Bardzo popularne kostki rosołowe, to nikomu niepotrzebna chemia. W maleńkiej kosteczce jest jej tak wiele, że składem przypomina tablicę Mendelejewa. Faktem jest, że żadna zupa nie smakuje dobrze, jeśli nie ma solidnej, smacznej i aromatycznej bazy. Wywar to podstawa i esencja smaku. Oczywiście, nikt nie zakazał sprzedaży kostek rosołowych, niemniej jednak, prawdziwe domowe zupy – jak sama nazwa wskazuje - powinny być przygotowywane na domowym bulionie, żeby spożycie trującej chemii ograniczyć do minimum.
Najsmaczniejszy wywar to taki, który jest gęsty, kleisty, wręcz oleisty. To kości nadają taką konsystencję. Najlepiej sprawdzają się kości cielęce, ale muszą być długo gotowane. Najpierw jednak polecam wsadzić je na pół godziny do piekarnika, w towarzystwie marchewki, korzenia pietruszki, selera i cebuli, żeby się zdrowo wszystko zarumieniło. Potem podlewamy składniki wodą i wrzucamy jeszcze na chwilę do pieca.
W międzyczasie wyjmujemy duży kocioł i wrzucamy wszystko do niego, zalewamy wodą, dorzucamy kilka liści laurowych, ziele angielskie, dwie łyżki soli, łyżkę pieprzu, 3 ząbki czosnku, łodygi natki pietruszki i czekamy aż zacznie wrzeć. Następnie zmniejszamy płomień do minimum i gotujemy kilka dobrych godzin pod przykryciem.
Cała mikstura z powodzeniem może gotować się nawet całą noc! Następnego dnia, z samego rana odstawiamy wywar do wystygnięcia, a następnie na kolejną noc chowamy go do lodówki.
Co potem? Zbieramy tłuszcz i zabieramy się za filtrowanie naszego bulionu. Wybieramy kilka słoików, nakrywamy je tetrą i przelewamy do nich nasz złoty wywar. Uprzedzam, jest z tym trochę zabawy i sporo sprzątania, ale warto.
Przefiltrowany płyn rozlewamy do foremek do lodu i wstawiamy do zamrażalnika. Kiedy kostki będą już dobrze zmrożone, wyjmujemy je z foremek, przekładamy do woreczka i korzystamy z bulionu przez pół roku, bo przez tyle czasu będzie nadawał się do spożycia.