Felieton na diety

Nasze przemyślenia na temat diet, ku przestrodze z humorem.

         
ocena: 0/5 głosów: 0
Felieton na diety

Zima zaraz się wyzimi, ani się obejrzymy, aż zacznie się robić coraz cieplej, kolejne warstwy ubrania trzeba będzie zacząć z siebie zdejmować. No i tu jest problem, bo nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. Każdy zrobił sobie jakieś noworoczne postanowienia, a nawet jeśli tylko jedno- to na pewno takie, żeby schudnąć. No, może oprócz tych, którzy równie rozpaczliwie chcą przytyć. I tu też jest problem, bo jak biedny człowiek ma się trzymać postanowień, skoro już w pierwszych miesiącach roku tyle pokus nieczystych czyha na nieszczęśnika i jego nieco obszerniejsze, nieopalone ciało? Sylwester- wiadomo- odpuszczamy sobie, w końcu to ostatni dzień roku, więc musimy pożegnać go z hukiem, a przecież pierwszy dzień nowego- trzeba zacząć na bogato! Odpuszczamy więc sobie podwójnie! Podwójnie więcej alkoholu, tłustych przekąsek, niektórzy się nawet przejedzą jak w Święta. Ooo, z resztą po Świętach był ten sam płacz, bo za kilka dni sylwester i trzeba przecież schudnąć do nowej sukienki... No, ale to było w zeszłym roku.

Począwszy więc od Sylwestra rozpościerają się przed nami nowe możliwości przybrania na wadze. Tak tak, Moi drodzy, wchodzimy w okres zwany karnawałem. Tańce, hulanki, swawole... no i jedzenie, a jak! Jest tak fajnie, impreza się kręci, na stół wjeżdżają przekąski, chipsy i słodkie napoje. Jeśli mamy słabą wolę- polegniemy. I to nie raz, nie dwa, a wielokrotnie, bo w końcu takich imprez kilka w karnawale zaliczymy. Do tego dochodzą noworoczne urlopy. Ktoś wyskoczy na weekend w góry- a tam nad wesołym ogniem, tuż przy stoku już smaży się dla nas tłusta kaszaneczka, którą podadzą nam z zasmażaną kapustą. A potem tylko jeszcze jeden (no może dwa, no dobra, jeszcze jeden) grillowany oscypek z żurawinką. W końcu jesteśmy w górach, urlop bez kilku smakowitych serków nie byłby zaliczony. Poza tym jest zimno, jeździmy na nartach-to się spali. Jak zejdziemy ze stoku, na pewno nie odmówimy sobie góralskiej kwaśnicy. Potem zamówimy kieliszeczek, dwa i zanim się obejrzymy, obiad zamieni się w biesiadkę. Wracamy z urlopu, i nagle robi się luty, a konkretnie jego połowa.

Tak! Walentynki! Święto Zakochanych z pewnością zechcemy uczcić z naszą drugą połówką w jakiejś miłej knajpce. Tego dnia "kalorie" to słowo zupełnie nam nieznane(słyszeliśmy, że pochodzi z mało znanego dialektu języka Bangla i podobno oznacza "radość"). Więc się radujemy z ukochanym/ą na całego. Pozwolimy sobie na przystawkę, danie główne, dużo wina  i nawet na deserek, który i tak nam się nie mieści, ale jemy bo jest dzień odpuszczenia. Potem będziemy żałować. Nie martwcie się, nasze silnie postanowienie poprawy będzie Was wpędzać w dumę jeszcze tylko przez kilka dni.

Wytrwacie w zapomnianym w styczniu i odkurzonym na nowo po Walentynkach zaprzysiężeniu niejedzenia tylko do Tłustego Czwartku. Pączki, pączusie, faworki - istna orgia kalorii. Wszystko słodkie, mączyste, smażone na głęboki tłuszczu, nadziewane słodkim nadzieniem, polane lukrem i oczywiście w absurdalnych ilościach. Polacy tego dnia stawiają sobie za punkt honoru upchnięcie we wszystkie newralgiczne strefy swojego ciała jak największego zastrzyku tłuszczu z cukrem. Wcale nie tak strasznie popularny na co dzień pączek, nagle rośnie w oczach wygłodniałych go obywateli do rangi ukochanego łakocia, którego nie najedli się w dzieciństwie. I wszyscy jak w narkotykowym transie jedzą te tłuste piłeczki w ilościach niemożebnych. Czy to już koniec kalorycznych pułapek przed wakacjami i kostiumem? NIE! Przed nami jeszcze Święta Wielkanocne, a potem majówka i grillowanie na działkach suto zakrapiane alkoholem.

Czy powinniśmy zatem odchudzać się między chwilami słabości?

Nie. Moi Drodzy, wszyscy próbują ciągle jakichś diet, ale dieta to nie jest kilka czy kilkanaście dni, gdy jemy zupełnie co innego niż na co dzień i to w dodatku w chorobliwie małych ilościach. Dieta to dobry sposób odżywiania na całe życie. Możemy zacząć robić jedną z tych modnych drastycznych głodówek, a szczęście nie potrwa długo, bo potem i tak wszystko powróci z nawiązką. Nasz organizm podczas diety doznaje szoku, dostając tym sygnał i przyzwolenie na to, by skrzętnie zmagazynować każdą bardziej kaloryczną potrawę, którą spożyjemy po zakończeniu diety. Nasze ciało ma swój własny instynkt przetrwania i całe szczęście. Każdy dietetyk jak mantrę powtarza, że najważniejsze to:

- odżywiać się zdrowo, unikać fast foodów, słodyczy i żywności przetworzonej
- jeść mniej węglowodanów i tłuszczów, a skupić się raczej na warzywach
- uprawiać sport, nie tylko dla ciała, ale i dla umysłu
- nie podjadać między posiłkami , ew. kilka orzechów, surowe warzywa, lub niewielki owoc
- starać się nie jeść po godzinie 18.00 (organizm odwdzięczy się nam szybkim chudnięciem)
- jeść pięć niewielkich lekkich posiłków dziennie, zamiast dwóch dużych i ciężkostrawnych
- pić dużo wody mineralnej

A jeśli już naprawdę musicie zrobić dietę, to weźcie znane wszystkim tabletki pod żartobliwą nazwą "ŻP". Amen