Z dnia na dzień wybrała się na wojnę ze zbędnymi kilogramami. Do tej pory wygrała już nie jedną bitwę. Każdego dnia udowadnia, że chcieć to móc. Monika to aktywna użytkowniczka naszej społeczności, z tym większą przyjemnością gościmy ją dzisiaj w Blogerze Tygodnia. Na Gotujmy znacie ją jako monikęT83, która dzieli się rewelacyjnymi przepisami na odchudzone dania i słodkości.
Lekko na talerzu to naprawdę wyjątkowy blog. Deska ratunku dla osób, które chcą pozbyć się kilogramów, a jednocześnie nie wyobrażają sobie życia bez słodkości lub fast-foodów. Monika przechytrzyła dietetyków! Je wszystko na co ma ochotę, zaraża optymizmem i utrzymuje swoją wagę. Zapytacie: Jak to możliwe? Przeczytajcie!
Kim jest monikaT83? Czym się zajmujesz? Jakie masz pasje?
Jestem żoną i mamą dwóch uroczych i pełnych życia dziewczynek - sześcio- i pięcioletniej, więc mam co robić. Aktualnie nie pracuję zawodowo, zajmuję się dziećmi i domem. Pasje? Poza gotowaniem oczywiście? Ostatnio mocno "wzięło" mnie na ręcznie robione ozdoby świąteczne, ale nie tylko. Próbuję "robić" świeczniki, zasłonki i inne ładne dla oka rzeczy. Czasem wyjdzie, czasem nie, ale wciąż próbuję. Poza tym uwielbiam czytać, od zawsze i mam nadzieję na zawsze. Bardzo lubię długie spacery z rodzinką. Dziewczynki początkowo się buntowały na taką aktywność, ale teraz z chęcią z mamą spacerują.
Twój blog to prawdziwa "perełka". Skarbnica dietetycznych przepisów. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
Tak naprawdę blog chciałam założyć już dawno temu, jeszcze w "tłustych" latach jak nazywam moje gotowanie przed zmianą nawyków żywieniowych. Ciągle się wahałam i wahałam i w tamtym czasie nie założyłam bloga... dopiero podjęcie walki z samą sobą, z własnym ciałem, momentami także umysłem doprowadziło do powstania lekko na talerzu.
Miała to być swojego rodzaju motywacja, aby po raz kolejny nie porzucać diety. Pomyślałam może ktoś zechce skorzystać z moich pomysłów, może podzieli się swoimi doświadczeniami na tym polu. Gdy tworzyłam blog dawałam sobie 3-4 miesiące na próbę, czy ogarnę temat technicznie (co do dziś ciut kuleje, ale niestety do informatyka duuużo mi brakuje, no i czy przepisy i blog się przyjmie... Zaczęli się pojawiać pierwsi czytelnicy i komentujący i tak oto blog już 1,5 roku jest ze mną i mam nadzieję, że jeszcze długo zostanie.
Skąd czerpiesz wiedzę na temat tego jak "odchudzić" konkretne przepisy?
Z głowy. Moje przepisy to po prostu wypadkowa prób i błędów podczas ich opracowywania. Ale co istotne to przede wszystkim wiedza na temat samej siebie i tego co chcę zjeść. Próbowałam różnych diet (wiem żaden ze mnie oryginał hihi), ale zawsze kończyło się tak samo - 2-3 tygodnie i potem odpuszczałam. A dlaczego? Powód był zawsze ten sam - zbyt dużo zakazów na temat tego co wolno jeść. A wiadomo człowiek jak słyszy, że czegoś mu nie wolno to się podświadomie buntuje. I tak było ze mną. Dlatego też nauczona doświadczeniem postanowiłam, że będę jadła wszystko co lubię, na co mam ochotę w danym momencie, ale w nieco zmienionej formie, co doprowadzi mnie do utraty wagi i udało się.
Co Cię zmotywowało do tego, by zmienić swój styl odżywiania? Podejrzewam, że początki nie były łatwe. Jaki był Twój sposób na przezwyciężanie trudności?
To może zacznę od motywacji. Gdy po narodzinach drugiej córci zostałam w domu z dziećmi mocno zajęłam się pieczeniem. Krótko mówiąc pokochałam to. A wiadomo jak pieczemy to i jemy. I tak sobie dogadzałam, że waga szła w górę. Ale jeszcze w tamtym momencie nie zwracałam na to uwagi.... Po 3 latach poszłam do nowej pracy, nowo poznane koleżanki zgrabne, szczupłe i zadbane, w ładnych sukienkach. Postanowiłam i ja sobie jakąś biznesową sukienkę kupić. I okazało się, że w moim mieście w sieciówkach największy rozmiar to 42... a mnie sporo brakowało, aby się w niego zmieścić. W końcu udało mi się kupić sukienkę - rozm. 46!
Zaczęłam analizować pewne sygnały - z dziewczynkami po parku biegał mąż, bo ja po kilku sekundach dostawałam zadyszki, zaczynały boleć mnie kolana i ogólnie źle się czułam. Wreszcie stanęłam na wadze i to co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Waga wskazała 90 kg przy wzroście 169 cm, według współczynnika BMI jest to już I st. otyłości, a nie nadwaga jak o sobie myślałam. Przeraziłam się, myślę mam dopiero 32 lata i taką wagę, to co będzie jak będę mieć 40???
Do tego doszedł strach, że może nie zdążę wychować dzieci, bo za wcześnie odejdę.... Wiem, że może to zbytnia reakcja, ale teraz z perspektywy czasu okazuje się, że tak miało być. Zmotywowało mnie to do zadbania o siebie, dla dzieci, męża i oczywiście dla siebie. I tak z dnia na dzień wybrałam się na wojnę z kilogramami. Na szczęście wygrałam. Zrzuciłam prawie 20 kg i teraz od ponad roku jestem w fazie utrzymywania wagi. A szczerze mówiąc to jest większe wyzwanie niż utrata kilogramów.
I rzeczywiście było ciężko, nawet bardzo ciężko. Zwłaszcza gdy mąż robił sobie jakieś nasze ulubione danie, on jadł a ja patrzyłam prawie ze łzami w oczach. Ale zaparłam się! Postanowiłam, że się nie poddam. Gdy po pierwszym miesiącu ubyło mi 10 kg i w pracy koleżanki komplementowały moją przemianę, dostałam dodatkowego "kopa", aby dokończyć dzieła.
Zdarza się, że Twoi znajomi, czytelnicy bloga proszą Cię o odchudzenie jakichś konkretnych potraw?
Tak zdarzają się takie sytuacje, ale niezwykle rzadko. Kiedyś na "zamówienie" odchudziłam pizzę i wyszło naprawdę nieźle. Przygotowałam pizzę wegetariańską i zredukowałam kaloryczność o 50%. Najczęściej jest tak, że testują to co akurat jest na blogu. Najchętniej testowane są oczywiście przepisy na słodkie grzeszki. Wielokrotnie zauważyłam, iż osoby walczące z wagą szukają przede wszystkim przepisów na odchudzone ciasta i desery. O ile z obiadami czy kolacją większość z nas potrafi sobie poradzić i nieco je odchudzić, o tyle z ciastem jest trudniej. Tym bardziej cieszy mnie, że ja jakoś radzę sobie w tym temacie...
Jakie składniki kulinarne są Twoimi największymi sprzymierzeńcami? Bez jakich produktów Twoja lekka kuchnia nie prosperowałaby tak dobrze?
Każdego dnia dziękuję naturze za mnogość warzyw i owoców. To dzięki nim udaje mi się tworzyć lekkie danie. Nie, nie jestem wegetarianka, ale siłą rzeczy moja dieta jest bardziej warzywno-owocowa niż mięsna. Jakby nie patrzeć to są produkty mniej kaloryczne od mięs. Chociaż mięsożercy też znajdą dla siebie kilka propozycji. Kolejna grupa - to nabiał o obniżonej zawartości tłuszczu. On jest główną bazą moich ciast i deserów, bo jak powtarzam na moim blogu - kremówka to nie produkt dla nas.
Czy są takie produkty, z których całkowicie zrezygnowałaś i nie znajdziemy ich w Twoich potrawach?
Nie, raczej nie ma takich. Sporo ograniczyłam tłuszcze, no i w 99% zrezygnowałam z białego cukru. Nie da się z niego zupełnie zrezygnować, bo bez niego nie byłoby drożdżowego ciasta, na ksylitolu takowe ciasto nie rośnie. A poza tym wszystko jest, w granicach rozsądku i oczywiście moich kubków smakowych.
Czy jest jakaś potrawa sprzed diety za którą tęsknisz?
Nie, teraz już nie. Na początku tęskniłam za fast-foodem, ale teraz robię sobie swoją wersję i jest dobrze. A poza tym jestem tylko człowiekiem i zdarza mi się zgrzeszyć i zjeść niekoniecznie lekko. Osobiście uważam, że jest to bardzo dobry zabieg psychologiczny. Jeśli od czasu do czasu zjemy coś "niedozwolonego" i nie będziemy sobie robić z tego powodu wyrzutów łatwiej nam będzie wytrwać w swoim postanowieniu. Przynajmniej ja taką zasadę stosuję i jak dotąd doskonale się sprawdza.
Oddzielnie gotujesz dla pozostałych domowników, czy raczej zjadają oni to co przyrządzisz? Jeśli tak jest, to czy czasami nie domagają się np. golonki w kapuście lub deseru z podwójną bitą śmietaną?
Gotuję na dwa garnki jak to mówię. Dla męża i dzieci osobno i dla siebie osobno. O ile dziewuszki czasem zjedzą to co ja jem, o tyle męża trudno przekonać. Zawsze mi mówi: " Widzę, że pysznie wygląda Twoje danie, ale dla mnie będzie coś innego?" I tak jest... gdy robię pierogi to dla niego tradycyjnie z kapustą i mięsem, a dla siebie np. z kapustą kiszoną i cukinią, gołąbki dla męża tradycyjne, dla siebie z kaszą jęczmienną i cukinią.... i mogłabym tak wymieniać i wymieniać.
Osoby z mojego otoczenia dziwią się, że tak postępuję. Ale mnie to nie przeszkadza. Nie zmuszę męża i dzieci do zmiany smaków, bo nie lubię nikogo zmuszać do czegokolwiek, a z drugiej strony ja ze swoją tendencją do tycia muszę uważać na to co jem. A do tego mogłabym nie wychodzić z kuchni, gdyż tam czuję się najlepiej, uspokajam się, więc taki układ mi odpowiada.
Jedynie dalsza rodzinka, gdy przygotowuję torty dla nich (bo jestem nadwornym wytwórcą tortów zawsze zadają pytanie: "Ale zrobisz normalny tort?". I oczywiście, że robię normalny czy na kremówce, mascarpone czy masie budyniowej na bazie masła. Ostatnio nawet udało mi się stworzyć pierwsze dwa torty ozdobione własnoręczną masą cukrową. Był to dla mnie ogromny sukces. Za miesiąc będzie kolejny tort na urodzinki mojej starszej córki.
Niesamowite jest to, że udowadniasz, że każde danie da się zrobić w lżejszej/zdrowszej wersji. Co czujesz, gdy uda Ci się przygotować np. ciasto w wersji light i smakuje rewelacyjnie a ma o połowę mniej kalorii?
Za każdym razem cieszę się jak dziecko. Szczególnie wtedy, gdy odchudzam znane klasyczne ciasta takie jak np: pawi ogon (Moja wersja w 100 g ma 93 kcal. Niestety nie wiem ile ma klasyczna wersja, ale myślę, że co najmniej 300.), szachownica (moja 130 kcal, klasyka 310), shrek (moja wersja 90 kcal, klasyczna około 200) czy leśne runo/mech (moja wersja 100 kcal, klasyka około 310). Widząc te liczby zapewne rozumiecie moją radość. Kolejną frajdę sprawia mi obserwowanie rodziny i znajomych, którzy znają mnie z "tłustych" wypieków. Zawsze jest to samo zdziwienie - "Monia ale nie czuć, że to ciasto jest odchudzone, jest pyszne". I jak się nie cieszyć z takich słów?
Zdarzyło Ci się, że w wyniku eksperymentu jakaś potrawa zupełnie Ci nie wyszła?
Szczerze mówiąc dwa razy miałam taką sytuację. Gdy próbowałam odchudzić leśny mech i fale dunaju. Przy pierwszym podejściu do tych ciast wyszedł mi zupełnie niejadalny zakalec. Przy runie popełniłam podstawowy błąd, użyłam zwykłej mąki zamiast krupczatki i nie zmiksowałam rozmrożonego szpinaku. Ale naprawiłam te błędy i kolejne podejście było starzałem w 10! A do fal dunaju póki co drugi raz nie podchodziłam, ale gdzieś z tyłu głowy majaczy mi się to ciasto, więc i na niego przyjdzie kiedyś pora.
Opracowywanie tak naprawdę nie zajmuje mi wiele czasu. Pomysły same przychodzą do głowy. Widzę jakiś "nie chudy" przepis i zaraz pojawia się pomysł jak go przerobić. Wiem, trochę tak nie ładnie się chwalić, ale tak właśnie jest. Ja robię coś w danej chwili, a mój mózg wymyśla nowe dania i desery. Dużo pomysłów wpada mi podczas kąpieli czy przed zaśnięciem, gdy próbuję się wyciszyć po całym dniu. Oczywiście zakupy są bardzo kreatywne pod tym względem. Widzę jeden składnik, za chwilę wpada kolejny i na przykład pomysł na pastę do pieczywka już jest. A czas? Nie, nie zajmuje to więcej czasu niż "zwykłe " gotowanie. Fakt trzeba wszystko odmierzyć, zważyć (albo mnie się wydaję, że trzeba bo ja wszystkim co jem na co dzień dzielę się na blogu, więc długopis i zeszyt z moimi przepisami są zawsze ze mną).
Jak bym zachęciła? To jest dosyć trudne, bo każdy z nas musi sam dojrzeć do takiej decyzji, a czasem nie jest ona łatwa. Jednakże jeśli ktoś chce zmienić swoją kuchnię, wygląd i samopoczucie zapraszam do siebie. Chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami, emocjami i co najważniejsze przepisami. Jedno jest pewne - chcieć to móc, jeśli mnie się udało to Wam także! I może na koniec wspomnę o jednej istotnej rzeczy, istotnej dla mnie - cały proces odchudzania i teraz utrzymywania wagi odbył się bez pomocy dietetyka. Wszystko to co się wydarzyło to moja własna inwencja twórcza.
Wybranie przepisów, którym chciałam się z Wami podzielić nie było łatwe. Z każdego szczególnie tych na słodko jestem bardzo zadowolona. Ostatecznie wybrałam przepis na tort,który przygotowałam w ubiegłym roku w czerwcu na pierwsze urodziny swojego bloga. Dlaczego go wybrałam? Ponieważ jest wilgotny, mocno czekoladowy ( mimo braku czekolady), po prostu taki wspaniały jak powinien być tort czekoladowy. Przygotowany jak zwykle bez dodatku tłuszczu. W 100 g jest 132 kcal, klasyczny czekoladowy tort ma około 400 kcal w 100 g porcji.
Dietetyczny tort czekoladowy
Składniki:
Ciasto:
- 250 g fasoli czerwonej konserwowej ( waga po odsączeniu z zalewy)
- 75 g mąki pszennej
- 75 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 25 g kakao
- 90 g jogurtu naturalnego 0%
- 50 g dżemu malinowego
- 20-30 g ksylitolu
- 3 jajka
- Ok. 80 ml wody
Masa czekoladowa:
- 200 g suszonych daktyli
- 25 g kakao
- 100 ml mleka 2%
- 1 łyżka żelatyny
- 100 g truskawek
Masa serowa:
- 50 ml mleka 2%
- 180 g jogurtu naturalnego 0%
- 250 g ricotty
- aromat migdałowy
- 10 g ksylitolu
- 1,5 łyżki żelatyny
- 300 g truskawek
Polewa:
- 200 ml mleka 2%
- 20 g kakao
- 40 g ksylitolu
- 2 łyżeczki żelatyny
Tortownica 20 cm
Sposób przygotowania:
Ciasto:
Fasolę opłukać pod bieżącą wodą, przełożyć na sito i odłożyć na około 30 minut. Do miski przesiać oba rodzaje mąk, dodać proszek oraz sodę. Wsypać kakao oraz ksylitom. Sypkie składniki wymieszać i odłożyć na bok. Białka oddzielić od żółtek. Żółtka przełożyć do blendera razem z odsączoną fasolą, jogurtem naturalnym oraz dżemem. Całość dokładnie zmiksować na gładką masę. Przełożyć do miski i w dwóch partiach dodać sypkie i całość wymieszać mikserem do połączenia. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli. Do ciasta dodać 1/3 piany ( dla rozluźnienia masy) i delikatnie ją wymieszać. Następnie dodać resztę piany i wymieszać. Formę wyłożyć papierem do pieczenia i wylać masę, wyrównać. Piec w 180 st około 45-50 minut, do tzw. suchego patyczka.
Wyjąć i zostawić do całkowitego ostygnięcia. Następnie rozkroić na 3 części.
Masa czekoladowa:
Daktyle zalać wrzątkiem i zostawić na co najmniej 8 godzin lub na całą noc. Następnie odcedzić je, lekko odcisnąć z nadmiaru wody i przełożyć do blendera. Dodać kakao, mleko i zmiksować na bardzo gładki krem. Żelatynę namoczyć w 2 łyżkach wody. Rozpuścić ją w mikrofali. Dodać ją do kremu i po raz ostatni zmiksować do połączenia składników.
Na paterze ułożyć pierwszy krążek ciasta. Zapiąć obręcz tortownicy. Krem czekoladowy przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego i wyłożyć na ciasto ( można masę również rozsmarować na cieście, ale wyciśnięta ładniej wygląda). Z umytych truskawek odkroić szypułki, owoce pokroić na plastry i ułożyć na kremie. Położyć drugi krążek ciasta i wstawić do lodówki na 20 minut.
Masa serowa:
W między czasie przygotować masę serową. Do miski przełożyć mleko, jogurt i ser. Dokładnie utrzeć, aby nie było grudek. Dodać cukier brzozowy, aromat i wymieszać do rozpuszczenia cukru. Żelatynę namoczyć w 2 łyżkach wody. Rozpuścić ją w mikrofali. Dodać ją do kremu i po raz ostatni wymieszać do połączenia składników. Część truskawek ( tych dużych) pokroić w ładne plastry, wyłożyć na stojąco wokół tortu.Krem serowy przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego i wyłożyć na ciasto ( można masę również rozsmarować na cieście, ale wyciśnięta ładniej wygląda). Resztę truskawek pokroić na plastry, ułożyć na kremie. Położyć ostatni kawałek ciasta, lekko docisnąć i wstawić do lodówki na całą noc.
Polewa:
Kolejnego dnia przygotować polewę. Mleko podzielić na pól. Do jednej połowy dodać żelatynę i zostawić do napęcznienia. Ksylitom połączyć z kakao w rondelku. Wlać mleko i zagotować. Gdy to nastąpi dodać namoczoną żelatynę i dokładnie wymieszać. Zostawić do ostygnięcia. Gdy polewa przestanie być płynną a zacznie robić się „galaretowata” polać po serniku, lekko ją rozprowadzając na boki. Udekorować kilkoma truskawkami, wstawić na około godzinę do lodówki. Smacznego!
Lekko na talerzu to naprawdę wyjątkowy blog. Deska ratunku dla osób, które chcą pozbyć się kilogramów, a jednocześnie nie wyobrażają sobie życia bez słodkości lub fast-foodów. Monika przechytrzyła dietetyków! Je wszystko na co ma ochotę, zaraża optymizmem i utrzymuje swoją wagę. Zapytacie: Jak to możliwe? Przeczytajcie!
Kim jest monikaT83? Czym się zajmujesz? Jakie masz pasje?
Jestem żoną i mamą dwóch uroczych i pełnych życia dziewczynek - sześcio- i pięcioletniej, więc mam co robić. Aktualnie nie pracuję zawodowo, zajmuję się dziećmi i domem. Pasje? Poza gotowaniem oczywiście? Ostatnio mocno "wzięło" mnie na ręcznie robione ozdoby świąteczne, ale nie tylko. Próbuję "robić" świeczniki, zasłonki i inne ładne dla oka rzeczy. Czasem wyjdzie, czasem nie, ale wciąż próbuję. Poza tym uwielbiam czytać, od zawsze i mam nadzieję na zawsze. Bardzo lubię długie spacery z rodzinką. Dziewczynki początkowo się buntowały na taką aktywność, ale teraz z chęcią z mamą spacerują.
Twój blog to prawdziwa "perełka". Skarbnica dietetycznych przepisów. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
Tak naprawdę blog chciałam założyć już dawno temu, jeszcze w "tłustych" latach jak nazywam moje gotowanie przed zmianą nawyków żywieniowych. Ciągle się wahałam i wahałam i w tamtym czasie nie założyłam bloga... dopiero podjęcie walki z samą sobą, z własnym ciałem, momentami także umysłem doprowadziło do powstania lekko na talerzu.
Miała to być swojego rodzaju motywacja, aby po raz kolejny nie porzucać diety. Pomyślałam może ktoś zechce skorzystać z moich pomysłów, może podzieli się swoimi doświadczeniami na tym polu. Gdy tworzyłam blog dawałam sobie 3-4 miesiące na próbę, czy ogarnę temat technicznie (co do dziś ciut kuleje, ale niestety do informatyka duuużo mi brakuje, no i czy przepisy i blog się przyjmie... Zaczęli się pojawiać pierwsi czytelnicy i komentujący i tak oto blog już 1,5 roku jest ze mną i mam nadzieję, że jeszcze długo zostanie.
Skąd czerpiesz wiedzę na temat tego jak "odchudzić" konkretne przepisy?
Z głowy. Moje przepisy to po prostu wypadkowa prób i błędów podczas ich opracowywania. Ale co istotne to przede wszystkim wiedza na temat samej siebie i tego co chcę zjeść. Próbowałam różnych diet (wiem żaden ze mnie oryginał hihi), ale zawsze kończyło się tak samo - 2-3 tygodnie i potem odpuszczałam. A dlaczego? Powód był zawsze ten sam - zbyt dużo zakazów na temat tego co wolno jeść. A wiadomo człowiek jak słyszy, że czegoś mu nie wolno to się podświadomie buntuje. I tak było ze mną. Dlatego też nauczona doświadczeniem postanowiłam, że będę jadła wszystko co lubię, na co mam ochotę w danym momencie, ale w nieco zmienionej formie, co doprowadzi mnie do utraty wagi i udało się.
Co Cię zmotywowało do tego, by zmienić swój styl odżywiania? Podejrzewam, że początki nie były łatwe. Jaki był Twój sposób na przezwyciężanie trudności?
To może zacznę od motywacji. Gdy po narodzinach drugiej córci zostałam w domu z dziećmi mocno zajęłam się pieczeniem. Krótko mówiąc pokochałam to. A wiadomo jak pieczemy to i jemy. I tak sobie dogadzałam, że waga szła w górę. Ale jeszcze w tamtym momencie nie zwracałam na to uwagi.... Po 3 latach poszłam do nowej pracy, nowo poznane koleżanki zgrabne, szczupłe i zadbane, w ładnych sukienkach. Postanowiłam i ja sobie jakąś biznesową sukienkę kupić. I okazało się, że w moim mieście w sieciówkach największy rozmiar to 42... a mnie sporo brakowało, aby się w niego zmieścić. W końcu udało mi się kupić sukienkę - rozm. 46!
Zaczęłam analizować pewne sygnały - z dziewczynkami po parku biegał mąż, bo ja po kilku sekundach dostawałam zadyszki, zaczynały boleć mnie kolana i ogólnie źle się czułam. Wreszcie stanęłam na wadze i to co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Waga wskazała 90 kg przy wzroście 169 cm, według współczynnika BMI jest to już I st. otyłości, a nie nadwaga jak o sobie myślałam. Przeraziłam się, myślę mam dopiero 32 lata i taką wagę, to co będzie jak będę mieć 40???
Do tego doszedł strach, że może nie zdążę wychować dzieci, bo za wcześnie odejdę.... Wiem, że może to zbytnia reakcja, ale teraz z perspektywy czasu okazuje się, że tak miało być. Zmotywowało mnie to do zadbania o siebie, dla dzieci, męża i oczywiście dla siebie. I tak z dnia na dzień wybrałam się na wojnę z kilogramami. Na szczęście wygrałam. Zrzuciłam prawie 20 kg i teraz od ponad roku jestem w fazie utrzymywania wagi. A szczerze mówiąc to jest większe wyzwanie niż utrata kilogramów.
I rzeczywiście było ciężko, nawet bardzo ciężko. Zwłaszcza gdy mąż robił sobie jakieś nasze ulubione danie, on jadł a ja patrzyłam prawie ze łzami w oczach. Ale zaparłam się! Postanowiłam, że się nie poddam. Gdy po pierwszym miesiącu ubyło mi 10 kg i w pracy koleżanki komplementowały moją przemianę, dostałam dodatkowego "kopa", aby dokończyć dzieła.
Zdarza się, że Twoi znajomi, czytelnicy bloga proszą Cię o odchudzenie jakichś konkretnych potraw?
Tak zdarzają się takie sytuacje, ale niezwykle rzadko. Kiedyś na "zamówienie" odchudziłam pizzę i wyszło naprawdę nieźle. Przygotowałam pizzę wegetariańską i zredukowałam kaloryczność o 50%. Najczęściej jest tak, że testują to co akurat jest na blogu. Najchętniej testowane są oczywiście przepisy na słodkie grzeszki. Wielokrotnie zauważyłam, iż osoby walczące z wagą szukają przede wszystkim przepisów na odchudzone ciasta i desery. O ile z obiadami czy kolacją większość z nas potrafi sobie poradzić i nieco je odchudzić, o tyle z ciastem jest trudniej. Tym bardziej cieszy mnie, że ja jakoś radzę sobie w tym temacie...
Jakie składniki kulinarne są Twoimi największymi sprzymierzeńcami? Bez jakich produktów Twoja lekka kuchnia nie prosperowałaby tak dobrze?
Każdego dnia dziękuję naturze za mnogość warzyw i owoców. To dzięki nim udaje mi się tworzyć lekkie danie. Nie, nie jestem wegetarianka, ale siłą rzeczy moja dieta jest bardziej warzywno-owocowa niż mięsna. Jakby nie patrzeć to są produkty mniej kaloryczne od mięs. Chociaż mięsożercy też znajdą dla siebie kilka propozycji. Kolejna grupa - to nabiał o obniżonej zawartości tłuszczu. On jest główną bazą moich ciast i deserów, bo jak powtarzam na moim blogu - kremówka to nie produkt dla nas.
Czy są takie produkty, z których całkowicie zrezygnowałaś i nie znajdziemy ich w Twoich potrawach?
Nie, raczej nie ma takich. Sporo ograniczyłam tłuszcze, no i w 99% zrezygnowałam z białego cukru. Nie da się z niego zupełnie zrezygnować, bo bez niego nie byłoby drożdżowego ciasta, na ksylitolu takowe ciasto nie rośnie. A poza tym wszystko jest, w granicach rozsądku i oczywiście moich kubków smakowych.
Czy jest jakaś potrawa sprzed diety za którą tęsknisz?
Nie, teraz już nie. Na początku tęskniłam za fast-foodem, ale teraz robię sobie swoją wersję i jest dobrze. A poza tym jestem tylko człowiekiem i zdarza mi się zgrzeszyć i zjeść niekoniecznie lekko. Osobiście uważam, że jest to bardzo dobry zabieg psychologiczny. Jeśli od czasu do czasu zjemy coś "niedozwolonego" i nie będziemy sobie robić z tego powodu wyrzutów łatwiej nam będzie wytrwać w swoim postanowieniu. Przynajmniej ja taką zasadę stosuję i jak dotąd doskonale się sprawdza.
Oddzielnie gotujesz dla pozostałych domowników, czy raczej zjadają oni to co przyrządzisz? Jeśli tak jest, to czy czasami nie domagają się np. golonki w kapuście lub deseru z podwójną bitą śmietaną?
Gotuję na dwa garnki jak to mówię. Dla męża i dzieci osobno i dla siebie osobno. O ile dziewuszki czasem zjedzą to co ja jem, o tyle męża trudno przekonać. Zawsze mi mówi: " Widzę, że pysznie wygląda Twoje danie, ale dla mnie będzie coś innego?" I tak jest... gdy robię pierogi to dla niego tradycyjnie z kapustą i mięsem, a dla siebie np. z kapustą kiszoną i cukinią, gołąbki dla męża tradycyjne, dla siebie z kaszą jęczmienną i cukinią.... i mogłabym tak wymieniać i wymieniać.
Osoby z mojego otoczenia dziwią się, że tak postępuję. Ale mnie to nie przeszkadza. Nie zmuszę męża i dzieci do zmiany smaków, bo nie lubię nikogo zmuszać do czegokolwiek, a z drugiej strony ja ze swoją tendencją do tycia muszę uważać na to co jem. A do tego mogłabym nie wychodzić z kuchni, gdyż tam czuję się najlepiej, uspokajam się, więc taki układ mi odpowiada.
Jedynie dalsza rodzinka, gdy przygotowuję torty dla nich (bo jestem nadwornym wytwórcą tortów zawsze zadają pytanie: "Ale zrobisz normalny tort?". I oczywiście, że robię normalny czy na kremówce, mascarpone czy masie budyniowej na bazie masła. Ostatnio nawet udało mi się stworzyć pierwsze dwa torty ozdobione własnoręczną masą cukrową. Był to dla mnie ogromny sukces. Za miesiąc będzie kolejny tort na urodzinki mojej starszej córki.
Niesamowite jest to, że udowadniasz, że każde danie da się zrobić w lżejszej/zdrowszej wersji. Co czujesz, gdy uda Ci się przygotować np. ciasto w wersji light i smakuje rewelacyjnie a ma o połowę mniej kalorii?
Za każdym razem cieszę się jak dziecko. Szczególnie wtedy, gdy odchudzam znane klasyczne ciasta takie jak np: pawi ogon (Moja wersja w 100 g ma 93 kcal. Niestety nie wiem ile ma klasyczna wersja, ale myślę, że co najmniej 300.), szachownica (moja 130 kcal, klasyka 310), shrek (moja wersja 90 kcal, klasyczna około 200) czy leśne runo/mech (moja wersja 100 kcal, klasyka około 310). Widząc te liczby zapewne rozumiecie moją radość. Kolejną frajdę sprawia mi obserwowanie rodziny i znajomych, którzy znają mnie z "tłustych" wypieków. Zawsze jest to samo zdziwienie - "Monia ale nie czuć, że to ciasto jest odchudzone, jest pyszne". I jak się nie cieszyć z takich słów?
Zdarzyło Ci się, że w wyniku eksperymentu jakaś potrawa zupełnie Ci nie wyszła?
Szczerze mówiąc dwa razy miałam taką sytuację. Gdy próbowałam odchudzić leśny mech i fale dunaju. Przy pierwszym podejściu do tych ciast wyszedł mi zupełnie niejadalny zakalec. Przy runie popełniłam podstawowy błąd, użyłam zwykłej mąki zamiast krupczatki i nie zmiksowałam rozmrożonego szpinaku. Ale naprawiłam te błędy i kolejne podejście było starzałem w 10! A do fal dunaju póki co drugi raz nie podchodziłam, ale gdzieś z tyłu głowy majaczy mi się to ciasto, więc i na niego przyjdzie kiedyś pora.
Opracowywanie tak naprawdę nie zajmuje mi wiele czasu. Pomysły same przychodzą do głowy. Widzę jakiś "nie chudy" przepis i zaraz pojawia się pomysł jak go przerobić. Wiem, trochę tak nie ładnie się chwalić, ale tak właśnie jest. Ja robię coś w danej chwili, a mój mózg wymyśla nowe dania i desery. Dużo pomysłów wpada mi podczas kąpieli czy przed zaśnięciem, gdy próbuję się wyciszyć po całym dniu. Oczywiście zakupy są bardzo kreatywne pod tym względem. Widzę jeden składnik, za chwilę wpada kolejny i na przykład pomysł na pastę do pieczywka już jest. A czas? Nie, nie zajmuje to więcej czasu niż "zwykłe " gotowanie. Fakt trzeba wszystko odmierzyć, zważyć (albo mnie się wydaję, że trzeba bo ja wszystkim co jem na co dzień dzielę się na blogu, więc długopis i zeszyt z moimi przepisami są zawsze ze mną).
Jak bym zachęciła? To jest dosyć trudne, bo każdy z nas musi sam dojrzeć do takiej decyzji, a czasem nie jest ona łatwa. Jednakże jeśli ktoś chce zmienić swoją kuchnię, wygląd i samopoczucie zapraszam do siebie. Chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami, emocjami i co najważniejsze przepisami. Jedno jest pewne - chcieć to móc, jeśli mnie się udało to Wam także! I może na koniec wspomnę o jednej istotnej rzeczy, istotnej dla mnie - cały proces odchudzania i teraz utrzymywania wagi odbył się bez pomocy dietetyka. Wszystko to co się wydarzyło to moja własna inwencja twórcza.
Wybranie przepisów, którym chciałam się z Wami podzielić nie było łatwe. Z każdego szczególnie tych na słodko jestem bardzo zadowolona. Ostatecznie wybrałam przepis na tort,który przygotowałam w ubiegłym roku w czerwcu na pierwsze urodziny swojego bloga. Dlaczego go wybrałam? Ponieważ jest wilgotny, mocno czekoladowy ( mimo braku czekolady), po prostu taki wspaniały jak powinien być tort czekoladowy. Przygotowany jak zwykle bez dodatku tłuszczu. W 100 g jest 132 kcal, klasyczny czekoladowy tort ma około 400 kcal w 100 g porcji.
Dietetyczny tort czekoladowy
Składniki:
Ciasto:
- 250 g fasoli czerwonej konserwowej ( waga po odsączeniu z zalewy)
- 75 g mąki pszennej
- 75 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 25 g kakao
- 90 g jogurtu naturalnego 0%
- 50 g dżemu malinowego
- 20-30 g ksylitolu
- 3 jajka
- Ok. 80 ml wody
Masa czekoladowa:
- 200 g suszonych daktyli
- 25 g kakao
- 100 ml mleka 2%
- 1 łyżka żelatyny
- 100 g truskawek
Masa serowa:
- 50 ml mleka 2%
- 180 g jogurtu naturalnego 0%
- 250 g ricotty
- aromat migdałowy
- 10 g ksylitolu
- 1,5 łyżki żelatyny
- 300 g truskawek
Polewa:
- 200 ml mleka 2%
- 20 g kakao
- 40 g ksylitolu
- 2 łyżeczki żelatyny
Tortownica 20 cm
Sposób przygotowania:
Ciasto:
Fasolę opłukać pod bieżącą wodą, przełożyć na sito i odłożyć na około 30 minut. Do miski przesiać oba rodzaje mąk, dodać proszek oraz sodę. Wsypać kakao oraz ksylitom. Sypkie składniki wymieszać i odłożyć na bok. Białka oddzielić od żółtek. Żółtka przełożyć do blendera razem z odsączoną fasolą, jogurtem naturalnym oraz dżemem. Całość dokładnie zmiksować na gładką masę. Przełożyć do miski i w dwóch partiach dodać sypkie i całość wymieszać mikserem do połączenia. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli. Do ciasta dodać 1/3 piany ( dla rozluźnienia masy) i delikatnie ją wymieszać. Następnie dodać resztę piany i wymieszać. Formę wyłożyć papierem do pieczenia i wylać masę, wyrównać. Piec w 180 st około 45-50 minut, do tzw. suchego patyczka.
Wyjąć i zostawić do całkowitego ostygnięcia. Następnie rozkroić na 3 części.
Masa czekoladowa:
Daktyle zalać wrzątkiem i zostawić na co najmniej 8 godzin lub na całą noc. Następnie odcedzić je, lekko odcisnąć z nadmiaru wody i przełożyć do blendera. Dodać kakao, mleko i zmiksować na bardzo gładki krem. Żelatynę namoczyć w 2 łyżkach wody. Rozpuścić ją w mikrofali. Dodać ją do kremu i po raz ostatni zmiksować do połączenia składników.
Na paterze ułożyć pierwszy krążek ciasta. Zapiąć obręcz tortownicy. Krem czekoladowy przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego i wyłożyć na ciasto ( można masę również rozsmarować na cieście, ale wyciśnięta ładniej wygląda). Z umytych truskawek odkroić szypułki, owoce pokroić na plastry i ułożyć na kremie. Położyć drugi krążek ciasta i wstawić do lodówki na 20 minut.
Masa serowa:
W między czasie przygotować masę serową. Do miski przełożyć mleko, jogurt i ser. Dokładnie utrzeć, aby nie było grudek. Dodać cukier brzozowy, aromat i wymieszać do rozpuszczenia cukru. Żelatynę namoczyć w 2 łyżkach wody. Rozpuścić ją w mikrofali. Dodać ją do kremu i po raz ostatni wymieszać do połączenia składników. Część truskawek ( tych dużych) pokroić w ładne plastry, wyłożyć na stojąco wokół tortu.Krem serowy przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego i wyłożyć na ciasto ( można masę również rozsmarować na cieście, ale wyciśnięta ładniej wygląda). Resztę truskawek pokroić na plastry, ułożyć na kremie. Położyć ostatni kawałek ciasta, lekko docisnąć i wstawić do lodówki na całą noc.
Polewa:
Kolejnego dnia przygotować polewę. Mleko podzielić na pól. Do jednej połowy dodać żelatynę i zostawić do napęcznienia. Ksylitom połączyć z kakao w rondelku. Wlać mleko i zagotować. Gdy to nastąpi dodać namoczoną żelatynę i dokładnie wymieszać. Zostawić do ostygnięcia. Gdy polewa przestanie być płynną a zacznie robić się „galaretowata” polać po serniku, lekko ją rozprowadzając na boki. Udekorować kilkoma truskawkami, wstawić na około godzinę do lodówki. Smacznego!
2milutka
Buziaki!
Mniam1
Netka
gosia56
VioletoweKucharzenie
monikaT83
zbysiowa
monikaT83
bogusia82
MałaMi89
monikaT83