się zdarza! Prowadzenie bloga poniekąd wymusza eksperymentowanie w kuchni. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi. Wiele osób błędnie zakłada, że u blogera zawsze jest idealnie. A przykładowo ciasta zaczęłam piec dopiero jakieś 2 lata temu. I bardzo często zdarzają się wpadki, bo nie dość, że jestem osobą początkującą, to do tego jeszcze lekką niezdarą.
Przykładowe wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni: próbowałam zrobić wypiek zwany galette, ale ostatecznie stał się tartą, bo ciasto wyszło zbyt kruche i nie chciało się zagnieść i uformować. Natomiast ciasto, które robiłam z przeznaczeniem na tartę, wylądowało jako deser w pucharkach, bo złamało mi się przy wyjmowaniu z formy. Z moich eksperymentów mąż szczególnie źle wspomina wegański wynalazek - mus czekoladowy wykonany z ubitej wody z ciecierzycy. Choć ja uważałam, że był całkiem dobry.
Na jakiej zasadzie wybieracie „kolejny” przepis, który zamieścicie na blogu? Czy na tym polu również zdarzają się Wam odmienne zdania?
Adam: Tak, Małgosia wciąż faworyzuje swoje przepisy i zamieszcza je pierwsze!
Małgosia: Ależ nie! Choć to ja jestem odpowiedzialna za fotografię oraz wprowadzanie postów na stronę i może tak to wyglądać. Staram się, żeby nasze przepisy się przeplatały, choć przede wszystkim kieruję się jednak sezonowością składników. Czyli pierwszy na blogu ląduje przepis ze składników, na które obecnie trwa sezon.
Czy zdarzyło Wam się połączyć składniki, o których przeciętny, statystyczny Polak pomyślałby: „przecież to nie może dobrze smakować!” (a smakowało!). Jakie sprawdzone, nietypowe połączenie smaków przychodzi Wam na myśl?
Małgosia: Połączenie kakao i awokado, z którego powstały już u mnie trufle czekoladowe i mus do deseru. To zdrowa, nietypowa kombinacja.
Adam: Dodatek masła orzechowego do curry lub zamieszczony u nas na blogu przepis na sos BBQ, w którego skład wchodzi kilkanaście różnorodnych składników, między innymi kakao i każdy składnik wnosi tak naprawdę bardzo wiele i jest niezbędny.
Wspominacie, że ze względu na różne wizje dotyczące jednej potrawy dochodziło między Wami do „starć”. Czy jakiś przepis / danie szczególnie Was poróżniło (co oczywiście dziś wspominacie z szerokim uśmiechem)?
Adam: Kiedyś rzuciliśmy sobie wyzwanie, kto zrobi lepsze placki cukiniowe, a gości zmusiliśmy do głosowania. Oczywiście ja wygrałem.
Małgosia: Mąż został przekupiony.
Dużo macie wspólnych kulinarnych wspomnień, które łączą się z ważnymi dla Was wydarzeniami, jak np. wspominany pstrąg z pierwszej randki?
Małgosia: Bardzo! Jeśli chodzi o wspomnienia związane ze smakami, moja pamięć nigdy nie zawodzi. Pamiętam dokładnie, co jadłam podczas podróży. A co zwiedzałam, już niekoniecznie.
Wspomnienia spisujemy na kartach naszego bloga, ma on więc dla nas również dość personalny wymiar. Każdy wpis jest poprzedzony wstępniakiem, bardzo często wyjaśniającym w jakich okolicznościach doszło do konsumpcji potrawy. Uważni czytelnicy wiedzą, co przyrządziliśmy sobie na urodziny i co jedliśmy w...dniu narodzin naszych córeczek.
Czy często zdarza Wam się kupować różne drobiazgi pod kątem stylizacji zdjęcia? Np. idziecie na zakupy po coś zupełnie innego, ale przypadkiem zauważacie piękny, ozdobny talerz. Wyobrażacie sobie w takich momentach, jak taki przedmiot prezentowałby się na zdjęciu i jaką potrawę moglibyście na nim zaprezentować?
Małgosia: Ja jestem autorką zdjęć i stylizacji na naszym blogu. I przyznaję, że mam tyle drobiazgów i gadżetów do fotografii jedzenia, że powoli nie mam ich gdzie składować. Gdy mąż widzi mnie z kolejnymi talerzami, to ma ochotę rzucić we mnie piorunem. Bo to nie tylko talerze, ale również tła, patery, obrusy, blendy fotograficzne, dyfuzory. Razem zajmują naprawdę sporo miejsca. A ja wciąż - nawet gdy jestem na zakupach w innym celu - zawsze nieświadomie wędruję do działu „kuchnia”.
Czy zdarzyło Wam się w tym samym czasie przygotowywać oddzielnie, obok siebie to samo danie / zupę / słodkość, wg jednego przepisu, ponieważ mieliście na nią ochotę, ale Wasze oczekiwania co do jej wykończenia były zupełnie różne?
Małgosia: Tak, zdarza się. W szczególności w ostatnim czasie, ze względu na karmienie, mogę jeść zdecydowanie mniej pikantne potrawy.
Powiedzcie, które kategorie są domeną każdego z Was (oczywiście z wykluczeniem „Męskiego gotowania”). W których z nich, każde z Was z osobna czuje się najlepiej? Czy możecie dokonać takiego podziału (np. że Małgosia zdecydowanie lepiej czuje się „w sałatkach”, a z kolei nikt nie przyrządza dań rybnych jak Adam)?
Adam: Podział mamy dość stereotypowy. Gosia najlepiej przygotowuje sałatki, makarony, przystawki i wypieki. Moją domeną są mięsa, generalnie dania główne i kuchnia tajska.
Gdybyście mogli zlecić znanej osobistości ze świata kulinariów, aby odtworzyła jedno z Waszych dań po uprzednim spróbowaniu go, co byście zlecili i komu?
Adam: Zdecydowanie byłby to Rick Stein i zaproponowałbym mu jedno z naszych curry.
Małgosia: Jamie Oliver, ale sama nie wiem co bym zaproponowała.
Czy zdarzyła Wam się taka sytuacja, w której jedno z Was chciało przygotować danie, którego bazą jest składnik, którego drugie z Was nie wyobrażało sobie nawet spróbować? Jeśli tak, powiedzcie, jakie to danie i składnik, jeśli nie - zastanówcie się, czy taka sytuacja mogłaby mieć miejsce i jaki składnik mógłby okazać się przysłowiową „kością niezgody”?
Adam: Myślę, że Gosia nie spróbowałaby wszelkich ozorów, móżdżków i innych podrobów.
Małgosia: O tak. A Adam nie zjadłby bezy z cieciorki.
Zupa tom kha gai
Zupa tom kha gai to klasyczna zupa tajska, którą ostatnio bardzo lubimy przyrządzać. Uwielbiamy ją za smak, prostotę wykonania i to jak wygląda. Do jej wykonania używamy dość trudno dostępnego korzenia galangalu, który można ewentualnie zmienić na imbir.
Składniki:
3 puszki mleka kokosowego
1,5 puszki wody (odmierzamy w puszkach po mleczku kokosowym, przy okazji płucząc je)
2 piersi z kurczaka
4 łodygi trawy cytrynowej
korzeń galangalu
1 cebula, pokrojona w kostkę
150 g grzybów (użyliśmy boczniaków, ale można też dodać moon lub shitake)
8 pomidorków koktajlowych
6 liści kaffiru
3 limonki
chilli
świeża kolendra
Przygotowanie:
Galangal kroimy w talarki. Usuwamy końcówkę trawy cytrynowej, obieramy z zewnętrznej warstwy i rozbijamy tłuczkiem w moździerzu. Do dużego garnka na dużym ogniu wlewamy połowę mleka kokosowego z wodą i wrzucamy galangal oraz trawę cytrynową.
W międzyczasie, kroimy kurczaka w dość dużą kostkę. Kiedy mleko zaczyna się gotować dodajemy kurczaka. Dodajemy resztę mleka z wodą i obniżamy ogień do średniego. Kroimy w wąskie paski i chili i dodajemy wraz z boczniakami (te nie muszą być pokrojone) do zupy.
Zupa gotuje się a my obieramy cebulę - kroimy w piórka i wrzucamy do zupy. Sekretem gładkiej konsystencji jest gotowanie jej na niezbyt dużym ogniu i bardzo delikatne mieszanie, żeby nie zniszczyć składników. Dorzucamy przekrojone na połówki pomidorki koktajlowe wraz z liśćmi kaffiru.
Gotujemy przez kilka minut, od czasu do czasu mieszając, aż kurczak i boczniaki będą gotowe. Staramy się nie doprowadzać do wrzenia, bo zupa wtedy straci swoją gładką konsystencję. Ściągamy z ognia, skrapiamy limonkami oraz posypujemy kolendrą. Nakładamy bez liści kaffiru i trawy cytrynowej.
LauraLaura
Jagoda.L
kontakt1982
AZgotuj
marcinka