Bloger Tygodnia - Kuchenne Wariacje

  • 3

Dziś w cyklu Bloger Tygodnia gościmy Magdę i Staszka Romków, autorów bloga Kuchenne Wariacje. Przeczytajcie, co może powstać z realizacji pomysłu, który pojawił się spontanicznie! To nie pierwsza para, która w tej rubryce udowadnia, że razem można zdziałać naprawdę wiele! Zapraszamy do przeczytania wywiadu!

         
ocena: 5/5 głosów: 3
Bloger Tygodnia - Kuchenne Wariacje
Z nimi naprawdę można zwariować! A właściwie oszaleć... na punkcie tego, co mają do zaproponowania wszystkim żądnym kulinarnych wrażeń! Przepisy, od których trudno oderwać wzrok. Propozycje, wobec których nie można przejść obojętnie - taką magiczną aurę tworzą Magda i Staszek, prowadzący wspólnie Kuchenne Wariacje

Za każdym razem, ilekroć mam do czynienia z parą, która prowadzi bloga zastanawiam się, czy aby na pewno współdzielenie tej niewielkiej wirtualnej przestrzeni przychodzi ot tak, bez żadnych nieporozumień czy konfliktów? W tym wypadku nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Poza tym, jak podkreśla Magda (...) role są podzielone.

Bardzo podoba mi się pomysł z podpisami przepisów - spoglądam na coś apetycznego i od razu wiem, które z tych dwojga go przygotowało. Dodatkowo, mimo wspólnego bloga każde z nich w tym jednym miejscu ma swoją przestrzeń, w której czuje się dobrze - dzięki temu nie muszą niczego udowadniać sobie nawzajem i każde sprawdza się w tym, co robi najlepiej.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć Kuchennych Wariacji, to najlepszy moment by szybko nadrobić te braki. Gorąco zachęcam!

Ciasto Shrek  Bułeczki drożdżowe z czarnymi malinami

Opowiedzcie, jak zaczęła się Wasz blogowa historia? Skąd pomysł na założenie bloga? Czy przed rozpoczęciem blogowania gotowaliście razem?

Pomysł na bloga Kuchenne Wariacje zrodził się podczas podróży nad morze. Rozmawiając o jedzonku padła myśl czy może by tak nie założyć bloga kulinarnego, gdzie wrzucałabym swoje próby kulinarne dnia codziennego. Staszek mnie poparł, a że dodatkowo obiecał zająć się stroną techniczną to nie było na co czekać i po powrocie koncepcja weszła w życie.

Półtora roku prowadziłam sama bloga, aż do momentu kiedy mój małżonek postanowił założyć własny - również kulinarny - na którym chciał dzielić się swoją słodką twórczością (zawsze zaznaczał że do gotowania się nie pcha). Tak powstał drugi nasz blog - Słodki Facet - który przetrwał jakieś 3 miesiące gdyż doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu się rozdrabniać i jednak łatwiej prowadzić jeden blog, z większym zaangażowaniem. I tak jest do dnia dzisiejszego.

Czy zdarzyła Wam się taka sytuacja, że mieliście odmienne zdania co do przygotowania jakiegoś przepisu, w końcu jedno z Was ustąpiło a później okazało się… że to drugie miało rację?

Hym... prawdę mówiąc ja zawsze robiłam i dania wytrawne i słodkie, niemniej jak Staszek dołączył do teamu to zostawiłam mu praktycznie działkę słodką więc nie wchodzimy sobie w paradę. Czasami coś nie wychodzi - wtedy oboje szukamy rozwiązania ale ogólnie role są podzielone.

Curry z kurczakiem, kalafiorem i zielonym groszkiem  Gołąbki z kaszą gryczaną i pieczarkami w liściach buraka
 
Wasze pierwsze wspólne kulinarne wspomnienie?
 
O kurczę... już trochę jesteśmy ze sobą i ciągle się coś je lub gdzieś bywa, więc ciężko tak sobie przypomnieć. Jedno co jest pewne, to wspólna kulinarna droga zaczęła się jakieś dwa lata temu, kiedy to Staszek postanowił pchać się do garów - no może prędzej do foremek - i wtedy zaczęliśmy tak bardziej podobnym okiem patrzeć na świat potraw i deserów.

Pytanie do Staszka: czy kiedyś Magda podała Ci do jedzenia coś, co np. było niedoprawione, niedogotowane, niedopieczone, ale zjadłeś wszystko, bez przysłowiowego „mrugnięcia okiem”?

Wiesz., zawsze powtarzam, że "prawda to piękna rzecz”. Jeżeli coś mi nie smakuje, to nie walę prosto z mostu, że jest okropne tylko staram się powiedzieć co mi nie leży - więc jak coś jest niedoprawione lub coś nie wyszło to to mówię. Również jak mnie coś nie wyjdzie to nie próbuje na siłę powiedzieć, że jest rewelacyjne - zwłaszcza, kiedy widzę, że konsumujący ledwo powstrzymuje się od wyplucia włożonego kęsa - tylko mówię że da się zjeść ale...

Magda - czy zdarzyło Ci się pomyśleć jedząc słodkość (lub cokolwiek innego) przygotowanego przez Staszka: „Zrobiłabym to lepiej”?

Hym… w sumie to nie. Staszek przygotowuje dużo słodkich rzeczy, których ja nie miałam śmiałości zrobić wcześniej i ciężko powiedzieć czy zrobiłabym to lepiej. Słodkości Staszka bardzo mi smakują. Najlepiej wychodzą mu makaroniki i raczej nie będę ich robić.

Conchiglioni nadziewane szpinakiem i ricottą w pomidorach  Risotto z bobem i wędzonym boczkiem

A teraz pytanie do Was obojga - podajcie jedną potrawę, deser itp., przygotowaną przed drugie z Was, po zjedzeniu której pomyśleliście sobie - „Łał, to było naprawdę dobre! Lepiej bym tego nie zrobił/a!”.

Jako, że ja nie pcham się do gotowania - hahaha - to Magda wszystko wytrawne zrobi lepiej ode mnie, choć czasami mam jakąś tam swoją koncepcję. Poza tym na pewno Magda robi rewelacyjny sernik z rosą więc ja nawet nie próbuję go wykonać bo nie ma to większego sensu - po co zaliczyć porażkę na starcie?

Które warsztaty kulinarne wspominacie najmilej? Które szczególnie utkwiły Wam w pamięci? A może macie jakieś wymarzone, w których chcielibyście kiedyś uczestniczyć?

Ooooo - są takie. Były to cukiernicze warsztaty z jednym z szefów kuchni Fabrice Boulahouache. Świetne warsztaty, które zawsze będziemy miło wspominać i które sprawiły nam wiele frajdy. A na jakich byśmy chcieli jeszcze być? Ja na pewno chętnie bym skorzystał z warsztatów na których Adriano Zumbo zdradziłby mi swoje tajniki cukiernictwa i swoich obłędnych ciasteczek i deserków, a Magda chętnie by wzięła udział w warsztatach z Jamie Oliverem.

Rolada z rabarbarem i truskawkami  Makaroniki z kawowym kremem

Staszku, ile udało Ci się zrealizować z Projektu 40? Czy któreś z założeń okazało się trudniejsze, niż przewidywałeś?

Niestety małe problemy zdrowotne trochę pokrzyżowały mi plany projektowe, co spowodowało że zrealizowałem tylko małą część z przyjętych założeń - nad czym ubolewam. Dodatkowo rozpoczęcie sezonu w gastronomii nałożyło się na to, że moi potencjalni mentorzy z racji nawału pracy nie mieli szans aby coś ze mną podziałać. Tak czy inaczej, choć temat na razie "usnął", to jednak go nie odpuściłem i pomimo tego, że na pewno go w tym roku nie zrealizuję, to mam zamiar przeciągnąć go na przyszły rok, bo jest wielu świetnie gotujących i piekących - nie tylko zawodowych kucharzy - którzy chętnie będą uczestniczyć w moim projekcie i podzielą się swoją kulinarną wiedzą.

Czy zdarzyło Wam się przekonać tę drugą osobę do spróbowania jakiegoś produktu lub potrawy, przed którą miała opory?

Hahaha - właśnie ostatnio podczas festiwalu smaków latino organizowanego przez Kuchnię Czarownic była możliwość spróbowania ośmiornicy przygotowanej przez Agę Majksner. Jako, że kucharz powinien próbować wszystkiego, to chętnie przystałem na nowe doświadczenie smakowe, które okazało się bardzo pozytywne. Postanowiłem, że namówię Magdę aby i ona przekonała się do macek. Trochę moich kłamstewek co do tego co proponuję, chwila niewielkiego oporu i również moja lepsza połowa przełamała opory. Co prawda nie udało się to ze ślimakiem ale cóż.... może kiedyś?

Kopytka z dyni z szałwią i mięsem mielonym w pomidorach  Sernik nowojorski z malinami

A teraz przyznajcie się: w przepisach jakiego typu każde z Was z osobna jest najmocniejsze i … najsłabsze? Pochwalcie się!

Magda: ja uwielbiam makarony i wszelkie ich kombinacje, więc uważam że w tym temacie spokojnie daję radę. Nie jadam owoców morza i tu miałabym problem w ich przygotowaniu.

Staszek: Jako, że nie pcham się do gotowania - pomimo rocznego kursu kucharza - to nie czuję się dobrze w daniach wytrawnych. Coś czasami przychodzi mi do głowy, ale i tak tego nie realizuję. Może jakby Magda nie gotowała to byłoby inaczej. Natomiast co bardzo lubię robić i co często robię to słodkie muffinki i makaroniki. Staram się kombinować z różnymi smakami, aby stworzyć kolejne połączenia i właśnie myślę, że to mi najlepiej wychodzi choć jeszcze przede mną daleka droga.

Na koniec wymieńcie trzy podstawowe zasady, które panują w Waszej kuchni. 
 
1. Nie wrzucaj do zlewu brudnych garów bo jest mały. To zasada jaką Magda narzuciła mi, kiedy coś robię a kuchnia zawsze wygląda jak po nalocie.
2. Zamykaj opakowanie mąki jak skończysz używać. To moja zasada, którą dręczę Magdę, bo ciągle zostawia otwarte opakowanie jak skończy. To już taki element jej pichcenia.
3. Gotujmy/pieczmy z tych produktów, które już mamy. To nasza trzecia wspólna zasada, której w ogóle się nie trzymamy. Raz na tydzień robimy większe zakupy i zawsze mówimy sobie, że kupujemy tylko to czego brakuje do tego co już mamy - niestety nigdy to nie wychodzi.

Tarta dyniowa bez pieczenia

TARTA DYNIOWA BEZ PIECZENIA

Składniki: (forma do tarty 25cm)


1. Spód
- 200g herbatników kakaowych
- 100g masła

2. Mus z dyni
- ok. 900-950g dyni
- 70ml wody
- 25g cukru

3. Masa serowo-dyniowa
- 420g serka homogenizowanego waniliowego
- 280g przygotowanego musu z dyni
- 20g żelatyny
- 50ml wody

4. Galaretka dyniowa
- 200g przygotowanego musu z dyni
- 30ml soku wyciśniętego z pomarańczy
- 5g cukru pudru
- 10g żelatyny
- 50ml wody

Przygotowanie:

Zaczynamy od dyni, z której zrobimy mus potrzebny na masę i galaretkę. Obieramy dynię, kroimy w kostkę i wrzucamy do garnka z wodą i cukrem. Gotujemy aż dynia zmięknie. Następnie ugotowaną dynię blendujemy na jednolita masę. Mus zostawiamy do przestygnięcia.

Spód tarty
Najpierw rozpuszczamy w rondelku masło. Następnie do blendera wrzucamy pokruszone ciasteczka i blendujemy na piasek. Kiedy ciasteczka zostaną zmielone dodajemy do nich rozpuszczone masło i jeszcze chwilę blendujemy do połączenia składników. Następnie wysypujemy do formy otrzymaną masę ciasteczkowo-maślaną i wylepiamy nią dno i boki. Kiedy forma jest przygotowana wstawiamy ją do lodówki aby masło związało się z rozdrobnionymi ciasteczkami.

Masa serowo-dyniowa
Z wystudzonego musu odkładamy 200g (na galaretkę) natomiast do reszty dodajemy serek homo i mieszamy. W szklance z wodą rozpuszczamy żelatynę i dodajemy do masy jednocześnie cały czas miksując. Gotową masę przekładamy na ciasteczkowy spód (jeżeli oczywiście masło związało się z ciasteczkami). Następnie wkładamy do lodówki aby masa stężała.

Galaretka dyniowa.
Kiedy masa z serków stężeje (od pół godziny do godziny) to możemy brać się za naszą galaretkę. W szklance z wodą rozpuszczamy żelatynę. Do odłożonego musu wyciskamy sok z pomarańczy, wsypujemy cukier, dodajemy rozpuszczoną żelatynę i całość miksujemy/blendujemy. Przygotowaną galaretkę wylewamy na zastygłą masę serową i wstawiamy do lodówki aż całość stężeje (przynajmniej na 2-3 godziny).
 
Smacznego :)