Karol Okrasa odkrywa kulinarną Australię

  • 2

Jak wygląda Australia widziana oczami pasjonata kuchni? Wspomnienia Karola Okrasy z australijskiej podróży i Fotorelacja!

         
ocena: 5/5 głosów: 2
Karol Okrasa odkrywa kulinarną Australię

Zielone winnice, piaszczyste plaże i + 35 stopni ciepła. Mięso krokodyla, snapper w liściach bananowca oraz delikatne małże z limonką i orzechami. A wszystko przy akompaniamencie najlepszych australijskich win. Tego właśnie doświadczył Karol Okrasa, szef kuchni autorskiej restauracji Platter w Warszawie, w trakcie podróży na czerwony kontynent, gdzie okrywał prawdziwe kulinarne Antypody.

Czerwony kontynent, Nowy Świat – tak nazywana jest Australia. Miejsce niezwykłe nie tylko pod względem kulturowym, ale i kulinarnym. Miejsce, skąd, mimo palącego przez większość roku słońca, pochodzą wyraziste w smaku i kuszące aromatem wina Jacob’s Creek. To właśnie przy ich akompaniamencie poznawał Australię Karol Okrasa. Co wspomina najbardziej z tej niezwykłej wyprawy?

Australijskie BBQ i polska trawa żubrowa

Moje pierwsze kroki w odkrywaniu kulinarnych Antypodów powiodły mnie do Steingarten Jacob’s Creek. To jedna z tych winnic, która robi na każdym odwiedzającym wrażenie. Położona jest na skale (stąd też nazwa, która w tłumaczeniu oznacza kamienny ogród) na szczycie wzgórza, pomiędzy dwiema przepięknymi dolinami. Kolejny przystanek - dom Jacob’s Creek czyli Visitor Center w Barossa Valley, gdzie czekał już na nas test sensoryczny win. Doskonałe Chardonnay, lekko pieprzny Grenache Shiraz czy orzeźwiający Sauvignon Blanc – raj dla fanów tego szlachetnego trunku.

Kiedy myślałem, że tego popołudnia nie potrzebuję nic więcej do szczęścia nadszedł czas lunchu, którego nigdy nie zapomnę. Rzadko bowiem jadam smażonego krokodyla z konfiturą pomidorową i krwistego kangura w jednej kompozycji. Potem BBQ w iście australijskim stylu. Najpierw na przystawkę 2 kg snappera w liściach bananowca z trawą cytrynową i King George Whiting (witlinek - ryba podobna do dorsza, przyp. red) ze smażonym serem Halloumi. Następnie koźlina z rozmarynem, mleczna jagnięcina z tymiankiem i polędwica z krokodyla z... trawą żubrową, którą przywiozłem prosto z Polski. Do tego bagatela 6 sałatek wśród których na uwagę zasługują czerwone buraki w orientalnym wydaniu. Jak się okazuje są bardzo popularne w Australii.

Smaki świata – świat smaków

Kolejny pełen wrażeń dzień w Australii rozpoczęliśmy od zwiedzania Melbourne. Tuż po śniadaniu wraz z naszym przewodnikiem, zapalonym miłośnikiem kuchni Alanem, zanurzyliśmy się w świat oryginalnych aromatycznych przypraw, poczuliśmy zapach świeżo mielonej kawy i niezwykłych wypieków. Mieliśmy okazję spróbować wyjątkowych lokalnych wędlin i serów z najdalszych zakątków w małych rodzinnych sklepikach z ponad 100-letnią tradycją. O kuchni australijskiej możemy powiedzieć, że jest zlepkiem smaków z całego globu. Dominuje włoska i angielska, ale spotkacie sklepiki, które oferują francuskie specjały jak i orientalną żywność. Nie zabraknie pizzy i pasztetów, a także słynnego Vegemite (pasta z  wyciągu drożdży - przyp. red) .

Potem, mimo deszczu, zaplanowane na ten dzień BBQ na plaży odbyło się bez przeszkód. Przy grillu powitał nas jeden ze słynnych australijskich szefów kuchni – Simon Bryant, gwiazda programów telewizyjnych - który specjalnie na spotkanie z nami przyleciał z Adelajdy.

Australijczycy często ułatwiają sobie kulinarne przygotowania. Przykładem mogą być krewetki, które mieliśmy okazję spróbować. Nieobrane, i co ważniejsze, jedzone razem z pancerzem. To jednak nie był koniec. Na grillu przygotowane zostały ponadto wędzona Baramundi z trawą cytrynową, homar z sosem Berrnaise, małże z limonką i orzechami. A to wszystko z ziołami, które Simon zbiera sam. Nauczyli go tego jego koledzy Aborygeni, większość z tych ziół jest bowiem nie do kupienia w tradycyjnych sklepach.

Będąc w Melbourne nie mogło mnie zabraknąć na jednym z najważniejszych wydarzeń sportowych – Australian Open 2012, czyli tak zwanym Wielkim Szlemie. Taksówką wodną dotarliśmy pod słynne Rod Laver Arena by obejrzeć finał mężczyzn. A tam – rozgrywka pomiędzy dwoma tytanami tenisa – Diokovic vs Nadal. Zajęliśmy miejsca i przy lampce dobrze schłodzonego Jacob’s Creek Shiraz Rose (co w 35 stopniowym upale jest zbawienne) byliśmy, jak się później okazało, częścią najdłuższego i chyba najbardziej fascynującego finałowego meczu w historii. Pełen emocji i licznych zwrotów akcji trwał blisko 6 godzin. Pod koniec tej morderczej walki byliśmy pełni podziwu dla siły, wytrzymałości i woli zwycięstwa obu zawodników.

Australia to kraj wciąż nieodkryty, kryjący w sobie setki kulinarnych tajemnic, których nie pozna się w trakcie jednego wyjazdu. Opuszczałem jednak czerwony kontynent z głową pełną nowych pomysłów. Oczywiście kulinarnych.