Zacznę od małej ciekawostki - na początku lat XX, jogurt był produktem sprzedawanym w aptekach. Dziś marketowe lady wypełnione są po brzegi produktami, które dumnie przez producentów nazywane są jogurtami.
Czy zatem produkt w kolorowym pudełeczku, jest jogurtem? Jak dla mnie, to raczej produkt jogurto-podobny. Na większości etykiet dopatrzyłam się takich składników jak: mleko w proszku, żelatyna, skrobia modyfikowana, dziwnego pochodzenia mączki, aromaty i inne dziwne składniki. Prawdziwy jogurt w swoim składzie powinien mieć jedynie mleko i bakterie.
Dziś producenci jogurtów kupują odpowiednie szczepy bakterii w formie proszku. Takie bakterie najpierw hoduje się w odpowiednich warunkach, a potem w sposób chemiczny przetwarza się je na proszek. Taką hodowlą zajmują się wyspecjalizowane firmy mikrobiologiczne, a swoje „hodowle” strzegą patentami. Nic dodać, nic ująć. Dosłownie samo zdrowie. Pocieszające jest chociaż to, że nie jest to jakoś za specjalnie szkodliwe, choć z naturą ma niewiele wspólnego.
Jogurty owocowe, to dopiero ciekawostka. Ich skład pozostawia wiele do życzenia i tu pojawia się taki mały paradoks… W kubeczku są duże kawałki owoców, nawet wyczuwalne na języku, a skład nas informuje, że owoców jest tyle, co kot napłakał. Nasuwa się więc pytanie, czy to co gryziemy to rzeczywiście była truskawka, czy może znowu jakieś małe oszukaństwo, które do złudzenia przypomina ekstra duży kawałek owocu?
Niestety, okazuje się, że smak i zapach wędruje do kubeczka nie z pola, tylko z laboratorium. I znów kolejny produkt, który z zasady ma być zdrowy i pyszny, okazuje się produktem masowym, który jest produkowany dzięki nowoczesnym metodom, bez zachowania jakiejkolwiek tradycji.
msewka
No ale to produkt z serii Kultowe smaki Ameryki,więc jak nie ma być niezdrowy i tuczący?
meg-air