Siedzą sobie dwa śledzie na drzewie. Jeden mówi:
- Ale bym był wielkim bogiem, Wielkim Bogiem Śledziowym gdybym mógł latać.
Na to drugi:
- Eee...ja to bym był Wielkim Bogiem Śledziowym, Bogiem wszystkich śledzi na całym świecie, gdybym tylko latał to byłbym panem śledzi.
Siedzą tak przez jakiś czas, a tu patrzą....leci śledź.
- O ty nasz Wielki Bogu Śledziowy, Bogu wszystkich śledzi na całym świecie umiesz latać, więc czemu jesteś taki smutny?
- Wiecie co, ja to chciałbym mieć długie włosy...
- O ty nasz Wielki Bogu Śledziowy, po co ci długie włosy jak umiesz latać?
- Bo chciałbym je sobie za uszy zakładać.......
No co ja poradzę, że śmieszą mnie suchary? ;-)
Ale chyba wszyscy się zgodzą z tym, że święta to nie jest bajka. Na kupie, z wrzeszczącymi dzieciarami, 8 godzinę przy stole, przy braku ruchu i świeżego powietrza... Kuchnia świąteczna też nie jest zbyt łaskawa dla jelit, a jako, że są naszym drugim mózgiem, to podczas tych rodzinnych nasiadów jest on mocno obciążony...
I wtedy na ratunek przychodzą nalewki i inne „lekarstwa” i stare, dobre (różnie z tym bywa) dowcipy. I nie ma się co nadymać czy śmieszne, czy nie, tylko głośno się śmiać. A dowcip o śledziach wejdzie do świątecznego repertuaru, gwarantuję.
Ja kocham śledzie zawsze, w każdej postaci, o każdej porze dnia, a nawet nocy (wtedy w towarzystwie niewielkiego szkła napełnionego krystalicznym płynem. Stosować z umiarem). Na słodko, kwaśno, ostro, z pokruszonym piernikiem, albo w oleju z cebulką, z majonezem i musztardą, w płatach i kawałkach… No kocham po prostu i już.
A że mam zajawkę na superfoody to on jest w tej kategorii mocnym graczem. Te kwasy omega 3 i 6, a jak się do nich dołoży czosnek, albo kurkumę, albo imbir... To i odporność, i przeciw rakowi i na wieczną młodość... I do tego ten smak...
- Ale bym był wielkim bogiem, Wielkim Bogiem Śledziowym gdybym mógł latać.
Na to drugi:
- Eee...ja to bym był Wielkim Bogiem Śledziowym, Bogiem wszystkich śledzi na całym świecie, gdybym tylko latał to byłbym panem śledzi.
Siedzą tak przez jakiś czas, a tu patrzą....leci śledź.
- O ty nasz Wielki Bogu Śledziowy, Bogu wszystkich śledzi na całym świecie umiesz latać, więc czemu jesteś taki smutny?
- Wiecie co, ja to chciałbym mieć długie włosy...
- O ty nasz Wielki Bogu Śledziowy, po co ci długie włosy jak umiesz latać?
- Bo chciałbym je sobie za uszy zakładać.......
No co ja poradzę, że śmieszą mnie suchary? ;-)
Ale chyba wszyscy się zgodzą z tym, że święta to nie jest bajka. Na kupie, z wrzeszczącymi dzieciarami, 8 godzinę przy stole, przy braku ruchu i świeżego powietrza... Kuchnia świąteczna też nie jest zbyt łaskawa dla jelit, a jako, że są naszym drugim mózgiem, to podczas tych rodzinnych nasiadów jest on mocno obciążony...
I wtedy na ratunek przychodzą nalewki i inne „lekarstwa” i stare, dobre (różnie z tym bywa) dowcipy. I nie ma się co nadymać czy śmieszne, czy nie, tylko głośno się śmiać. A dowcip o śledziach wejdzie do świątecznego repertuaru, gwarantuję.
Ja kocham śledzie zawsze, w każdej postaci, o każdej porze dnia, a nawet nocy (wtedy w towarzystwie niewielkiego szkła napełnionego krystalicznym płynem. Stosować z umiarem). Na słodko, kwaśno, ostro, z pokruszonym piernikiem, albo w oleju z cebulką, z majonezem i musztardą, w płatach i kawałkach… No kocham po prostu i już.
A że mam zajawkę na superfoody to on jest w tej kategorii mocnym graczem. Te kwasy omega 3 i 6, a jak się do nich dołoży czosnek, albo kurkumę, albo imbir... To i odporność, i przeciw rakowi i na wieczną młodość... I do tego ten smak...
No nic tylko robić i jeść.