Tak, tak, wielu z nas jeszcze pamięta, z jaką niechęcią jadaliśmy w szkołach obiady. Zupa rozwodniona i bez smaku, na drugie kluski z serem albo kasza z gulaszem o smaku bliżej nieokreślonym… a wszystko to najczęściej ledwie ciepłe. 1 września za pasem, zobaczmy zatem, co czeka nasze dzieci w stołówkach szkolnych.
„Zupę zjedz, talerz gorącej, pomidorowa, przynajmniej dobra”
Tak Adasia Miauczyńskiego w „Dniu Świra” do jedzenia namawiała matka. Jak zachęcić nasze dzieci do jedzenia zup w szkołach? I czy na pewno warto?
Zupa to bardzo ważny posiłek, powinna być ciepła, prawie gorąca, jest świetnym wstępem do głównego dania oraz deseru. Dlatego nasze domowe obiady rozpoczynają się właśnie od zupy. Dzieci w szkołach również nie powinny być karmione gorzej. Tymczasem okazuje się, że szkolne zupy powstają na bazie kilku rosołowych kostek, sztucznego makaronu i przyprawy imitujacej warzywa.
Wiele zup swoje nazwy bierze wcale nie od składu użytych do jej przyrządzenia warzyw, jak np. pomidorowa, ogórkowa czy grzybowa, a od rodzaju przyprawy. Czerwony barszcz gotowany w szkolnej stołówce najczęściej nie miał okazji spotkać się z burakiem ćwikłowym.
Dlatego dzieci najczęściej rezygnują z jedzenia takiej zupy, a od razu sięgają po drugie danie. Czy to dobry wybór?
Na śniadanie – drugie danie
Okazuje się, że wiele dzieci do szkoły wychodzi bez śniadania. Wiadomo – zdarza się zaspać, rodzice nie zawsze mają czas przygotować rano posiłek, a o 8.00 trzeba już siedzieć w ławce. Wiadomo jednak, że głodne dzieci nie myślą o tym, co pani pisze na tablicy. I tutaj odpowiedzialność za odpowiednie żywienie dzieci rodzice zrzucają na szkołę, a dokładniej na „personel stołówkowy”.
Według dietetyków prawidłowy posiłek dziecka w szkole powinien dostarczać ok. 1000-1200 kalorii. Poza tym przynajmniej jeden dzień w tygodniu menu obiadowe nie powinno zawierać mięsa. Tymczasem okazuje się, że obiady są mało urozmaicone, czasem nawet w jednym tygodniu dwukrotnie występują np. pyzy z mięsem.
Na drugie danie dzieci dostają najczęściej dania słodkie – pierogi z jagodami, słodzone naleśniki, makaron z truskawkami, ryż z owocami. Te dania bowiem cieszą się największym uznaniem wśród uczniów – łatwo i szybko zaspokajają głód. Okazuje się jednak, że to jedno z najgorszych wyjść preferowane przez szkolnych kucharzy. Takie obiady dostarczają wielu pustych kalorii, w efekcie więc cukier szybko zamienia się w tłuszcz, chwilowo zaspokajając głód, dodatkowo zaś sprzyjając próchnicy. Zwłaszcza, że w szkołach rzadko dba się o to, by po posiłku dzieci myły zęby.
Ważne jest również, by zestaw obiadowy był odpowiednio ciepły, najlepiej składający się z trzech dań. Trzeba mieć na uwadze to, że dla dzieci z mniej zamożnych rodzin to właśnie szkolny obiad jest jedynym ciepłym posiłkiem w ciągu dnia. By miały siłę do nauki, szare komórki również wołają „jeść”, a ich wołania powinny zostać wysłuchane.
W wielu szkołach stawiane są automaty z „jedzeniem pierwszej potrzeby”, czyli z zimnymi napojami, z batonami oraz drożdżówkami. Wysokosłodzone napoje na pewno nie są dobrym rozwiązaniem. Pragnienie skuteczniej ugasi – i zdrowo – skorzystanie z dystrybutora z wodą mineralną. Jeśli na terenie szkoły nie ustawi się automatu z coca-colą uczniowie będą musieli sięgnąć po wodę. Zwłaszcza, że woda będzie darmowa.
Podobny problem dotyczy sklepików, a dokładniej ich asortymentu. Nikt nie kontroluje bowiem tego, co jest sprzedawane dzieciom – a głownie są to słodycze: chipsy, ciastka, batony, cukierki, gumy do żucia. Zamiast obiadu to właśnie tym najchętniej żywią się dzieci. Poza tym takie podjadanie jako alternatywa dla regularnych posiłków bardzo niekorzystnie wpływa na układ trawienny – sprzyja otyłości i przyczynia się do niebezpiecznego wzrostu poziomu cholesterolu.
Kto powinien zająć się sprawą obiadów?
Problem dotyczy większości polskich szkół. Czasem winą za nieprawidłowe menu uczniów obarcza się kucharki, które najczęściej nie posiadają wiedzy na temat zdrowego odżywiania. Nikt nie kontroluje tego, co serwowane jest w stołówkach.
Może warto pomyśleć o odpowiedniej edukacji na temat żywienia na lekcjach. Na temat szkolnego jedzenia na pewno chętnie wypowiedzą się dzieci. Jeśli nadal będą jeść wodnistą zupę i słodkie placki – nie wyrobią sobie odpowiedniego gustu kulinarnego. W przyszłości idąc tym tropem chętniej sięgną po fast-foody, bo nie docenią walorów ryby czy kasz, jeśli w dzieciństwie karmione były makaronem z torebki i kompotem z koncentratu.
Sądzisz podobnie, a może masz na ten temat inne zdanie? Podyskutuj na forum: Obiady w szkolnej stołówce - czy warto?