Pięć lat temu zmuszona byłam przejść na dietę ze względów zdrowotnych. Leków, brać nie mogłam, organizm się buntował i co wtedy? Otóż jestem przykładem, że dietą można się wyleczyć z niektórych chorób, podnieść odporność bez brania leków. Odporność podniesiemy wtedy, gdy zaczniemy odżywiać się zdrowo. Wzrost odporności sprawia, że organizm zaczyna walczyć z chorobą. Niestety tak jesteśmy skonstruowani, że system odpornościowy to taki nasz strażnik. Przy okazji mojej diety schudłam 8 kg, a zupełnie mi na tym nie zależało.
Początki były trudne bo czułam się jak na detoksie. Cukier uzależnia i jak go odstawimy jesteśmy na głodzie, jak palacze. Piłam duże ilość glukozy, więc kiedy to odstawiłam przeżyłam szok. Organizm wołał słodkiego, a na języku czułam ciągłe jego braki. Najgorszym okresem były 3 miesiące.
Tyle trwało, żeby przejść odtrucie z cukru. Potem było z górki. Moim menu były kasze, a konkretniej wszystkie gatunki, a do zupy zamiast makaronu też wędrowała kasza. Warzywa jadłam wszystkie, z tym, że marchewkę tylko surową. Piłam soki warzywne, które sama robiłam, a surówki szły w ilościach hurtowych. Chleb tylko żytni na zakwasie. Mięso chude, wędliny głównie też domowe, ale kupne się zdarzały. Nie byłam w stanie tylko wyeliminować jajek, bo je uwielbiam. Odkryłam mleko sojowe, kokosowe oraz kotleciki sojowe.
Robiłam naleśniki z mąki żytniej, a do nich wkrajałam jabłuszko i powstawał mój deser. W gości chodziłam ze swoim chlebem. Ciągle słyszałam, jak kawa i ciasto na stole pytało mnie „co Ty będziesz jeść?”, a ja odpowiadałam, że nic, bo jadłam obiad przed wyjściem. I tu pojawia się bardzo istotna zasada. Wychodzimy z domu najedzeni! W gościach owszem jadłam, ale kolację. Nie stołowałam się na mieście. Jadłam dużo kapusty kiszonej oraz ogórków kiszonych. Byłam ciekawa, czy faktycznie podniosę sobie odporność… Udało się!
Podniosłam, wyniki poprawiłam, schudłam i czułam się świetnie. Organizm sam zaczął walczyć z chorobą. Na diecie jestem dalej, ale już nie tak restrykcyjnej. Mogę śmiało stwierdzić, że jestem przykładem, że bez cukru można żyć i nie jest on potrzebny do szczęścia. Kiedy jemy cukry proste to trzustka musi pracować więcej i ciężej żeby je przetworzyć, wtedy poziom insuliny nam skacze. Kiedy jemy węglowodany złożone to trzustka pracuje na zwolnionych obrotach, bo przetwarza je wolniej i nie odczuwamy głodu przez dłuższy czas. Czy da się wytrzymać na takiej diecie? Otóż tak!
Determinacja, silna wola, ale najważniejszym czynnikiem było postawienie się na nogi, wygranie walki z chorobą. Gdybym chciała tylko chudnąć podejrzewam, że moja motywacja byłaby słaba ale wiedziałam, że inaczej nie wyzdrowieję. Z czasem wchodzimy w rytm przygotowywania posiłków i idzie całkiem fajnie oraz sprawnie. Najgorsze są początki i najtrudniej zacząć. Życzę powodzenia i trzymam mocno kciuki! Da się, uwierzcie…
Nina W.